Rosyjski gaz wkrótce zacznie omijać Polskę. No i Białoruś. Przeprowadzona w poniedziałek na Platformie GSA i Regionalnej Platformie Rezerwacyjnej aukcja nie zakończyła się rezerwacją przepustowości gazociągu Jamalskiego na „rok gazowy 2022” (1 października 2021 – 1 października 2022).
Gazprom nie był zainteresowany przesyłem gazu. Oferowana ilość 34,071 mln kWh za wejście do polskiego systemu przesyłowego gazu w Kondratkach nie została dotychczas odebrana.
Długoterminowa umowa między Moskwą a Warszawą o tranzycie gazu z Rosji na Zachód przez polski odcinek gazociągu Jamał-Europa wygasła 17 maja 2020 roku. Teraz dostawy realizowane są na podstawie przetargów organizowanych przez Gaz-System. Na ubiegłorocznej aukcji polskiego odcinka tego gazociągu została zarezerwowana w około 90 procentach.
Przez terytorium Rosji, Białorusi, Polski i Niemiec przebiega gazociąg Jamał-Europa o przepustowości około 33 mld metrów sześciennych rocznie. Właścicielem polskiego odcinka gazociągu jest EuRoPol GAZ (Europol Gaz) – spółka joint venture Gazpromu i polskiego PGNiG. Jednocześnie operatorem tego odcinka gazociągu, jak i całego systemu przesyłu gazu w Polsce, jest Gaz-System.
Do tego roku Jamał-Europa był obciążany do granic możliwości, bo Gazpromowi bardziej opłacało się wysyłać błękitne paliwo przez Białoruś, a nie Ukrainę. „Gazprom Transgaz Białoruś” jest w 100% własnością rosyjskiego koncernu, dlatego taryfy za przepompowywanie gazu przez Białoruś są minimalne.
Przyszły spadek tranzytu przez Białoruś jest prawdopodobnie spowodowany zbliżającym się uruchomieniem nowego gazociągu Nord Stream 2 na dnie Morza Bałtyckiego. USA wyczerpały swoje możliwości dalszego blokowania jego budowy.
Przesyłanie gazu przez Nord Stream jest bardziej opłacalne niż przez kraje tranzytowe.
Ale dlaczego Moskwa planuje ograniczyć tranzyt przez Białoruś, a nie przez Ukrainę? Motywy mogą być dwa.
Gazprom podpisał kontrakt z Ukrainą wedłu zasady „bierz lub zapłać”, uzgodnioną na podstawie „europejskich zasad” tranzytu gazu. Zasada ta oznacza, że kupujący gaz zobowiązuje się do nabycia określonej minimalnej ilości tego surowca, a jeśli tego nie zrobi, i tak będzie musiał zapłacić za niepobraną część. Jednym słowem, nawet jeśli Gazprom odetnie tranzyt przez Ukrainę, będzie musiał zapłacić za zakontraktowane ilości.
Umowa z Ukrainą jest pięcioletnia i wygasa pod koniec 2024 roku.
Po drugie, Polska nie przedłużyła kontraktu z Gazpromem na dostawy gazu po 2022 roku.
Co więcej, europejscy politycy nie wykluczyli zakazu tranzytu gazu przez Białoruś, jeśli Mińsk będzie kontynuował swoją obecną politykę: Europa postrzega wiele kroków obecnego kierownictwa Białorusi jako wrogie, potępia łamanie praw człowieka i obawia się, że kraj ten zamienia się w Koreę Północną w centrum Europy.
Tak czy inaczej, jeśli zmniejszy się ilość gazu przepompowywanego przez Białoruś, kraj zostanie pozbawiony znacznych wpływów podatkowych. Białoruski budżet może stracić co najmniej 250-300 mln dolarów rocznie.
Dotychczas ani białoruskie, ani rosyjskie władze nie rozmawiały o tym, czy Moskwa zamierza zrekompensować Mińskowi te straty w przypadku faktycznego ograniczenia tranzytu.
oprac. ba za nn.by
1 komentarz
qumaty
5 lipca 2021 o 21:37Panie Redaktorze, nie ma tu żadnej zagadki. Przesył gazu przez Białoruś jest dla Rosji coraz droższy głównie z powodu pazerności Lukaszenki. Kompensując sobie rosnące ceny ropy, podnosi opłaty za tranzyt gazu. Rosjanie do czasu odpalenia NS2 nie mają wyjścia, ale już dziś, (wbrew logice) bardziej opłaca się wozić Rosji gaz statkami z terminalu w Ust-Łudze niż słać Jamałem. I to nie nasz odcinek podbija tu koszty. Krótko mówiąc mamy kolejny dowód na „geniusz” pewnego dyrektora kołchozu.