Zapomnieli im powiedzieć, czy nie chcieli ich za wcześnie straszyć?
W czasie pierwszego dużego szturmu w obwodzie kurskim koreańskich żołnierzy kompletnie zaskoczyło pojawienie się ukraińskich dronów-kamikaze. Zupełnie nie byli na to przygotowani i ponieśli duże straty. „Teraz jest tylko jedna kwestia: czy im prędzej skończą się żołnierze, czy nam bezzałogowce” – mówią ukraińscy żołnierze z Khorne Group.
Swoje pierwsze duże ataki Koreańczycy przypuścili 10 grudnia pod Plechowem i 14 grudnia pod Małą Łoknią – za każdym razem siłami całych batalionów – na pozycje dwóch ukraińskich brygad: 92-giej i 95-tej. Ukraińcy relacjonują, że szli falami po otwartym terenie, wzorem rosyjskich „mięsnych szturmów”, stosując starą taktykę z czasów wojny w Korei w latach 1950-ch.
Ekspert Jurij Butusow przypomina, że taktykę „żywych fal” stosowała wtedy zarówno armia KRLD, jak i Chin. Jest ona zabójczo prosta: duże grupy ludzi szybko prą naprzód, mimo strat z powodu zmasowanego ostrzału, nie zabierając własnych rannych, ani zabitych i licząc na to, że przeciwnikowi skończy się amunicja, albo przegrzeją się lufy z powodu ciągłego prowadzenia ognia.
Okazało się, że dzięki dobremu przygotowaniu fizycznemu resztkom wojsk koreańskich udało się tym sposobem dojść do pozycji ukraińskich, ale zdobyć ich nie byli już w stanie. Nie podano, czy jakichś Koreańczyków udało się wziąć do niewoli.
Widać, że straty 10:1 nie robią na koreańskim i rosyjskim dowództwie większego wrażenia i wkrótce zapewne nastąpi kolejny taki „mięsny szturm” całego batalionu. Eksperci ukraińscy przyznają, że jedyny sposób, aby skutecznie zatrzymywać takie natarcia to zmasowany ogień artylerii albo zrzucenie napalmu.
Zobacz także: „My ich rozwalamy, a wy tylko dobijacie!” Kłótnia droniarzy z javelinowcami.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!