
Fot. facebook.com/MinisterstwoObrony
8 kwietnia media obiegła informacja o opuszczeniu przez amerykańskie wojska lotniska w Jasionce, od 2022 roku pełniącego niezwykle ważną rolę strategicznego hubu wojskowo-logistycznego w związku z wojną w Ukrainie. Żołnierze ci nadal mają stacjonować w Polsce, a operacja określana mianem relokacji była od dawna planowana i polskie władze wiedziały o tych zamiarach, jak przekonują politycy. Powodem przeniesienia wojskowych i sprzętu, m.in. do Lublina i Żagania, ma być remont pasa startowego na lotnisku pod Rzeszowem, który ma się rozpocząć w czerwcu.
Z tej narracji wyłamuje się prezydent Duda, który podczas wizyty w Tallinie oznajmił, jak podają polskie źródła, że nie potrafi wyjaśnić sytuacji „w szczegółach”, co nie brzmi dobrze. Czy skoro głowa państwa okazuje pewne zaskoczenie wydarzeniami w kraju oznacza to, że powody do obaw mogą mieć obywatele?
Władysław Kosiniak-Kamysz, szef MON, uspokaja, że „Dotychczasowe zadania wojsk USA w Jasionce przejmowane są przez kolejnych sojuszników. Wojska USA pozostają w Polsce, ale w innych lokalizacjach. Teraz w misję w Jasionce zaangażowane są głównie wojska norweskie, niemieckie, brytyjskie i polskie oraz inni sojusznicy” i przypomina, że o wszystkim informowano od lipca 2024 roku. O dziwo, pocieszająco brzmią też komunikaty z rosyjskich stron, na których można znaleźć nieco obszerniejsze wypowiedzi Andrzeja Dudy, który miał powiedzieć, że wie o wszystkim, że chodzi o przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo lotniska w Rzeszowie i były to kwestie „omawiane na szczeblu sojuszniczym”.
Jednocześnie na rosyjskich stronach internetowych można znaleźć informację, że wycofanie części wojsk amerykańskich z Europy powiązane jest z rozmowami o zawieszeniu broni w Ukrainie, prowadzonymi między USA i Rosją. Cytowane są także słowa „przedstawiciela służb wywiadowczych jednego z krajów Europy Wschodniej”, według których ograniczenie liczebności amerykańskiego kontyngentu wojskowego jest odpowiedzią na żądania Putina z 2021 roku. Prezydent Rosji oczekiwał wówczas wycofania amerykańskich wojsk z europejskich krajów NATO.
Obecnie, jak donoszą urzędnicy, Pentagon rozważa wycofanie nawet 10 000 żołnierzy z Europy Wschodniej, połowy z 20 000 żołnierzy, którzy rozpoczęli swoją misję podczas prezydentury Bidena. USA wysłały swoje jednostki w 2022 roku aby wzmocnić obronę krajów graniczących z Ukrainą po rosyjskiej inwazji i dziś dyskusje na temat zmniejszenia ich liczebności budzą obawy sojuszników z NATO przed ośmieleniem Władimira Putina do eskalacji konfliktu.
Seth Jones, wiceprezes Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych ostrzega, że redukcja sił zbrojnych USA zostanie odebrana przez Rosjan „jako osłabienie odstraszania i zwiększy to ich gotowość do ingerencji na różne sposoby w całym spektrum w Europie”. Będzie to cena, jaką świat zapłaci za dążenie administracji Trumpa do konfrontacji z Chinami. Już rozpoczęto wojnę celną, a teraz Stany Zjednoczone chcą skoncentrować swoje zasoby wojskowe na tym właśnie kierunku, a zmniejszając obecność armii USA w Europie skupić uwagę na regionie Indo-Pacyfiku i, co ważne, zaoszczędzić pieniądze.
Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Brian Hughes w oświadczeniu dla NBC News powiedział, że „Prezydent Trump stale analizuje rozmieszczenie sił i priorytety, aby mieć pewność, że Ameryka jest najważniejsza”. A to oznacza, że Europa traci na znaczeniu, a wraz z nią najprawdopodobniej także Rosja. I nie jest to dla nas dobra wiadomość.
