Wizyta polskiej delegacji parlamentarnej na Białorusi, pod przewodnictwem wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, doświadczonego bojownika z polskim reżimem komunistycznym, komentowana jest na Białorusi jak niemal zdrada ideałów demokracji.
Niektórzy komentatorzy określają tę wizytę mianem historycznej, przełomowej. Dla innych o historyczności można mówić jedynie z punktu widzenia wcześniejszych delegacji polskich polityków tak wysokiej rangi na Białorusi, tłumacząc że jest to próba zrozumienia, jak układać sobie relacje z naszą wschodnią sąsiadką.
Sam wicemarszałek Ryszard Terlecki powiedział, że jego wizyta ma na celu „potwierdzenie znaczenia normalizacji stosunków z Białorusią. Białoruś była i będzie sąsiadem Polski, więc normalizacja stosunków jest ważna dla obu stron”.
„Myślę, że nic szczególnego się nie dzieje – powiedział portalowi EuroBelarus politolog Andrej Jegorow. – To, że polska delegacja spotkała się z przedstawicielami białoruskiego quazi „parlamentu” nie sprawi, że nastąpi jego legitymizacja w Europie. Może zostać on uznany za legalnie działający, ale będzie to wynikało z zupełnie innych przesłanek; z oceny OBWE ws. demokratyczności i przejrzystości „wyborów”, a więc żadne spotkania polskich parlamentarzystów nie są w stanie zmienić statusu „izby reprezentantów”. Inną kwestią jest to, po co tacy ludzie przyjeżdżają obecnie na Białoruś.
– Myślę, że chodzi o to, że po zniesieniu sankcji i całym tym szumie medialnym o obraniu przez Białoruś zachodniego kursu, choć w istocie nic podobnego nie ma miejsca, Polska usiłuje określić swoje relacje z Białorusią, korzystając z chwili otwartości, chce zrozumieć sytuację – co tak naprawdę się tam dzieje. Dlatego wszystkie te wizyty urzędników europejskich, które miały miejsce ostatnio, – to próba zorientowania się w sytuacji, zrozumienia, czy i na ile Białoruś jest gotowa do zbliżenia, na jakie kroki się zdecyduje i czy w ogóle się zdecyduje”.
Według Andrieja Jegorowa, z biegiem lat, gdy białorusko-europejskie kontakty zostały zredukowane do zera, Europejczycy stracili wszelkie możliwość rzeczywistego zdiagnozowania intencji Mińska.
„Można oczywiście postrzegać te wizyty jak koniec wsparcia dla demokracji i rozpoczęcie współpracy z nielegalnym reżimem autorytarnym, ale dla dzisiejszej Europy, w aspekcie informacyjnym i geopolitycznym – jest to logiczny krok. Co więcej, UE nie ucieknie nigdzie od wspólnej granicy, a pamiętajmy, że to z Polską jest najdłuższy jej odcinek. Musimy jakoś próbować rozwiązywać kwestie małego ruchu granicznego, funkcjonowania dwóch Związków Polaków na Białorusi, współpracy gospodarczej, problemy „Biełsatu” i „Radia Racyja” oraz inne”, – powiedział ekspert.
Ale jak zauważa Jegorow, zrozumieć intencje władz białoruskich, będzie bardzo trudno.
„Europejscy dyplomaci jeszcze przed zniesieniem sankcji, i już po rozpoczęciu „procesu zbliżenia” próbowali zrozumieć stanowisko władz białoruskich. Zazwyczaj kończyło się to tym, że goście wyjeżdżali z Mińska z poczuciem jeszcze większego chaosu, a ściślej mówiąc, napotykali na radykalnie odmienne stanowiska w rożnych strukturach władzy.
Gdy spotykali się z przedstawicielami MSZ, wydawało się im, że jest jakiś ruch do przodu, że jest życzenie podjęcia konkretnych działań, a już na spotkaniach z przedstawicielami administracji Łukaszenki uzmysławiali sobie, że nie ma ruchu i nigdy nie będzie. Odbierając ambiwalentne sygnały, europejscy urzędnicy nie bardzo wiedzą co robić dalej i decydują się na dalsze czekanie, na to co się stanie. W konsekwencji wszystko powraca do rutynowych stosunków między UE a Białorusią, do trybu oczekiwania”- przypomina Andriej Jegorow.
