Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wysłała do Donbasu grupę komandosów z oddziału „Alfa”, która miała porwać i dostarczyć do Kijowa przywódcę separatystów Igora Girkina (Striełkowa). W wyniku zdrady w kierownictwie SBU komandosi wpadli w ręce oddziałów DNR.
O zdradzie we własnych szeregach, która miała miejsce w kwietniu ubiegłego roku, opowiedział The Wall Street Journal szef SBU Walentin Naływajczenko. W tamtym czasie rebelia w Doniecku dopiero się rozkręcała, a głównym organizatorem i przywódcą buntu był pułkownik rosyjskiego GRU Igor Girkin (Striełkow).
Naływajczenko postanowił więc go schwytać. Ponieważ jednak nie ufał lokalnemu kierownictwu SBU w Doniecku, postanowił wysłać tam z Kijowa tajny 3-osobowy oddział komandosów z oddziału specjalnego „Alfa”. Mieli oni dopaść Girkina i dostarczyć go władzom w Kijowie.
Gdyby ta misja się powiodła do późniejszej wojny w Donbasie mogłoby w ogóle nie dojść bowiem bez przywódcy Girkina cała rebelia poszłaby w tamtym czasie w rozsypkę. W kierownictwie SBU nastąpiła jednak zdrada.
Były szef kontrwywiadu SBU w Doniecku Aleksandr Chodakowski dowiedział się o planowanej akcji i uprzedził o niej rosyjskiego agenta, przekazując mu szczegółowy plan akcji i personalia komandosów. Rosjanin natychmiast ostrzegł Girkina.
W wyniku zdrady ukraińscy komandosi zostali schwytani przez separatystów w Doniecku. Rozebrano ich do bielizny, związano ręce i w opaskach na oczach kazano wystąpić przed rosyjskimi dziennikarzami. Potem zaś wtrącono do więzienia.
Sam Chodakowski otwarcie przeszedł wkrótce na stronę separatystów. Twierdzi, że zrobił to dlatego, iż „uczestnicy Majdanu i nowe władze w Kijowie nieustannie go oczerniały”. Trudno jednak się dziwić, że tak było, biorąc pod uwagę fakt, iż to właśnie Chodakowski koordynował wcześniej działania SBU przeciwko demonstrantom.
Były oficer ukraińskich służb zaprzecza jednak jakoby to on wydał komandosów separatystom i nadal nazywa kontrwywiad SBU „swoją rodziną”. „Zdradzić ich byłoby czymś nie do pomyślenia” – zapewnia. Naływajczenko nie ma jednak co do niego wątpliwości. „To zdrajca” – mówi.
W tamtym czasie nie był to zresztą jedyny przypadek zdrady w ukraińskich służbach. Przypomnijmy, że poprzednik Naływajczenki na stanowisku szefa SBU zbiegł do Rosji wraz z najważniejszymi dokumentami i zajmował się potem organizacją dostaw broni dla separatystów.
Również cała struktura ukraińskich służb – od góry do dołu – była od lat dosłownie naszpikowana rosyjską agenturą. Nie ma zresztą pewności czy wielu z tych agentów nadal tam nie pracuje. Dlatego m.in. amerykańskie służby boją przekazywać Ukrainie zbyt cenne dane wywiadowcze – nie wiadomo bowiem, czy za chwilę nie przedostaną się one w ręce rosyjskie.
Kresy24.pl / Obozrevatel
1 komentarz
Bożywoj
14 marca 2015 o 02:17Zdrada, podstęp, gwałt, mord i fałsz to bardzo typowe u sowietów.