
Stanisławów ok. 1900 roku/Wikipedia, domena publiczna
Co zmagania sportowe mają wspólnego z kulturą? Okazuje się, że mogą być niezwykle twórcze w kwestii umacniania patriotyzmu oraz stanowić inspirację do pisania prozatorskich utworów literackich, wierszy i pieśni. Tak było z wojewódzkimi zawodami strzeleckimi w Stanisławowie w latach 30. ubiegłego wieku, o czym świadczy broszura wydana przez komitet organizacyjny tej imprezy.
Skromne cieniutkie wydawnictwo pt. „III Wojewódzkie Zawody Strzeleckie w Stanisławowie w 1930 roku”, mimo że edytorsko nieciekawe, jest warte wspomnienia choćby dlatego, by zawarte tam teksty i wymienione osoby nie uległy bezpowrotnemu zapomnieniu. A stanisławowska twórczość strzelecka była wyjątkowa.
Ku pokrzepieniu serc
Pierwsze zawody strzeleckie w Stanisławowie w opisywanej formule zaczęły się skromnie, z równie skromną oprawą artystyczną i wydawnictwem upamiętniającym to wydarzenie. Z każdym rokiem stawały się okazją do prezentacji szczególnie wyróżniających się osób i postaw patriotycznych. Ale zawsze były nie tylko pokazem umiejętności posługiwania się bronią, lecz jednocześnie manifestacją patriotyzmu i lojalności wobec ukochanego przez legionistów wodza, Józefa Piłsudskiego.
Równolegle funkcjonowała patriotyczna twórczość literacka, tak ważna w kulturze dwudziestolecia międzywojennego. Jej zadaniem było kształtowanie postaw młodych Polaków w ojczyźnie, która tak niedawno odzyskała wolność.
Nigdy wcześniej w historii Polski nie było takiego bogactwa twórczości patriotycznej przeznaczonej dla dzieci i młodzieży. Z jednej strony odreagowywano doświadczenie ponadstuletniej niewoli pod zaborami, z drugiej przygotowano przyszłe kadry mające bronić odzyskanej z wielkim wysiłkiem wolności. Zwłaszcza że czasy po I wojnie światowej nie należały do najspokojniejszych, a zagrożenie pokoju w Europie zaczynało przybierać realne kształty. Codziennością zatem nie tylko na Kresach były próby zainteresowania młodzieży wojskowością, połączone z budowaniem postaw obywatelskich i powrotem do podstawowej dewizy kształtującej przez wieki losy Polaków: „Bóg, honor, ojczyzna!”.
Twórczość „ku pokrzepieniu serc” i formowanie młodego polskiego ducha uprawiali nie tylko wielcy i znani autorzy, ale często osoby, które trudno byłoby podejrzewać o talenty literackie ze względu na profesje, które reprezentowali. Co więcej, ta domorosła twórczość nie była przejawem grafomaństwa, lecz stanowiła doskonałe uzupełnienie polskiej literatury patriotycznej docenianej przez krytyków w kraju i za granicą.

Okładka broszury okolicznościowej o zawodach strzeleckich w Stanisławowie
Profesor poeta
Jednym z twórców prezentujących swój dorobek w pisemku okolicznościowym „III Wojewódzkie Zawody Strzeleckie” był Rudolf Tadeusz Biernacki, którego biografia jest niestety szczątkowa. Z broszury wiemy, że pracował jako profesor w III gimnazjum w Stanisławowie. Był też członkiem stanisławowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego.
Wiersze, które opublikował, wskazują na to, że nie były to jednorazowe działania pisarskie podjęte ze względu na potrzebę chwili. Ukazują pewne doświadczenie literackie. Są może trochę patetyczne, ale niezwykle prawdziwe, płynące ze szlachetnej duszy polskiego patrioty. Okazjonalne wydawnictwo komitetu organizacyjnego zawodów strzeleckich rozpoczyna wiersz-pieśń, który w zamyśle autora miał się stać hymnem strzelców:
„Nasza rota”
Z piersi młodych dla Ciebie budujemy szaniec,
Wykuty z hartu ducha i woli granitu,
Boś Ty, Polsko, idei Chrystusa posłaniec,
Co wskaże ludom szlaki odrodzeń i świtu.
