Enkawudzista Wasilij Błochin osobiście zastrzelił około 50 tys. więźniów, także Polaków w Katyniu. Jego koledzy nie zdołali pobić jego „rekordu”. Wielu z tych, którzy niegdyś mordowali jeńców wojennych, dziś wciąż figuruje na liście najbardziej uhonorowanych oficerów NKWD-KGB-FSB.
W carskiej Rosji w XX wieku, jak utrzymują historycy, był tylko jeden kat. Po rewolucji październikowej ich liczba gwałtownie wzrosła. Katami stali się wysocy oficerowie NKWD, którzy codziennie, od początku rządów Stalina do jego śmierci, wykonywali wyroki śmierci. Liczby mówią same za siebie: w 1937 roku rozstrzelano 353 074 więźniów, w 1938 roku – 328 618, prawie tysiąc osób każdego dnia.
Ale już w 1939 roku – 2552 dziennie, i tak przez lata, aż do 1950 roku, kiedy liczba zabitych w jednym dniu wyniosła 1609 osób. Wyjątek stanowi rok 1940 − rok zbrodni katyńskiej, w którym rozstrzelano ponad 21 tys. Polaków oraz dziesiątki tysięcy dezerterów z Armii Czerwonej. Jak ustalili badacze, większość mordów na więźniach dokonała niewielka grupa osób, dowodzona przez osobistych ochroniarzy Stalina.
Po śmierci przywódcy Związku Sowieckiego na rozkaz Nikity Chruszczowa powołano specjalną komisję do spraw zbrodni stalinowskich. Jednym z jej członków była Olga Szatunowska, bolszewiczka, która wróciła z łagrów. Rezultatem jej pracy było podsumowanie, z którego wynikało, że w ZSRS do 1953 roku zostało aresztowanych 19,84 mln „wrogów”, z czego rozstrzelano około 7 mln.
Służu Sowieckomu Sojuzu
Borys Sopelniak jest jednym z nielicznych historyków w Rosji, spod pióra którego wyszło kilka książek na temat stalinowskich katów. W 2006 roku opublikował pracę „Kaci epoki stalinowskiej”. Tym tematem zajmowali się też inni historycy w ZSRS. Trudnością dla badaczy było to, że nawet na Łubiance, w siedzibie NKWD, niewiele osób orientowało się, czym zajmują się niektórzy oficerowie.
Wiedziano tylko, że są wykorzystywani do zadań specjalnych. Ich teczki osobowe były objęte tajemnicą państwową. Do obowiązków tych „specjalistów” należało także wykonywanie zadań powierzonych osobiście przez Josipa Wissarionowicza. O ich charakterze świadczy na przykład zabójstwo w 1934 roku wpływowego komunisty Siergieja Kirowa. Ponad 60 proc. wyroków śmierci na więźniach politycznych wykonano właśnie na Łubiance. Drugim miejscem zbrodni były obozy internowania Polaków.
W głównej kwaterze NKWD w Moskwie było od 10 do 15 wysokich oficerów, którzy na „robotę”, jak mówili, wyjeżdżali do różnych miast i obozów. Według świadectw zawartych w odtajnionych życiorysach każdy z katów musiał być członkiem partii komunistycznej i mieć dobrą charakterystykę oraz rekomendację od kierownictwa partii. Oczywiście, że nie zawodzili. Wasilij Błochin, jeden z wykonawców zbrodni katyńskiej, osobiście zastrzelił około 50 tys. skazanych na śmierć więźniów.
Jego koledzy osiągali nieco słabsze wyniki. Ale niewiele słabsze. Wielu z tych katów do dzisiaj figuruje na liście zasłużonych oficerów FSB, następczyni NKWD i KGB.
Czekiści do zadań specjalnych
Bracia Szigalewowie to jedni z najbardziej znanych katów stalinowskich. Starszy, Wasilij, ukończył w rodzinnej miejscowości cztery klasy szkoły podstawowej. Uczył się na szewca, ale zdecydował się zaciągnąć do Armii Czerwonej. Walczył w wojnie domowej jako strzelec karabinu maszynowego. Potem został dozorcą więziennym na Łubiance. W 1937 roku Szigalew został mianowany współpracownikiem NKWD do zadań specjalnych. W taki sposób szefostwo ukrywało katów.
