Ukraiński wywiad wojskowy ujawnił szczegóły swojej operacji „Flaga”, którą szykował kilka miesięcy.
Wszystko zaczęło się jeszcze na początku wojny w 2022 roku. Dwóch ukraińskich desantowców o pseudonimach „Czopa” i „Mały” zostało rannych w walce i trafiło do niewoli. Udało im się jednak zbiec z więziennego szpitala w Ługańsku i ukryć się u miejscowych mieszkańców.
Nie siedzieli tam jednak bezczynnie. Kiedy doszli do siebie, nawiązali łączność z wywiadem ukraińskim i przekazywali koordynaty dyslokacji rosyjskich sił w tym regionie, co pozwoliło dokonać precyzyjnych uderzeń. W pewnym momencie grunt zaczął jednak palić się im pod nogami. Trzeba ich było ewakuować, aby nie wpadli w ręce Rosjan.
W tym samym czasie kontakt ze służbami ukraińskimi nawiązał rosyjski chorąży Dmitrij, który postanowił zdezerterować i przejść na stronę ukraińską w ramach ogłoszonego przez Kijów specjalnego programu „Chcę Żyć”. Wcześniej walczył w wojnie czeczeńskiej i nie miał żadnych złudzeń, co do zbrodniczej natury armii rosyjskiej.
Ukraiński wywiad postanowił połączyć operację jego przerzutu z ewakuacją rannych desantowców. I tu Dmitrij okazał się niezastąpiony. Nie tylko zdobył rosyjskie mundury dla ukraińskich żołnierzy, ale wykorzystując swoje możliwości pomógł podrobić dla nich tymczasowe rosyjskie dokumenty.
Znając dyslokację rosyjskich pododdziałów, zaplanował też trasę ucieczki i wykradł obowiązujące rosyjskie hasła. Dzięki temu trójce uciekinierów udało się bez problemu przejść aż przez 18 rosyjskich posterunków. Tylko na jednym z nich rosyjski wartownik miał jakieś wątpliwości.
„Wziął nasze dokumenty i poszedł rozmawiać przez radio ze swoim dowództwem. Już myślałem, że to koniec. Tym bardziej, że jeden z nas w ogóle nie mówił po rosyjsku, a takich rozwalają na miejscu. Zastanawiałem się już, jak załatwić tego wartownika i uciec, ale wiedziałem, że w ziemiance obok siedzi jeszcze kilku, którzy zdążą nas zastrzelić. Na szczęście nie mógł się połączyć i w końcu nas puścił” – opowiada Dmitrij.
„Na pozostałych posterunkach zawsze stosowałem ten sam chwyt – pierwszy zaczynałem rozmowę i pytałem: Chłopaki jak mamy dalej jechać, żeby dotrzeć do naszego oddziału? A oni zaczynali nam tłumaczyć, a czasem nawet szczegółowo wyjaśniali, gdzie jest kolejny posterunek” – mówi rosyjski wojskowy.
Najbardziej dramatyczne okazało się przejście przez pole minowe oddzielające pozycje rosyjskie od ukraińskich. Co prawda wywiad ukraiński zrzucił im z drona plan tego pola, ale uciekinierzy zabłądzili i musieli iść według własnego wyczucia. „Poszedłem pierwszy, a oni w pewnej odległości za mną, żebyśmy nie wylecieli w powietrze wszyscy razem” – relacjonuje Dmitrij.
W końcu uciekinierom udało się cało dotrzeć do wysuniętych pozycji ukraińskich wojsk desantowo-szturmowych. Jednocześnie wywiadowi ukraińskiemu udało się ewakuować z Rosji rodzinę Dmitrija.
„Nie chciałem walczyć po stronie Rosji, ale nie chciałem też tylko się ukrywać. Chciałem przejść na stronę ukraińską i zrobić coś dobrego” – mówi rosyjski chorąży. Dlatego teraz wstąpił do walczącego po stronie ukraińskiej Legionu Wolność Rosji. Pozostaje mieć nadzieję, że nie wpadnie w ręce swoich dawnych „towarzyszy broni”.
MAB
2 komentarzy
Antoni Kosiba
12 maja 2024 o 22:24Takie pytanie jest (zawsze) wadliwe. To się nie wyklucza! Ten Dmitrij jest jednym i drugim: zdrajcą (Rosji) i bohaterem (w ogóle).
Kocur
13 maja 2024 o 08:43Zależy z czyjej perspektywy patrzeć na tą historię. Dla mnie to bardzo pozytywny przypadek człowieka, który nie pozwolił na wypranie swojej osobowości.