Czy rosyjska delegacja podczas spotkania z przedstawicielami USA w Rijadzie domagała się wycofania wojsk NATO z Europy Wschodniej i udało jej się osiągnąć cel? Kreml zaprzecza, Dmitrij Pieskow twierdzi, że taka informacja „nie jest prawdziwa”. Jednak 20 lutego „Financial Times” informował, że w Arabii Saudyjskiej Moskwa miała przedstawić takie żądania jako warunek „normalizacji stosunków”. Waszyngton miał co prawda odmówić, ale media przypominają, że w grudniu 2021 roku Rosja postawiła Zachodowi ultimatum domagając się, by NATO udzieliło gwarancji powstrzymania ekspansji Sojuszu i powrotu do pozycji z 1997 roku. Dwa miesiące później rozpoczęła się wojna w Ukrainie.
Nie wiemy, czy Putin raz jeszcze użył takich samych argumentów, a Stany Zjednoczone, bogatsze o doświadczenia, ugięły się pod ich ciężarem. Nie wiemy też, czy konieczne byłoby jakiekolwiek ultimatum stawiane przez Putina Trumpowi w sytuacji, gdy rosyjski wywiad z pewnością korzysta z każdej okazji, by wpływać na decyzje amerykańskich polityków. Wiemy jednak, że w momencie, gdy Europa przygotowuje się do obrony własnego terytorium bez wsparcia amerykańskiego sojusznika, gdy poszczególne państwa uczą swoich obywateli jak zachować się w przypadku konfliktu zbrojnego, taki przekaz potęguje brak zaufania do USA pod rządami Trumpa, ale przede wszystkim strach.
Obecnie w Europie stacjonuje 84 000 amerykańskich żołnierzy w ponad 40 bazach wojskowych, z czego w Polsce około 10 000. W Rumunii ulokowano około 1 500 wojskowych z USA, ponadto służą tam kontyngenty z siedemnastu innych państw, łącznie blisko 5 000 osób. To te dwa kraje wymieniane są dziś jako będące na celowniku Amerykanów i choć szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Dariusz Łukowski apeluje o spokój i powstrzymanie spekulacji do czasu oficjalnych decyzji, taka sytuacja bez wątpienia osłabia zaufanie do ekipy Trumpa. Jednocześnie potęguje niepokój o bezpieczeństwo zwłaszcza, że USA planują rekordowy budżet obronny w wysokości biliona dolarów. Skoro nie chcą przeznaczać tych pieniędzy na Europę muszą przygotowywać się do konfrontacji w innym miejscu.
Eskalacja napięcia, konflikty, jakie rozpętała nowa administracja amerykańska na polu gospodarczym i zaangażowanie w konflikty zbrojne, przy jednoczesnej obawie przed wycofaniem się ze wsparcia dla Ukrainy i pomocy zbrojnej dla Europy – wszystko to przełoży się nie tylko na nastroje społeczne, ale i decyzje polityczne. Te nie zawsze muszą oznaczać trzymanie się dotychczasowego kursu, czego przykładem są Czechy, czekające na wybory parlamentarne, które odbędą się jesienią tego roku. Już spekuluje się, że mogą one przynieść zwrot w stronę takich państw, jak Węgry i Słowacja, czyli dołączenie do prokremlowskiego obozu w Unii Europejskiej. Rosnąca popularność ruchu ANO byłego premiera Andreja Babisza, należącego do skrajnie prawicowej frakcji Patrioci dla Europy, która nie kryje sympatii do Rosji, może stać się kolejnym zagrożeniem nie tylko dla Ukrainy, którą obecny rząd premiera Petra Fiali wspiera, ale i dla jedności UE, wspólnych działań na niwie militarnej, a tym samym bezpieczeństwa na kontynencie.
