„Pogłębianie integracji” nie zniknęło agendy i pozostaje dziś głównym zagrożeniem dla suwerenności Białorusi”, zauważa politolog Andriej Fiedorow na łamach gazety „Salidaność”. Zauważa on, że w krytycznej sytuacji Łukaszenka prawie na pewno dokona wyboru na korzyść Kremla.
W trakcie kampanii wyborczej białoruskie przywództwo coraz częściej powraca do tematu zewnętrznych zagrożeń i maluje obraz świata wrogiego Białorusi.
Fiedorow przypomina, że na zamkniętej dla mediów części spotkania z kierownictwem obwodu mińskiego w Saligorsku, Aleksander Łukaszenka większość czasu poświecił geopolityce, ze szczególnym uwzględnieniem (ma się rozumieć) miejsca Białorusi w systemie stosunków międzynarodowych. Wśród głównych światowych problemów przywódca Białorusi wymienił konfrontacje Stanów Zjednoczonych i Chin, konflikty na Bliskim Wschodzie, a także wspomniał wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Po raz kolejny zastanawiał się głośno Łukaszenka, czy pandemia koronawirusa nie jest aby „zjawiskiem spowodowanym przez człowieka”. Zasugerował, że wirus „został stworzony, aby Chiny i Ameryka, zderzając się łbami, rozdzieliły świat i przywiązały do siebie inne kraje”. Ale główny wniosek akcentowany przez głowę państwa był całkowicie jednoznaczny: „Jeśli zrobimy przynajmniej jeden nieostrożny krok, upadniemy pod ciężarem konfrontacji, konfliktów i imperiów”. Przesłanie jest jasne: tylko obecny rząd jest w stanie uratować kraj w tak trudnych warunkach.
Okazuje się, że wszyscy potrzebują Białorusi
Jednak dalsze rozumowanie nie do końca odpowiada apokaliptycznemu obrazowi. Bo oto przypominając o „licznych nieszczęściach”, jakie Unia Europejska wyrządziła Białorusi (sankcje itp.), Łukaszenka stwierdził jednak, że Mińsk zaczął budować relacje z UE, nie „podkładając się”:
„Chcieliśmy z nimi współpracować z godnością, Zaakceptowali to” – zauważył dumnie Łukaszenka.
Stwierdził ponadto, że Białoruś „jest rozdzierana w Unii Europejskiej” (czyli UE ciągnie Białoruś ze wszech sił). W tym samym duchu zauważył pan prezydent, że „Amerykanie w końcu nas zauważyli. Okazuje się, że Białoruś jest dla nich również ważna”.
Co więcej, jak się okazało, jest na tyle ważna, że nawet przyjazne uwagi skierowane do sekretarza stanu Mike’a Pompeo po przybyciu do Mińska na temat niepotrzebnych wojen prowadzonych z całym światem nie przeszkodziły mu w zorganizowaniu dostaw amerykańskiej ropy na Białoruś.
Po chwili jednak Łukaszenka zreflektował się i stwierdził, że Rosja w warunkach wypychania jej z rynków europejskich i z Ukrainy, nie może stracić Białorusi:
„Czy oni (Rosja) będą walczyć przeciwko nam? Jesteśmy drugimi rosyjskimi nabywcami gazu po Niemcach, przetwarzamy ogromną ilość ich ropy. Oczywiście nie chcą stracić Białorusi ekonomicznie. Ale przede wszystkim politycznie. Utrata Białorusi będzie poważnym ciosem dla rosyjskiej polityki wewnętrznej” – powiedział prezydent Białorusi.
Dlatego zewnętrzne zagrożenia nie wydają się takie straszne.
Pułapka map drogowych
Oczywiście Zachód ma do oficjalnego Mińska mnóstwo pretensji i zażaleń. Są one przede wszystkim związane z kwestiami demokracji i praw człowieka, choć w ostatnich latach temat ten w dużej mierze znalazł się na drugim planie. Za to nigdy głośno nie wyrażono (w Brukseli – red.) chęci wciągnięcia Białorusi do europejskiej rodziny, Kreml zaś takie intencje ma. Sądząc po wytrwałości, z jaką w ubiegłym roku promował tzw. mapy drogowe „pogłębiającej integrację”, w tym słynną 31. dotyczącą wspólnej waluty i ponadnarodowych organów, celem Moskwy jest – jeśli nie formalna, to faktyczna inkorporacja Białorusi.
Aby osiągnąć ten cel, dotychczas stosowano rosnącą presję ekonomiczną w wielu obszarach. Sytuację oficjalnego Mińska, która jest już i tak dość skomplikowana, spotęgowała pandemia koronawirusa, która spowodowała dodatkowe załamanie gospodarcze. Ponadto obecna kampania wyborcza pokazała, że narasta niezadowolenie obywateli z obecnego rządu. W rezultacie białoruski reżim być może po raz pierwszy odczuł, że pojawiły się dość poważne zagrożenia dla jego egzystencji.
Sytuację bardzo fachowo przeanalizował Artiom Shrajbman, który uważa, że po wyborach stosunki między Mińskiem a Zachodem pogorszą się w jakiejś mierze. Jeśli chodzi zaś o Rosję, to według eksperta, „białoruskie władze nie zrezygnują z suwerenności z racji koniunkturalnych preferencji”, tym bardziej, że „kraj nie zbliżył się do takiego politycznego lub gospodarczego załamania i ogólnej rozpaczy, po której elity będą gotowe pełznąć do Moskwy z prośbą o ekstraordynaryjną pomoc na każdych warunkach”.
Tak więc, według Shrajbmana, może się okazać, że dobrych relacji Mińsk może nie mieć z żadną ze stron.
Andriej Fiedorow jest skłonny zgodzić się z prognozą zaostrzenia relacji na kierunku zachodnim. Stopień tego zaostrzenia będzie zależeć od brutalności działań władz białoruskich, te z kolei będą proporcjonalne do postrzegania przez nie zagrożenia. Ale stan trwałych napięć w stosunkach z Rosją wydaje się znacznie mniej prawdopodobny. Taka konfrontacja nieuchronnie doprowadzi do znacznego spadku poziomu życia, a w tym przypadku protesty gospodarcze mogą się łączyć z protestami politycznymi, które niechybnie wstrząsną reżimem. I choć dla białoruskich przywódców ciążenie ku Zachodowi jest obiektywnie mniej niebezpieczne, w krytycznej sytuacji prawie na pewno reżim Łukaszenki dokona wyboru na korzyść Kremla – ze względu na jego ideologiczną bliskość. I to pomimo faktu, że podpisanie wszystkich map drogowych grozi Białorusi katastrofalnymi konsekwencjami.
oprac. ba za naviny.by
1 komentarz
WRON
6 lipca 2020 o 15:59Ależ oczywiście. Nie tylko że się pogodzi, ale nawet sprzeda, nie, odda z bebechami, byle tylko zapewnić sobie bezpieczeństwo.