Około 30-osobowy oddział czeczeński strzelając z pistoletów oraz tłukąc ludzi kijami bejsbolowymi i gazrurkami urządził pobojowisko na wschodzie Moskwy. Jest co najmniej 10 rannych. Policja nie była w stanie poradzić sobie z sytuacją.
Wydarzenia przypominające regularną bitwę rozegrały w rosyjskiej stolicy 3 lutego, jednak dopiero teraz policja ujawniła faktyczny przebieg zdarzeń. Około 9 rano na teren miejscowej firmy remontowej przy ulicy Andriejewo-Zabielińskiej wdarło się około 30 uzbrojonych Czeczenów. Sforsowali ogrodzenie, powalili kijami bejsbolowymi ochroniarzy, a następnie zaczęli ich katować.
Następnie napastnicy usiłowali wedrzeć się do budynku firmy, w którym zabarykadowali się pozostali ochroniarze. Nie mogąc sforsować wejścia, Czeczeni otworzyli zmasowany ogień z pistoletów, strzelając w okna i drzwi.
„To był prawdziwy szturm. Przypominało to operację wojenną. Wszędzie gwizdały kule” – mówi jeden ze świadków zdarzeń cytowany przez Rosbałt. Kiedy na miejsce przybyła policja, około 20 Czeczenów rzuciło się do ucieczki i zdołało zbiec. Zatrzymano tylko 11-tu napastników. W strzelaninie i bijatyce rannych zostało 10 ochroniarzy i pracowników firmy, część trafiła do szpitala, także z ranami postrzałowymi.
Okazało się, że napastnicy należeli do czeczeńskiej bandy zajmującej się w Moskwie wymuszaniem haraczy, kierowanej przez trzech braci. Ich napad miał prawdopodobnie związek z audytem, który właśnie odbywał się w firmie i toczącymi się wokół niej sporami sądowymi.
Jeden z czeczeńskich braci-hersztów został zatrzymany, jednak wkrótce okazało się, że… zniknął z policyjnego komisariatu. Pozostali po upływie doby też wyszli na wolność. Policja sporządziła w stosunku do nich jedynie… protokół o naruszeniach administracyjnych!
Informator Rosbałtu ze środowisk policyjnych przyznaje, że w Moskwie działa ponad 10 takich czeczeńskich grup przestępczych. „Na ogół wykonują drobne zlecenia, ściągają długi, wymuszają haracze. Ale kiedy sprawa dotyczy majątku powyżej 2 mln dolarów, do akcji wkraczają poważne chłopaki” – mówi informator.
„Wtedy już nawet nie biegają z gazrurkami. Porywają biznesmenów i przywożą ich do hoteli – „President”, „Zołotoje Kolco” lub „Korston”, gdzie przeprowadzają z nimi odpowiednie „rozmowy wyjaśniające”. Następnie biznesmeni natychmiast przepisują na miejscu cały swój majątek na wskazane osoby, w obecności sprowadzonego notariusza” – ujawnia policjant.
Jego zdaniem, taka strzelanina jak ostatnio na Andriejewo-Zabielińskiej to „drobny przypadek” – na takie akcje wysyłani są szeregowi „żołnierze”. Zazwyczaj rekrutują się ze świeżo przybyłych do Moskwy mieszkańców Czeczenii lub innych regionów Azji Środkowej lub Kaukazu. Przez pół roku dokonują rozbojów i napadów, a potem wracają do domu, zaś na ich miejsce przyjeżdżają kolejni.
Skorumpowana policja jest bezradna. Czeczeńscy bandyci mają jednak konkurencję w postaci miejscowych rosyjskich kiboli – ci również chętnie uczestniczą w szturmach budynków, jak chociażby w 2013 roku w czasie słynnego ataku na restaurację w rejonie metra „Pawieleckaja”. Niekiedy kibole i Czeczeni działają razem.
Walki z ochroniarzami na gazrurki i kije bejsbolowe to nic nowego, ale masowe użycie ostrej broni palnej to coś nowego – przyznaje rosyjski policjant.
Kresy24.pl / ari.ru Obozrevatel
2 komentarzy
Bussus
7 lutego 2015 o 21:39Ciekawe. Bandyci w bandyckim państwie są traktowani bardzo ulgowo, ale „polityczni” nie mogli i nie mogą liczyć na litość i wyrozumiałość w terrorystycznym ,krwawym Imperium Zła Putlera.
Villomarus
7 lutego 2015 o 21:42Widać mogą mu się przydać do „pokojowych misji” na zachodzie. Z więzień kieruje bandziorów na wczasy po rusku na Ukrainie.