W opinii eksperta, UE musi podjąć jednostronne działania w budowaniu strategii:
„Powtórzę raz jeszcze swoją tezę, że Unia Europejska nie zniosła sankcji z Białorusi – zdjęła je przede wszystkim z siebie, otwierając sobie możliwość działania względem Białorusi. Wychodząc z założenia, że Unia Europejska chce coś zyskać w tej sytuacji, powinna spojrzeć na wewnętrzną sytuację polityczną na Białorusi, na otwartość tych sektorów i podmiotów, na których można się opierać w swoich działaniach. Ale w każdym razie nie czekać, że władze białoruskie będą działać w schemacie racjonalnego dialogu. Tu nic podobnego raczej się nie wydarzy. I naiwnością jest oczekiwanie na demokratyczne „wybory” – coś takiego na Białorusi się nie wydarzy”.
„Piłka jest – zgodnie z logiką formalną po stronie europejskiej, ale nie sądzę, że gra się toczy, jej w ogóle nie ma. W każdym razie, wbrew temu co wyobraża sobie Europa, białoruski reżim nie prowadzi z nią gry na polu racjonalnych negocjacji, strategii współpracy itp -podkreślił Andriej Jegorow. – Na razie Unia Europejska chce zracjonalizować i zrozumieć Białoruś, budować strategię stosunków i domniemanych form współpracy. Ale Białorusi zależy na sprzedaniu mitologii jej neutralności i statusu dawcy stabilności w regionie. To jest coś, co z punktu widzenia Mińska, podlega bezwarunkowego wynagrodzenia przez UE.
Okazuje się, że dialog odbywa się na różnych płaszczyznach, a strony dążą do zgoła różnych celów. W tym przypadku jedyną unijną strategią działania powinna być jednostronna racjonalizacja sytuacji – a potem należy rozważyć Białoruś jako całość funkcjonujących tam subiektów, a w mniejszym stopniu myśląc o tym, jaki ruch wykona reżim białoruski. Oznacza to, że wszelkie działania władz białoruskich – pozytywne czy negatywne – w konsekwencji nie powinny zrujnować logiki politycznej Unii Europejskiej”.
Kresy24.pl
5 komentarzy
andrzej
4 sierpnia 2016 o 15:11zrozumcie wreszcie-Bialorus to kukielka w rekach Moskwy a rozmawiac trzeba nie z Minskiem a z ruskimi. tu wladza na 100 procent ruska, spuznilisce se o 22 lata. Morze pszyedziece kiedy Rus upadnie ale to chyba nie pszy naszym rzyciu.
miki
4 sierpnia 2016 o 16:1322 lata temu my się zajmowaliśmy sobą-tylko i wyłącznie! na rozmowy z kukiełką jest czas właśnie teraz kiedy zsuwa się do kanału i chciałaby się czegoś czepić ale nie ma za bardzo czego ,a niebawem w ruskim kiblu znowu spuszczą wodę i będzie śmierdziało, w dodatku ostro, nawet owa kukiełka mimo że niemowa nie chciałaby skończyć na dnie ruskiej kanalizacji 🙂
SyøTroll
5 sierpnia 2016 o 12:50Owszem, ale co możemy zrobić jeśli białoruskie władze obawiają się „europeizacji”, zastosować metodę Perry’ego (Matthew’a, a nie Olivera Hazzaarda) i ostrzelać Brześć ? Wysłać naszych „zielonych ludzików” ? 😀 !!!
A może wreszcie, na początek, spróbować wzajemnie uznać „swoje” Związki Polaków na Białorusi, i ten sterowany przez białoruski „reżim”, i ten sterowany przez nasz MSZ, a więc w stosunku do terytorium Białorusi obcy.
A może Białorusinom nie przeszkadza bycie „rosyjska niewola” dopóty, dopóki unikają dzięki niej „euro-atlantyckiej wolności”, tak zachwalanej przez amerykańskich patriotów.
Demon
4 sierpnia 2016 o 15:14Tu jakoś ruskich trolli nie ma. Widać na tym froncie kacap Putler nie potrzebuje swojego wiernego bydła.
józef III
4 sierpnia 2016 o 20:46zmiany w RB są możliwe jedynie poprzez systematyczne europeizowanie Łukaszenki ; oddolnie nic nie wyjdzie bo Białorusini en masse nie zajmują się ani samoeuropeizowaniem ani tworzeniem fantomu „społeczeństwa obywatelskiego” – cokolwiek to znaczy