10 lutego na Białorusi rozpoczęły się białorusko–rosyjskie manewry wojskowe Sojusznicza Stanowczość–2022. Część jednostek operuje tuż pod polską granic. Nie wiemy ilu jest żołnierzy rosyjskich i białoruskich, nie znamy prawdziwych intencji organizatorów.
Warto zauważyć, że nigdy wcześniej Białoruś i Rosja nie przeprowadziły zakrojonych na tak szeroką skalę manewrów wojskowych na terytorium niepodległej Białorusi. Jak zauważa białoruski politolog Walery Karbalewicz na łamach Svabody, dwukrotnie wydłużył się też czas ich trwania – 10 dni w porównaniu np. z ubiegłorocznymi manewrami „Zachód-2021”, które trwały tydzień.
Według niezależnych obserwatorów w ćwiczeniach po stronie rosyjskiej wykorzystano najnowocześniejsze uzbrojenie, takie jak systemy rakietowe Iskander-M. Biorą w nich udział także spadochroniarze, piechota morska i artyleria.
Zmienił się również teren ćwiczeń. O ile wcześniej odbywały się one prawie wyłącznie w obwodzie brzeskim i grodzieńskim, to obecnie odbywają się niemal w całym kraju.
Drugim ważnym punktem jest brak przejrzystości tych ćwiczeń. Strona białoruska i rosyjska ukrywają wszelkie związane z nimi okoliczności. Zagadką jest liczba rosyjskich żołnierzy przybyłych na Białoruś. Resort obrony FR stwierzdził lakonicznie, że liczebność wojsk nie przekroczy granic wyznaczonych przez Dokument Wiedeński z 2011 roku. To 13 tysięcy osób. TYmczasem NATO twierdziło w ub. tygodniu, że jest już co najmniej 30 tys. Wielu komentatorów nazywa działania Rosji okupacją Białorusi.
Trwa debata na temat powrotu wojsk rosyjskich. Łukaszenka i Kreml, za pośrednictwem rzecznika Putina Dmitrija Pieskowa, zapewniają, że po ćwiczeniach rosyjskie jednostki zostaną wycofane z Białorusi.
Ale rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu, który odwiedził Mińsk 3 lutego zauważył, że na ten rok zaplanowano ponad 20 wspólnych wydarzeń. Więc to nie są ostatnie ćwiczenia, będzie więcej, pewnie na nieco mniejszą skale. Niektóre oddziały zostaną wycofywane, przybędą nowe i tak dalej. Oznacza to, że rosyjska obecność wojskowa na Białorusi rośnie i utrwala się.
Celowo podsycana atmosfera tajemniczości sprawia, że coraz więcej podejrzeń co do prawdziwych intencji organizatorów manewrów.
Istnieje obawa, że obecność uzbrojonych po zęby armii i próby nowych wojennych technologii w pobliżu granicy obniży bezpieczeństwo naszego kraju. Czy Polska nie musi się niczego obawiać?
Szef MON RP Mariusz Blaszczak pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia, „czy polska armia jest w stanie podwyższonej gotowości bojowej, podobnie jak armia litewska”, odparł, że jest świadomość zagrożenia, ale trwa normalna służba.
– Wojsko Polskie czuwa nad bezpieczeństwem naszej ojczyzny – podkreślił minister. Przypomniał, że od połowy zeszłego roku Wojsko Polskie jest „zaangażowane w umocnienie granicy z Białorusią”. Zapewnił, że żołnierze „są wyćwiczeni” i jest ich więcej, niż w 2015 r. – Mamy świadomość zagrożeń – oświadczył.
Błaszczak pytany, czy w związku z manewrami resort planuje jakieś szczególne działania, odpowiedział, że „nic szczególnego”, a jedynie „służba, codzienna służba żołnierzy Wojska Polskiego”.
– Jesteśmy też przygotowani, aby odstraszać agresora. To jest bardzo ważny elementy działań Sojuszu Północnoatlantyckiego. W związku z tym od niedawna na terytorium RP, we wschodniej części naszego kraju, jest zwiększony liczebnie kontyngent wojsk Stanów Zjednoczonych, są także wojska Wielkiej Brytanii i już niedługo ten kontyngent też będzie zwiększony – powiedział minister.
oprac. ba na podst. svaboda.org/tvp.info
2 komentarzy
Karol
10 lutego 2022 o 15:57Jaka to niepodległa białoruś, dawno pod stołem dyktator sprzedał to państwo.
tagore
11 lutego 2022 o 10:26Normalna służba,czyli sprzęt do „gołych” żołnierzy patrolujących granicę dotrze po decyzji
ministra, czyli po dwuch trzech dniach?Genialne.