Zawsze można pomodlić się do wszystkich świętych pochodzących z Kresów. O to, by dobro zwyciężyło, bo przecież na Kresach zawsze mieszkali i mieszkają w większości dobrzy ludzie.
Co siódmy Polak deklaruje, że ma korzenie kresowe. Ale są regiony Polski, gdzie jest w ujęciu procentowym jeszcze więcej urodzonych za Bugiem i ich potomków. W województwie dolnośląskim to prawie 50 proc., w Opolskiem 30 proc., a w Zachodniopomorskiem 25 proc. Siłą rzeczy, Wszystkich Świętych to jedno z najbardziej „kresowych” świąt w polskim kalendarzu. Wspominając naszych zmarłych przodków wielu z nas myśli przecież o dziadkach, babciach, ciociach, wujkach przybyłych ze wschodu. Niektórzy z nas zaś nawet jeżdżą na cmentarze za wschodnią granicę, by odwiedzić groby pozostałych tam na zawsze bliskich.
W ten dzień wspominamy również wielkich ludzi naszej kultury, Kościoła, gospodarki czy naszych bohaterów. Większość z nich urodziła się i związana była z Kresami, albo przez całe życie, albo na jakimś etapie życia.
My wszyscy z nich – Kresowiaków. I tych znanych powszechnie, i tych znanych tylko bliskim, i tych zupełnie zapomnianych.
Tytułowy cytat z „Dziadów” Adama Mickiewicza odnosi się bezpośrednio do tych, którzy zostali zesłani przez carat na Sybir. I o nich pamiętajmy, nie tylko o ich męczeństwie, ale i o życiu. Wielu zesłańców z XIX wieku, paradoksalnie, znalazło sobie za Uralem swoje miejsce na ziemi, swoją przestrzeń wolności, zachowując przy tym polskość. W dużym stopniu to właśnie Polacy przynieśli cywilizację do tamtej dzikiej ziemi. Dziś szacuje się, że kilkadziesiąt procent mieszkańców dalekiego Irkucka ma polskie korzenie. Na dalekim północnym wschodzie też są polskie groby i polskie pamiątki z tamtych czasów.
Oczywiście, Mickiewicz był Wieszczem, wizjonerem, więc ta jego poetycka modlitwa to i dla nas, współczesnych wezwanie do pamięci. Pamięci o wszystkich naszych ludziach tam mieszkających, kiedyś i dziś. I o dorobku, który po sobie pozostawili. On kształtuje również współczesną Polskę.
Carska Rosja usilnie się starała, ale Kresów nie zniszczyła. Ani polskiej obecności na nich, ani tej mozaiki ludów i kultur, które wywodzą się z lat świetności dawnej Rzeczpospolitej czy Wielkiego Księstwa Litewskiego. Świadczyło o tym Powstanie Styczniowe, które niektórzy nazywają „ostatnim zrywem Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Wykreowało wspólnych bohaterów i męczenników Polski, Białorusi i Litwy. Dziś wraca w naszych krajach dobra pamięć o Powstaniu Styczniowym, coraz więcej ludzi odnajduje i opiekuje się zapomnianymi przez dekady grobami powstańców styczniowych. To dobry znak.
Wracając jednak do historii, koniec dawnych Kresów rozpoczął się w XX wieku. I ta zagłada miała kilka etapów. Stopniowo, Kresy stały się „skrwawionymi ziemiami”.
Najpierw, I wojna światowa. Nam przyniosła niepodległość, ale po drodze było dużo cierpienia. Gdy podróżuje się po wschodniej Polsce czy dzisiejszej zachodniej Ukrainie, zawsze wzruszają cmentarze żołnierzy nieistniejących imperiów, poległych w tej wojnie. Polacy, Niemcy, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, Włosi, Chorwaci i inni. Zginęli za cesarzy i dynastie, po których świetności pozostały jedynie wspomnienia. Dziś, poza lokalnymi pasjonatami, mało kto o tych grobach pamięta, bo nie ma krajów, których bohaterami mogliby być.
Z tej wojny wyłoniły się nowe państwa, a podmiotem dziejów miały stać się narody, a nie dynastie. Dla Kresów miało to nie zawsze pozytywne konsekwencje. Historycy mówią, że wojna polsko-ukraińska w latach 1918-19 to była być może pierwsza i ostatnia „rycerska” i „honorowa” wojna między narodami na tych ziemiach. Dlatego mogą obok siebie spoczywać na Cmentarzu Łyczakowskim polegli w tamtych walkach o Lwów i Małopolskę Wschodnią (głównie młodzi) Polacy i Ukraińcy.
Ostatni raz ludy Kresów stanęły razem przeciwko złu w wojnie z bolszewikami. Polacy, Ukraińcy, Białorusini, a nawet Rosjanie, wsparci przez ochotników węgierskich, francuskich i amerykańskich zatrzymali bolszewików. Cmentarze i pomniki tamtych towarzyszy broni można spotkać w wielu miejscach, nie tylko na wschodzie.
Ale zwycięstwo nad bolszewizmem było częściowe. Tylko Polacy wyszli z niego z własnym państwem, a i to nasze państwo było okrojone w stosunku do tego, o jakim marzyli Kresowiacy. Po traktacie ryskim za granicami pozostało kilka milionów Polaków. W latach 1937-38 padli ofiarą ludobójstwa. Podczas tzw. operacji polskiej NKWD wymordowano, według różnych szacunków, do 200 tysięcy Polaków. Za to tylko, że byli Polakami. Było to pierwsze ludobójstwo na tle wyłącznie etnicznym w tej części świata. Ci, co przeżyli, byli więzieni, przesiedlani, wynaradawiani. Dzieci odbierano rodzinom.