Niech Cię, Polsko, nie straszy, że skryci wrogowie
Przeciwko Tobie moce poruszają piekła!
Zapytaj się serc naszych, a każde Ci powie,
że je siła Niebieska miłością urzekła
Ku Tobie, co nie gaśnie, ale żyje wiecznie…
Z miłością tą, o Polsko, możesz żyć bezpiecznie!
Nie zlękniemy się wroga, ani jego jadu,
Gdy w silnych naszych dłoniach dzwonią karabiny,
Bo Marszałek Piłsudski uczył nas przykładu,
Jak należy dla Polski ofiarować czyny!
Więc dla Ciebie my dzisiaj budujemy szaniec,
Wykuty z hartu ducha i woli granitu,
Boś Ty, Polsko, idei Chrystusa posłaniec,
Co wskaże ludom szlaki odrodzeń i świtu…
(Stanisławów, 16 maja 1930)
W pieśni tej autor wyraźnie odwołuje się do polskiej tradycji chrześcijańskiej i obecności wiary w chwilach zagrożeń, jakie były udziałem narodu na przestrzeni wieków. Jej strofy innymi słowami wyrażają popularne zawołanie: „Jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam!”.
„Nasza rota” to uwspółcześniona wersja pieśni bojowych, które towarzyszyły polskim wojskom od czasów średniowiecza. Ale to nie tylko nawiązanie do wielowiekowej tradycji, to również przypomnienie młodym pokoleniom heroicznego wysiłku legionów pod wodzą Józefa Piłsudskiego, które zaledwie kilka lat wcześniej porwały naród do walki o wolność po 123 latach zniewolenia. Ta pieśń miała również inne ukryte cele: wykreowanie i utrwalenie postaw patriotycznych uczestników strzeleckich zmagań oraz budzenie dumy narodowej, dumy z faktu, że jest się Polakiem.
Bycie Polakiem oznaczało jednocześnie przyjęcie wyzwań, jakie stawiała przed narodem trudna historia. Biernacki pisał też o nich i nawoływał do niezłomności w ich pokonywaniu. Niezłomnym zaś obiecywał wdzięczność narodu jako nagrodę za bohaterstwo i wytrwałość.
„Sternik”, kolejny jego wiersz opublikowany w okazjonalnym pisemku, miał ten sam cel co „Rota” – wzbudzić postawy patriotyczne wśród młodego pokolenia i przekonać, że niezłomna walka o Polskę – mimo straszliwych zawirowań historii i szatańskich ataków – przyniesie upragnione zwycięstwo dobra, które będzie nagrodą za poświęcenie i walkę.
„Sternik”
Wypłynąłem na morze na nowym okręcie,
Choć pokład obmywają skłębione bałwany,
Co wielu pogrążyły w strasznych wód odmęcie,
A okręt rozszarpały o skały strzaskany!
Lecz muszę na mego okrętu pokładzie
Dopłynąć do wytkniętych mi przez Mistrza kresów,
Choćby w mojej z wód morskich bałwanawi zwadzie
Przeciwko mnie piekielnych było tysiąc biesów!
Więc dalej, mój okręcie! Prój szlak sinej wody,
Omijaj wszystkie rafy, czające się zdradnie! –
Aż dosięgniesz wśród walki i zmagań nagrody,
Co za męstwo i czyn twój w dziele ci przypadnie!
Patriotyczny pamiętnik
Rocznik „III Wojewódzkie Zawody Strzeleckie w Stanisławowie w roku 1930” zawierał także teksty wspomnieniowe upamiętniające bohaterstwo obrońców Polski. W tym przypadku młodego harcerza poległego w starciu z Sowietami, którzy dokonywali prowokacji, przekraczając granicę Polski i napadając w celach rabunkowych na mieszkańców przygranicznych miejscowości. W rolę narratora wcielił się autor Rudolf Tadeusz Biernacki będący naocznym świadkiem opisanych wydarzeń.
