Bitwa
Decydując się na atak 17 sierpnia 1920 r. pod Zadwórzem, kpt. Bolesław Zajączkowski dobrze przygotował swoich żołnierzy do ataku – batalion piechoty uszykowano w trzy linie tyralier, które wspierały swym ogniem karabiny maszynowe.
Kpt. Krzysztof Obertyński na czele 1. kompani skierował się w stronę obsadzonego przez nieprzyjaciela wzgórza. W tym czasie 2. kompania pod dowództwem por. Jan Demetera zaatakowała Zadwórze. Jej atak początkowo zmusił bolszewicką artylerię do szybkiego odwrotu z miasteczka, a Polacy zdobyli kilka dział.
Jednocześnie oddział pod dowództwem por. Antoniego Dawidowicza, wspierany celnym ogniem karabinów maszynowych, którymi w tym starciu dowodził pchor. Tadeusz Hanak, zaatakował bezpośrednio stację kolejową w Zadwórzu.
Niestety, pomimo kilkakrotnie ponawianych ataków Détachementu bolszewicy wytrzymali polskie natarcia i wkrótce sami przeszli do kontruderzenia, a podjazdy „czerwonej” kawalerii coraz śmielej atakowały polskie linie.
Około godziny 14 miało miejsce zdarzenie, które przesądziło o dalszym przebiegu walki i zagładzie polskiego oddziału – pociski bolszewickiej artylerii zniszczyły wozy taborowe na których przewożone były wszystkie zapasy amunicji.
Ale pomimo utraty wozów amunicyjnych, polscy żołnierze z powodzeniem odparli silne bolszewickie kontruderzenie i błyskawicznie sami przeszli do kontrnatarcia, podczas którego kompanie kpt. Zajączkowskiego uzyskały czasowe powodzenie i zajęły strategiczne pozycje. Po godzinie 16 oddział pchor. Władysława Marynowskiego z 1. kompanii zajął szturmowane od kilku godzin wzgórze koło Zadwórza, a oddział por. Dawidowicza opanowała stację kolejową Zadwórze.
Ten chwilowy sukces kpt. Zajączkowski wykorzystał na przegrupowanie swoich pododdziałów. Na zajętym terenie zebrał wszystkich żołnierzy, wśród których było też wielu rannych. Mając na uwadze fakt niedoboru amunicji i niemożliwości skutecznej obrony w Zadwórzu, zdecydował o dalszym przebijaniu się na zachód – początkowo w kierunku Barszczowic, a następnie Lwowa. Krótką przerwę w walce wykorzystali też dowódcy bolszewiccy, którzy w rejon Zadwórze zaczęły ściągać rezerwy – z marszu na Lwów zawrócona została cała 6. Dywizja Kawalerii licząca wówczas około 6 tysięcy czerwonoarmistów.
Po godzinie 17 na rozkaz kpt. Zajączkowskiego na prowizorycznie przygotowanych noszach ułożono ciężko rannych i resztki Détachementu wyruszył w drogę. Jednak polscy żołnierze nie odeszli nawet kilometr od Zadwórza, kiedy na maszerujących spadł ogień bolszewickiej artylerii, a potem znaleźli się w ogniu karabinów maszynowych. Po krótkim, ale zmasowanym ostrzale do ataku ruszyła bolszewicka konnica, a żołnierze wobec braku jakiejkolwiek osłony na otwartym terenie nie mieli szans w walce z kawalerią. Wprawdzie odparli kilka szarż jazdy i ataków piechoty, ale wkrótce wyczerpały się ostatnie zapasy amunicji. W miarę upływu czasu polski oddział uległ nieprzyjacielskiej przewadze i poszedł w rozsypkę, pozostawiając na polu walki dziesiątki ciał poległych i rannych.
Tylko nielicznej grupie z kpt. Zajączkowskim udało się przebić do stojącej w odległości około kilometra od stacji Zadwórze budki dróżnika nr 287. To miejsce stało się świadkiem ostatniej walki resztek polskiego oddziału – nie mając już amunicji żołnierze bronili się bagnetami i kolbami karabinów.
Rozwścieczeni twardym oporem, bolszewiccy kawalerzyści praktycznie nie brali jeńców – poddających się ścinali szablami, nie oszczędzając nawet rannych. W ten sposób padł cięty szablą, a potem przebity piką pchor. Hanak. Stojąc przed wyborem między okrutną śmiercią a samobójstwem – większość oficerów wybierała to drugie; tak postąpił kpt. Zajączkowski, kpt. Obertyński, por. Demeter, pchor. Gettman i pchor. Marynowski.
Tylko nielicznym udało się ocaleć z tej pobitewnej rzezi. Kilku rannych uratowała załoga polskiego pociągu pancernego, który zaraz po bitwie znalazł się pod Zadwórzem. W innym przypadku za grupą jeńców wstawił się jakiś bolszewicki oficer – Polak i nie dopuścił do ich wymordowania. Do „czerwonej” niewoli dostało się wtedy, w większości rannych, około 30 polskich żołnierzy, wśród których był sierż. Szulgin oraz kilkunastoletni ochotnicy: Michał Kerzer, Bronisław Mirecki, Walerian Szczepankiewicz i Władysław Targalski.
Bolszewicy nawet poległym nie dali spokoju. Ograbiali zwłoki, ściągając z nich ubrania, bieliznę i buty, a potem masakrowali ciała, rąbiąc poległych szablami…
RTR
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!