Żeby nie było: nie jesteśmy litwinożercami. Uważamy, że litewskość – przy czym nie mamy tu na myśli wyłącznie dobrzyńskiego zaścianka – jest niezbywalnym składnikiem tradycji Rzeczypospolitej, nawet jeśli w XIX wieku została ona zepchnięta do narożnika.
Quibus dictis, możemy negatywnie ocenić budowę litewskiego odcinka Via Baltica, ciągnącego się od polskiej granicy do Mariampola. W sumie mówimy o dość mikroskopijnej odległości 40 kilometrów.
Proszę sobie wyobrazić, że ten odcinek ma kosztować 200 milionów euro (w sumie pal sześć), a jego konstrukcja potrwać do 2023 roku, czyli jeszcze 7 lat.
Ok, mały kraj – małe możliwości, ale do tego czasu taką ilość asfaltu można wylać, używając konewki.
Formalnie problemem są grunty. Należą do prywatnych właścicieli, a mają trafić pod międzynarodową autostradę. I oczywiście nie jest powiedziane, że wszyscy muszą się zgodzić na ich odsprzedaż.
No świetnie, ale Litwa mimo swoich przeszkód terenowych, głównie jezior, to nie jest region alpejski, gdzie – by sensownie poprowadzić autostradę – trzeba uskuteczniać – nomen omen – slalom gigant.
Nie będzie można zwalić winy za obstrukcję na Polaków, bo większość drogi prowadzi przez teren Litwy Kowieńskiej, która została zdepolonizowana dosyć skutecznie jeszcze przed wojną.
I tu słówko na obronę naszych braci Litwinów. Pieniądze, pieniądze, pieniądze! – czyli o fundamentach szczęścia narodowego. Unia nie powiedziała ostatecznie „yes” w sprawie pokrycia kosztów przedsięwzięcia. Niewykluczone więc, że trzeba będzie ogłosić „zrzutkę” narodową, a być też może poszukać sponsorów za granicą. To musi potrwać.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl
1 komentarz
gegroza
19 września 2016 o 18:40kiedyś mieli lepsze drogi od nas, ale już ich chyba przegoniliśmy