Akcja opowiadania „Na posterunku” dzieje się podczas letniego obozu harcerskiego Przysposobienia Wojskowego w Połubińcach, wiosce leżącej wówczas dwa kilometry od ówczesnej polsko-sowieckiej granicy. Właśnie to położenie wywoływało niezwykłe poruszenie w autorze i pozostałych obozowiczach. Pisał tak:
„Czytałem wiele o wschodnich rubieżach Państwa Polskiego, jeszcze więcej mówiono o nich w szkole na lekcjach geografii i historji, a już chyba najwięcej opowiadał mi o nich mój dziadek, uczestnik powstania z 1863 roku. Już wtedy, jako młode jeszcze pacholę, marzyłem skrycie o tem, bym mógł jako żołnierz z karabinem w ręku bronić tej świętej ziemi przed zachłannością wroga, co niósł zagładę wierze przodków naszych, naszej tradycji narodowej, naszej kulturze i myśli, naszemu językowi! Były to jednak tylko płonne marzenia, przez rodziców moich nieraz żartobliwie traktowane, a przez kolegów nierzadko nawet wyśmiewane”.
I wreszcie ogłoszony został długo oczekiwany wyjazd w tereny nieznane i ciągle niebezpieczne, czyli dla młodych adeptów wojskowości pachnące przygodą. Sielankowy krajobraz widziany z okien wagonu opisuje piękno ziemi, która dopiero od kilku lat cieszyła się wolnością. Literacki opis należy też potraktować jako archiwalne utrwalenie wizerunku ziem kresowych lat trzydziestych:
„Naprzeciw mnie siedzi mój serdeczny przyjaciel Romek i uśmiecha się do mnie przyjaźnie. (…) W pięknych niebieskich jego oczach przebija się radość i zadowolenie. (…)
Wspaniały dzień lipcowy. (…) Tu i ówdzie rozpoczęto już żniwa. Żniwiarze i żniwiarki mają wesołe miny. Pokrzykując śpiewają wesoło. Widocznie obfity urodzaj radość tę w sercach ich wnieci.
Po całodziennej i całonocnej podróży stanęliśmy wreszcie u celu naszej podróży. Szósta godzina rano. Jesteśmy we wsi Połubińce dwa kilometry zaledwie od sowieckiej granicy. Wioska to duża i pięknie zagospodarowana.
Ludzie ubierają się tu strojnie i mają spasione konie. Wśród ludności miejscowej – przeważnie polskiej – widać wielu inwalidów wojennych, którzy po wojnie z bolszewikami tutaj się osiedlili, oddając się pracy na roli. Ludzie to rozsądni, zahartowani i dobrze po polsku czujący. Miło jest z nimi rozmawiać. Na południe od Połubiniec rozciągają się olbrzymie łąki, spadające moczarami ku dość dużemu jezioru. Za jeziorem wije się serpentynowato dość solidnie utrzymany gościniec; za gościńcem kołyszą się łany bujnie wyrosłych zbóż, a nieco dalej, mniej więcej dwa kilometry, wznosi się stromo niewysokie wzgórze, w najwyższej swojej części silnie zarośnięte drzewami liściastemi. Za tem wzgórzem, jak mię informowano jest już granica bolszewicka”.
Już pierwszego dnia pobytu w Pałubińcach młode serca napełniła nie tylko wielka chęć przeżycia wspaniałych przygód, ale też podświadomy lęk przed dzikim, straszliwym wrogiem. I budziły się jakieś niejasne przeczucia, które miały się zmaterializować nieoczekiwaną tragedią:
„Po kolacji, przy zbiórce wieczornej Komendant obozu oświadczył nam, że znajdujemy się w okolicy niepewnej i niebezpiecznej, bo narażonej na częste napady dywersyjnych band bolszewickich. Trzeba się zatem mieć na baczności. Mamy wykonywać nie tylko obowiązki Przysposobienia Wojskowego, ale w razie potrzeby, stanąć do czynnej obrony miejscowej ludności, napastowanej przez rozwydrzone bandy bolszewickie.