Jeśli jeszcze w Polsce po wyborach prezydenckich okazałoby się, że wygrał je przeciwnik eurointegracji, co bez wątpienia przełożyłoby się na kryzys parlamentarny i rządowy, bylibyśmy w niezwykle złej sytuacji. Za to ucieszyłaby się Moskwa, a wraz z nią Budapeszt, Bratysława i kto wie, czy nie Praga.
***
8 kwietnia dziennikarze donieśli także, że w Ukrainie pojmano chińskich żołnierzy walczących po stronie Rosji. Zełenski powiedział, że „Zaangażowanie Chin, a także innych krajów, bezpośrednio lub pośrednio, w tę wojnę w Europie jest jasnym sygnałem, że Putin zamierza zrobić wszystko, byle tylko nie zakończyć wojny. Szuka sposobów na kontynuowanie walki. To zdecydowanie wymaga odpowiedzi”. Przypomniał tym samym Amerykanom, że nie tylko wciąż nie udało im się doprowadzić do zawieszenia broni, o pokoju nie wspominając (choć Trump w swojej pysze zapowiadał, że zrobi to w 24 godziny od zaprzysiężenia), ale też dał do zrozumienia, że na jego ziemi walczą już nie tylko Rosjanie, ale i ci, których Waszyngton wskazuje dziś jako swoich wielkich przeciwników.
Chiny dotąd zachowywały neutralność wobec prowadzonej przez Putina wojny i jak wyjaśniają, to się nie zmieniło. Rzecznik tamtejszego MSZ Lin Jian oświadczył, że jego kraj nie wysłał wojsk do Ukrainy, a rząd zawsze prosił obywateli, aby trzymali się z dala od tego konfliktu zbrojnego. Niezależnie od tego, czy dajemy wiarę tym słowom, mamy za sobą krótki czas niepewności pomiędzy słowami Zełenskiego, a komunikatem Pekinu. Do tego w sytuacji, gdy Chiny obrażane są przez J. D. Vance`a mówiącego o pożyczaniu pieniędzy od „chińskich wieśniaków”, atakowane ekonomicznie przez Trumpa, który na ten kraj nałożył rekordowe cła w wysokości do 125%, a po chińskim niebie lata najnowocześniejszy samolot myśliwski J-36, konstrukcja, o jakiej Amerykanie mogą tylko marzyć. Ten czas kazał nam się zastanowić, czy Chiny nie pokazują, że zdecydowały się na radykalne działania i wybrały swoją stronę w tej i przyszłej wojnie.
A może był to tylko element gry prowadzonej przez Ukrainę? Już w marcu tego roku sami Rosjanie pokazywali na filmach, że chińscy najemnicy walczą wespół z ich armią, nie byłaby to zatem żadna niespodzianka dla wojskowych i dla wywiadów. Może po prostu czas było przypomnieć Stanom Zjednoczonym, że wojna, jaka trwa nad Dnieprem, ma znacznie szerszy wymiar?
Tylko czy Donald Trump jest w stanie to zrozumieć, czy nadal będzie przekonywał, że Ameryka jest najważniejsza i żył w przeświadczeniu o własnej wszechmocy? Należy przyjąć, że jeśli w jego otoczeniu są ludzie, w których interesie leży podtrzymywanie prezydenckich złudzeń, to robią wszystko, by je podsycać. I aby za jego aprobatą niszczyć amerykańskie sojusze, podważać zaufanie do decyzji Waszyngtonu i kruszyć tamtejszą gospodarkę, jednocześnie budując taką sieć politycznych powiązań, która pozwoli osłabić Unię Europejską (przez Trumpa uważaną za wroga USA) i dokonać nowego podziału sił w świecie. Takiego, w którym dla Trumpa i jego spadkobierców nie będzie za wiele miejsca.
Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 7 (467) Kuriera Galicyjskiego, 15 – 28 kwietnia 2025
1 komentarz
Jagoda
17 kwietnia 2025 o 15:24Nowa baza USA w Drawsku Pomorskim na 2500 żołnierzy przestańcie siać defetyzm i czarne wizje w “Kresach,24” !!!