„Operacja polską NKWD” to jeden z etapów niszczenia dawnych Kresów. Poprzedził ją równie zbrodniczy, sztucznie wywołany przez ludzi Stalina Wielki Głód. Miał zniszczyć klasę chłopską, a najwięcej chłopów było na żyznych ziemiach dzisiejszej wschodniej i środkowej Ukrainy. Pochłonął miliony ofiar, usuwając w ten sposób całą klasę społeczną i lokalną, ugruntowaną przez wieki gospodarkę.
A potem II wojna światowa, rozpoczęta atakiem Niemiec i ZSRS na Polskę, która dla Kresów przybrała rozmiary wręcz apokaliptyczne. To w jej wyniku Kresy stały się jednym wielkim cmentarzem. Większości ofiar nigdy godnie nie pochowano i nie odnaleziono. Zaczęło się od katyńskiego ludobójstwa, wywózek Polaków w głąb ZSRS, potem przedstawicieli innych narodów.
Mówi się czasem, że my, Polacy, jesteśmy jedną wielką „rodziną katyńską”. Coś w tym jest. Przez lata nie tylko nie znaliśmy prawdy o losie polskich oficerów (o losie części z nich wciąż zresztą nie wiemy), ale w ogóle, zakazana była pamięć o nich, a oficjalną wykładnią było kłamstwo katyńskie. Walka w wolną Polskę to jednocześnie historia walki o prawdę o Katyniu.
Potem, po ataku Niemiec na ZSRS, zaczęło się mordowanie Żydów, którzy przez wieki byli również mieszkańcami Kresów. Przez kilka lat Niemcy zgładzili prawie wszystkich kresowych Żydów. Żydowskie społeczności i miasteczka zniknęły na zawsze z tych ziem. Potem ludobójstwo wołyńskie. Wzorując się na Niemcach, nacjonaliści ukraińscy wymordowali prawie 100 tys. Polaków. I tak zniszczona została kolejna kresowa społeczność. Do tego, większość Żydów i Polaków wymordowanych w latach 40. nie ma grobów.
Na „skrwawionych ziemiach” ofiarami zbrodni III Rzeszy padali także zwykli Białorusini i Ukraińcy. Zwłaszcza na dzisiejszej Białorusi, ale też wschodniej i środkowej Ukrainie, Niemcy zniszczyli na zawsze tysiące wsi i zgładzili ich mieszkańców. Również nie mają grobów.
Natomiast jeden z najpiękniejszych kresowych cmentarzy to ten… na Monte Cassino. Tysiące grobów tych, którzy zostali wyrzuceni ze swoich domów i wysłani na poniewierkę po sowieckich łagrach. Uratowani w arce, jaką była armia Andersa, przeszli drogę od „nieludzkiej ziemi” przez Bliski Wschód aż tam, do bram Rzymu. Marzyli, że powrócą do domu, ale po drodze zginęli w zwycięskiej bitwie. Ich doczesne szczątki spoczywają niby w obcej ziemi, z drugiej strony w pewnym sensie są „w domu”. Tam jest kolebka ich i naszej, europejskiej kultury. Tej, którą najeźdźcy próbowali na Kresach zniszczyć.
Bohaterowie spod Monte Cassino zginęli za Polskę, ale przecież na polskim cmentarzu oprócz katolickich są także groby prawosławne, żydowskie, protestanckie, muzułmańskie. To kolejne piękne świadectwo wielkości dawnych Kresów i dawne Rzeczpospolitej.
Po Niemcach na Kresy znowu przyszli Sowieci. I zaczął się kolejny etap niszczenia. Represje, wywózki, sowietyzacja dotknęły w różnym stopniu wszystkich jeszcze zamieszkałych tam społeczności. W pierwszym rzędzie wyrzucono do Polski w nowych granicach większość Polaków. A potem władza sowiecka wzięła się za pozostałych na miejscu. Celem było uczynienie z wszystkich „ludzi radzieckich”. Celem było też ostateczne wykluczenie wszelkiej wiary z kultury i serc zamieszkałych tam ludzi.
Nie udało się to do końca. To w sumie cud, że przetrwały przez te wszystkie lata lokalne społeczności Polaków, a „ludzie radzieccy” coraz bardziej czują się Ukraińcami czy Białorusinami. Krok po kroku odradza się od lat wiara w Boga. Wciąż też Kresy są mozaiką ludów i kultur, choć już inną niż kiedyś. Na wschodzie żyją też przecież, oprócz „rdzennych” mieszkańców – Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Polaków, Tatarów – przybywający tam w czasach ZSRS Gruzini, Ormianie, Azerowie, Rosjanie albo przedstawiciele narodów Azji Środkowej, Odrodziła się też częściowo społeczność żydowska. Życie okazało się mimo wszystko mocniejsze od śmierci.
I choć dziś wciąż, tym razem na najdalszych Kresach, leje się krew, przeszłość nie została rozliczona i „przepracowana”, na wschodzie jest wciąż wiele zła i patologii, to jednak zawsze można pomodlić się do wszystkich świętych pochodzących z Kresów. O sprawiedliwy pokój, prawdę, solidarność i lepszą przyszłość. O to, by dobro zwyciężyło, bo przecież na Kresach zawsze mieszkali i mieszkają w większości dobrzy ludzie.
Marcin Herman
1 komentarz
black flag
1 listopada 2016 o 17:24tu bedzie swieto jak pan Trump wygra i wygra napewno ,,,7 dni zostalo ,,,, Donald obiecal polonii ze Kijow odda Kresy , Ukraincy nie maja wyjscia , ,, Polacy w US za DJ Trump ,,,,