A było to tak. Już na kilka dni przed spotkaniem się z wrogiem granicznym doszło do naszej wiadomości, że w odległości jakich trzydziestu kilometrów od Połubiniec, bolszewicy urządzają napady na graniczne wsie polskie. Najzapaleńsi z nas, do których należał i Romek, chcieli przyłączyć się do oddziałów wojskowych, odpierających napady czerwonych bandytów, ale Komendant obozu na to nie pozwolił i oświadczył uroczyście, że dopiero wtedy musielibyśmy stoczyć walkę z bolszewikami, gdyby ci ostatni zaatakowali naszą wieś. Musieliśmy cicho siedzieć. Nie było innej rady. Komendanta należy słuchać. Na czwarty jednak dzień zarządzono ostre pogotowie całego obozu już od trzeciej godziny rano, gdyż od naszych patroli dowiedzieliśmy się, że bolszewicy zbliżają ku Połubińcom. (…)
W kilkanaście minut potem byliśmy już w ogniu. Dywersanci myśleli, że napadną na nas nieprzygotowanych. Ale się grubo omylili, bo zastali nas gotowych do walki na śmierć i życie. Na rozległej równinie stanęły naprzeciw siebie dwie wrogie tyraljery. Tam luźna i tchórzliwa banda czerwonych dywersantów, okazująca odwagę tylko wobec bezbronnej ludności wiejskiej, a tu dzielna i zdecydowana garstka polskiej młodzieży, wychowana w twardej i zdyscyplinowanej szkole Przysposobienia Wojskowego. (…)
Z okrzykiem »hurra« rzuciliśmy się na wroga. Obok mnie biegł Romek. Nagle zachwiał się i padł twarzą ku ziemi. Rzuciłem karabin i pospieszyłem mu z pomocą. Dźwignąłem go na plecy i zaniosłem go do najbliższej chaty wiejskiej. Po jakich piętnastu minutach, przy zastosowaniu wszelkich możliwych środków ratowniczych, z mej strony otworzył oczy i wyszeptał coś bardziej cichutko, czego jednakowoż absolutnie nie mogłem zrozumieć.
Po jakiej godzinie wrócili nasi upojeni sławą i zwycięstwem nad bolszewikami, mając kilku ranionych. Komendant nasz również był ranny. Przystąpiłem do niego i w postawie służbowej usprawiedliwiałem się z swego uczynku. Komendant klepiąc mnie po ramieniu, powiedział, że żołnierz niosący pomoc rannemu przyjacielowi, zasługuje się ojczyźnie na równi z tym, który kładzie życie w jej obronie. (…)
Wtedy Romek otworzył oczy i wyszeptał ledwie dosłyszalnym głosem: »Powiedzcie mej matce, że nie stchórzyłem, lecz położyłem życie na posterunku…« Po tych słowach głowa mu opadła i skonał… Koledzy wybuchli głośnym płaczem, a Komendant ukradkiem ucierał chustką łzy. I składając na czole umarłego ojcowski pocałunek i rzucając na piersi jego zerwany z własnej piersi złoty medal rzekł uroczyście: »Oto prawdziwy bohater, który położył życie w obronie Ojczyzny…«”.
(pisownia i interpunkcja oryginalna)
Pułkownik piszący wiersze
Okolicznościowe wydanie poświęcone wojewódzkim zmaganiom strzeleckim w Stanisławowie było doskonałym pretekstem do zaprezentowania twórczości uczestników tych corocznych zawodów. Nie pretendowali oni do literackich nagród i tytułów. Pisali z potrzeby serca poczciwego, przepełnionego miłością do ojczyzny i niedawno odzyskanego ukochanego państwa.
Najbogatszy zbiór swojej twórczości zaprezentował płk Władysław Pieniążek związany z 11 Dywizją Piechoty w Stanisławowie. Całym swoim życiem udowadniał, że warto być Polakiem, obrońcą niepodległego państwa o tysiącletniej tradycji. Był także literatem, autorem wierszy i pieśni patriotycznych dedykowanych młodym żołnierzom.
Z urodzenia krakowianin, z przekonań i służby wojskowej Kresowiak związany armijnymi obowiązkami kolejno z Tarnopolem, Lwowem i Stanisławowem. Najbardziej zasłynął tekstem „Strzeleckiej pieśni rezerwistów”. W czasie całej swojej kariery wojskowej zmagał się z Sowietami. Oni też zamordowali go w czasie II wojny światowej, najprawdopodobniej w Starobielsku.