Niebawem podobną funkcję zaczął pełnić jego brat Iwan. Po kilku latach szybko awansował na kolejne stopnie oficerskie. Otrzymał tytuł „honorowego czekisty” i został kawalerem kilku orderów państwowych. Zajmował wysokie stanowisko w kierownictwie partii komunistycznej. Petro Jakowlew od 1922 roku do 1924 roku pracował w garażu Lenina i Stalina. Bardzo szybko został kierownikiem garażu i osobistym kierowcą jednego i drugiego przywódcy ZSRS. Pełnił również stanowisko ochroniarza. W którymś momencie zrezygnował z tej funkcji, żeby zrobić karierę szeregowego kata w komendanturze NKWD.
Osobisty ochroniarz Ławrentija Berii pułkownik Nadarajan z Tbilisi, jak wynika z materiałów z tamtych czasów, także dokonywał egzekucji. Oprócz ochraniania Berii kat często rozstrzeliwał skazańców. Jako jeden z nielicznych po śmierci Stalina został osądzony i skazany na 10 lat więzienia. Prawdziwymi „rekordzistami” są jednak bardziej zasłużeni czekiści. Piotr Maggo od 1920 roku był naczelnikiem więzienia wewnętrznego NKWD na Łubiance.
W 1931 roku został przeniesiony na stanowisko oficera do zadań specjalnych Państwowego Zarządu Politycznego przy NKWD RFSRS. Zdaniem badaczy przeprowadził ponad 10 tys. egzekucji. Historycy odnaleźli w archiwach notatki, w których ktoś zapisał, jak Maggo uczył go rozstrzeliwać więźniów:
„Ręce tego, kogo prowadzisz na rozstrzelanie, obowiązkowo muszą być związane z tyłu drutem. Masz mu kazać iść naprzód, a sam, z naganem w ręce, za nim.Tam gdzie trzeba, mówisz mu »na prawo«, »na lewo«, aż doprowadzisz go do miejsca, w którym wcześniej przygotowano piasek. Tam przykładasz mu lufę do głowy i »ciach«! A jednocześnie dajesz mu mocnego kopniaka w dupę. Żeby krew nie trysnęła na podkoszulkę i żeby żona znowu jej nie prała”.
Borys Sopelniak w swojej książce „Śmierć na raty” opisuje, jak pewnego razu, rozstrzelawszy jednego po drugim ponad dwudziestu skazanych, Maggo tak się rozkręcił, że kiedy zabił ostatniego, wrzasnął do oficera przydzielonego mu do pomocy: „Czego tu stoisz? Rozbieraj się! Natychmiast! Nie, to zastrzelę na miejscu!«.Przestraszony enkawudzista ledwie przekonał kata, że mu asystuje”. Maggo był nałogowym alkoholikiem.
W pokoju, w którym kaci czekali na wezwanie do pracy, zawsze stało wiadro wódki, zakąska i dziesiątki flakonów z tanią wodą kolońską. Wódka była potrzebna, by zagłuszać wyrzuty sumienia, natomiast wodą kolońską tłumili zapach krwi i prochu.
Największym zbrodniarzem NKWD był wspomniany Wasilij Błochin. Od 1926 roku do 1934 pełnił funkcję komendanta Państwowego Zarządu Politycznego, a później – komendanta administracyjno- -gospodarczego zarządu NKWD. W rzeczywistości był jednym z dowódców stalinowskich katów. Kierował egzekucjami także na Polakach. Generał major NKWD Tokariew w zeznaniach z tego czasu tak opisywał Błochina na miejscu zbrodni:
„To było już pierwszego dnia. Poszliśmy. I wówczas zobaczyłem całą tę grozę. Po kilku minutach Błochin włożył swoją specjalną odzież: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie − zobaczyłem kata!” (Zeszyty Katyńskie). Błochin po śmierci Stalina został pozbawiony stopnia generała i przysługujących mu przywilejów. Zastrzelił się. Na części swoich kolegów pod koniec lat 30. wykonał wyroki śmierci. Inni towarzysze poumierali w latach 40. Jedni zwariowali, inni skończyli jako alkoholicy. We wspomnieniach ktoś napisał: „Oczywiście, piliśmy, przecież to bardzo ciężka praca!”.
Jan Matkowski
Słowo Polskie/Kwiecień 2015 nr 4 (33)
4 komentarzy
kiki
17 maja 2015 o 10:30W Rosji mieszka diabeł, to pewnie.
Śmierć komuchom
1 kwietnia 2017 o 12:15Na takich samych… rosja stoi. Syf syf syf …. P…. banda kryminalistów. Szkoda że nie mam kilku bomb atomowych. Zamienił bym ten kraj w totalny syf.
Krzysztof
9 marca 2018 o 18:56Ro prawda nigdy nie przebaczymy tym skur..
józek
4 lutego 2019 o 19:37Błochin nie mordował w Katyniu