płk Władysław Pieniążek, rok 1927
autor nieznany, domena publiczna, Wikipedia
Ciągłe zagrożenie dla kraju ze strony sowieckiej Rosji miało wpływ na jego twórczość, w której czerpał z wydarzeń mających miejsce w jego otoczeniu. Czasem wiersze płk. Pieniążka odwoływały się do szlacheckich obyczajów łowieckich, które zupełnie niechcący były praktycznym przygotowaniem do służby wojskowej i walki o ojczyznę.
W swych utworach umiejętnie łączył współczesność z przeszłością. Wspominał Rudolfa Jagielskiego, uczestnika zawodów strzeleckich pochodzącego z podtarnobrzeskiego Mokrzyszowa, ppłk. artylerii Wojska Polskiego. Kilka lat później i on znalazł się na liście katyńskiej pomordowanych oficerów polskich.
Wymieszanie teraźniejszości z przeszłością budowało w wierszach pułkownika nastrój dawnych, szlacheckich zajęć codziennych z bronią w ręku połączonych z opisem współczesnej służby wojskowej. Najlepiej taką sytuację obrazuje poniższy utwór.
„Strzelcy Zawodnicy!”
Gazy, bomby, samoloty,
C. K.-emy, ogniomioty –
I tysiące liczne dział
Na wojence – „czy są w stanie
„Nam zastąpić Mociumpanie
„Karabinu celny strzał!?…”
Choć Battaglia ogniem ział
Swoich dywizjonów dział…
Kto wiktorję w końcu dał?
Na nic wszelkie Twoje – „ale“ –
Na nic spory, na nic żale!
– „Karabinów celny strzał!!”
Nastrój leśny, ruń soczysta
(No i bigos oczywista)
I za kołem chartów cwał —
Wszystko piękne… Jednak szczerze
Przyznać musisz – górę bierze
Ponad wszystko: celny strzał!
Gdy się bowiem skończy łów
I ucichnie hałas psów.
(– Bo pan łowczy sygnał dał,)
Wtedy wracasz z polowania,
A przedmiotem rozmyślania
Jest – najcelniej dany strzał!
Niechże przeto te zawody,
Będą dla Cię stary, młody,
Bodźcem do świetlanych chwał!
Byśmy, gdy się zmierzym z wrogiem
Z pieśnią w ustach, w sercu z Bogiem:
Wszyscy dali celny strzał!!
Wzniośle i przyziemnie
W wierszach Pieniążka można było jednak odnaleźć nie tylko wzniosłe idee patriotyczne, ale również zupełnie przyziemne nawoływanie miejscowych oficjeli o wsparcie finansowe strzeleckich zamierzeń. Pomysł z pozoru może mało oryginalny, ale okazywał się skuteczny, bowiem stanisławowski przedsiębiorca, starosta, prezydent miasta czy wojewoda ulegali wierszowanym namowom do okazania konkretnej pomocy, stając pod naporem oczekiwań nie tylko strzelców, ale kibicującego im miejscowego społeczeństwa. To były argumenty, wobec których żadna władza nie pozostaje obojętna.
Tak więc między patetyczno-patriotyczne treści wkradały się oczekiwania zakupu nowych mundurów czy butów. Były też odwołania do hojności społeczeństwa, które w dwudziestoleciu międzywojennym nie raz wspierało swoje wojsko zbiórkami pieniędzy na wyposażenie żołnierzy.
Najlepszym przykładem łączenia tekstu patriotycznego z oczekiwaniem wsparcia materialnego jest poniższy wiersz:
„To Ci ślubujemy droga Polsko święcie”
Strzelaliśmy wzorowi, w województwie pierwsi,
Złociste medale zdobią nasze piersi
I chorągiew szumi nam ponad głowami,
Którą zdobyliśmy celnymi strzałami.
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
Dziewczęta, co tłumnie z domów wylegacie
Na chorągiew naszą z dumą spozieracie,
Wiedzcie, że nie tylko świetnie celujemy,
Ale też całować siarczyście umiemy!
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
Pan Starosta wielce z nas zadowolony,
Że powiat chorągwią został wyróżniony;
Obiecał nam sprawić nowiutkie mundury
I buty cacane z żółciusieńkiej skóry.
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
Chorągwio, chorągwio! Jakże Cię kochamy!
Nigdy Cię – ach – nigdy, z powiatu nie damy!
Będziem ćwiczyć oko pilnie i rzetelnie,
Aby każdym strzałem, trafiać zawsze celnie.
Raz, dwa, trzy, cztery! Raz, dwa, trzy!!
Lecz, aby się ćwiczyć, trzeba nam strzelnicy,
Więc na ten cel, gminy, dajcie piędź ziemicy,
A Wy zaś mieszkańcy i Obywatele,
Wyłóżcie po groszu, wszak to nie jest wiele!
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
A wtedy chorągwio, na przyszłe zawody
Gdy weźmiem Cię z sobą na strzeleckie gody,
Będziesz na brać Twoją z radością patrzała,
Jak dziarsko, jak celnie, będzie w cel trafiała.
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
Dzięki Wam wojskowi, że nas tak szkolicie,
Zwrotów, chwytów, walki, sumiennie uczycie:
I bronić, nacierać, okopy szturmować,
I wroga celnemi strzałami częstować.
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
To też, gdy Ojczyzna pod broń nas zawoła,
Porzucimy chaty, porzucimy sioła
I pójdziem bić wroga, dzielnie i zawzięcie,
To Ci ślubujemy, droga Polsko, święcie!
Raz, dwa, trzy, cztery, Raz, dwa, trzy!
Władysław Pieniążek dedykował ten utwór mistrzowskiemu zespołowi Powiatowego Komitetu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego w roku 1930.
Autor miał też swoje ambicje. Pragnął, by część jego twórczości stała się trwałym elementem tradycji strzeleckich II RP. I rzeczywiście, przez jakiś czas na rozpoczęcie każdych wojewódzkich zawodów strzeleckich śpiewana była jego „Pieśń zawodników”. W tekście pojawiały się nazwiska, imiona lub pseudonimy osób, które dzisiaj są dla nas nieznane, ale przez współczesnych były rozpoznawalne, tak jak sierżant Czesław Bąk, instruktor strzelecki w 11 Dywizji Strzeleckiej w Stanisławowie, późniejszy żołnierz 3 Dywizji Strzelców Karpackich, czy „Dziadek, który broń Wam dał”. Dziadkiem często nazywano wąsatego Józefa Piłsudskiego.
„Pieśń zawodników”
(Na nutę: „Hej strzelcy wraz, nad nami orzeł biały”)
Hej strzelcy wraz! W zawody broń szykujcie,
By na strzelnicy stanąć w pełni chwał.
A strzałów swych, Broń Boże nie pudłujcie,
Nie na to bowiem, Dziadek broń Wam dał!
Wszak cały rok, ćwiczyliście swe oko,
By składnie broń skierować w tarczy krąg,
By trafić cel, nie nisko, nie wysoko,
Lecz w środek sam, jak uczył sierżant Bąk.
Więc mierz, spust ciąg
I oddech wstrzymaj wczas.
Cel bierz, pod krąg,
Byś w centrum kulą wlazł!
Hej – strzelcyśmy! Karabin swój kochany,
On nasz towarzysz, on nasz wierny druh.
My, też i jemu wierność dochowamy,
Boć każdy z nas, uczciwy przecie zuch!
Więc czyścim go, starannie doglądamy,
By zdrowiu jego nie szkodziła rdza;
Muszkę, szczerbinę, czule ochraniamy,
Bo ważność ich, porządny strzelec zna.
Gdy stal jak łza,
We wnętrzu lufy lśni,
Mierz – pal! Broń Twa
rzetelnie strzeli Ci.
Świadomiśmy, że strzelać trzeba celnie,
By Wódz Naczelny z nas pociechę miał.
Na nic albowiem walczyć ruchem dzielnie,
Gdy ruchu wczas nie poprze celny strzał!
Na nic się zdadzą manewry na flanki,
Na skrzydła wroga i na jego tył,
Jeśli w prusaka rozwydrzone szranki
Nie pluniem ogniem, tak, by celnym był!
Więc ćwicz Twój wzrok,
Byś umiał schwycić cel.
Czy w dzień, czy w zmrok,
A zawsze – celnie strzel!
Czuj duch… Pst… sza…
Koledzy idą wprzód –
Ich ruch, Ich trud,
Nam ogniem poprzeć trza!
„Pieśń zawodników” była kolejną dedykacją płk. Pieniążka, tym razem dla 53 Pułku Piechoty, grupowego zwycięzcy II Wojewódzkich Zawodów Strzeleckich w roku 1929. Pułk ten wsławił się w wojnie polsko-bolszewickiej w roku 1920 bitwami pod Cybulówką, Wołoczyskami i Mikulińcami. Nikt jeszcze wówczas nie wiedział, że za dziewięć lat stawi czoło najeźdźcom z niemieckiej 14 Armii w zwycięskiej bitwie pod Jaworowem.
Wielcy zapomniani
Wydawnictwo poświęconej zmaganiom strzeleckim w Stanisławowie wymienia nazwiska organizatorów, uczestników i gości honorowych wydarzenia. O osobach tych, wówczas znanych, dziś już wiadomo niewiele. Niejeden z nich, podobnie jak spośród bezimiennych strzelców, już kilka lat później zginął na Kresach lub innych europejskich frontach II wojny światowej. Tylko nieliczni mają swoje groby. Reszta pochowana została w nieznanych dołach śmierci lub zniszczonych przez Sowietów cmentarzach, tak jak ten w Stanisławowie, który został zamieniony na park miejski. Dzisiaj pod zieloną murawą spoczywa bezimiennie wielu uczestników stanisławowskich zmagań strzeleckich.

Wejście na cmentarz w Stanisławowie zamieniony na park miejski
W broszurze pojawia się na przykład nazwisko doktora medycyny Bronisława Nakoniecznikowa-Klukowskiego – jednego z członków prezydium honorowego zawodów – wojewody stanisławowskiego i pułkownika Wojska Polskiego.
Kolejnym członkiem prezydium był burmistrz Stanisławowa Czesław Chowaniec z miejscowej znanej i cenionej rodziny posiadającej popularną nie tylko w mieście drukarnię. Miał wykształcenie historyczne i bibliotekarskie. Po II wojnie światowej pełnił funkcję sekretarza generalnego Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu. W roku 2018 została wydana jego książka „Historia twierdzy stanisławowskiej (1662-1812)” dzięki przypadkowemu odnalezieniu rękopisu Chowańca przechowywanego w Bibliotece Polskiej w stolicy Francji.
W prezydium honorowym zasiadał również gen. Kazimierz Łukoski, dowódca 11 Dywizji Piechoty w Stanisławowie. Generał pochodzący z miejscowości Sokół w powiecie garwolińskim był kawalerem orderu Virtuti Militari. Zginął w roku 1940, zamordowany przez Sowietów w Charkowie.
W komitecie zawodów nie zabrakło przedstawiciela Kościoła katolickiego. Członkiem komisji klasyfikacyjnej był ks. Marcin Bosak, proboszcz parafii w Mariampolu. W sierpniu 1941 roku został uprowadzony i zamordowany przez ukraińskich nacjonalistów. Jego ciało odnaleźli parafianie i pochowali na cmentarzu parafialnym.
Takich pism i pisemek jak „III Wojewódzkie Zawody Strzeleckie w Stanisławowie w 1930 roku”, wydawanych przy różnych okazjach w dwudziestoleciu międzywojennym na Kresach było bez liku. Małe wydawnictwa o wielkich sprawach i ludziach, którzy wpisali się w polską kulturę złotymi zgłoskami. Dzisiaj ulegają zapomnieniu. Ale nie wolno nam na to pozwolić, musimy o nich przypominać i nieprzerwanie kontynuować wielką sprawę, jaką jest Polska.
Tekst i fot. ATK
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!