„Jeśli porównać dwie organizacje młodzieżowe, które powstały w Europie w XX wieku, w niewielkim jak na perspektywy dziejów odstępie czasu – zaledwie 70 lat, to znajdziemy zaskakujące analogie. Pierwsza z nich powstała w Weimarze w latach jego upadku. Druga – „wypłynęła na szerokie wody” Białorusi” po upadku Związku Radzieckiego. Obydwie nacjonalistycznie, by nie powiedzieć nazistowskie. Ta pierwsza nazywała się „Hitlerjugend”, druga – to „Młody Front”.
Tymi słowami centralny organ prasowy Ministerstwa Obrony Republiki Białoruś anonsuje na pierwszej stronie artykuł pt. „Według wzorców Goebbelsa”.
Siergiej Naumczyk na swoim blogu na portalu svaboda.org, porównanie „Hitlerjugend” i „Młodego Frontu” określa gebelsowską propagandą.
Autor pomija fałszywe tezy i obraźliwe słowa zawarte w artykule, skierowane pod adresem byłych i obecnych liderów organizacji; Pawła Seweryńca, Zmiciera Daszkiewicza i innych białoruskich patriotów. Przywodzi za to nieszkodliwe cytaty:
„Hitlerjugend regularnie organizował zawody wojskowo-sportowe dla młodzieży. Tworzył za miastem obozy paramilitarne, w których odbywały się ćwiczenia. Nawet słowa hymnu organizacji nosiły militarystyczny, agresywny charakter. Jej członkowie nazywali siebie przyszłymi żołnierzami.
Działacze „Młodego Frontu” nie daleko odeszli od swojego historycznego pierwowzoru. Poinformowali niedawno o utworzenie sieci sportowo – patriotycznych „antyimperialistycznych klubów” i zamierzają wychowywać młodzież w duchu narodowym”.
Tymczasem – pisze Naumczyk, o tym, że prorządowa, łukaszenkowska organizacja Białoruski Republikański Związek Młodzieży (BRSM) od lat prowadzi działalność paramilitarną, tworzy kolejne obozy szkoleniowe (jej członkowie angażowani są do patrolowania ulic w mundurach OMON) – gazeta Ministerstwa Obrony nie wspomina. – Co ciekawe, w wychowaniu młodzieży w duchu narodowym autor artykułu dostrzega zagrożenie… W jakim więc duchu należy wychowywać? W prorosyjskim, imperialistycznym?
To w takim duchu wychowywani są chłopcy w obozach, które na terytorium Białorusi tworzą „Kozacy” przy wsparciu Rosyjskiej cerkwi prawosławnej. A flagi na masztach, są tam takie same jak te, które powiewają w tzw. DNR i LNR. I cel jest ten sam – „zjednoczenie Wielkiej Rosji”.
Zresztą, praktycznie ten sam cel deklaruje i gazeta Ministerstwa Obrony Republiki Białoruś. Bo jak inaczej rozumieć fakt, że w każdym numerze drukuje artykuły gloryfikujące „wielki” Związek Radziecki.
W normalnym kraju gazeta, która powątpiewa w niezależność swojej ojczyzny (i co za tym idzie w jej Konstytucję) – zostałaby zamknięta – zgodnie z prawem tego kraju.
Ale nie na Białorusi.
Bo na Białorusi, 25 lat po odzyskaniu przez nią niepodległości, w Ministerstwie Obrony siedzą wciąż oficerowie, dla których powodem do chluby jest selfie z flagami DNR, LNR i rosyjskimi flagami.
Niektórzy analitycy polityczni piszą, że Łukaszenka zdając sobie sprawę, że gospodarzem Kremla już nie zostanie (o czym przy chorym Jelcynie mógł marzyć) i wiedząc jak może się skończyć dla niego zbyt bliska przyjaźń z Moskwą – wziął kurs na wzmacnianie niezależności kraju.
Osobiście uważam, że Łukaszenka nie jest zwolennikiem niepodległości Białorusi. Nie jest ona dla niego wartością samą w sobie – niezależność jest mu potrzebna wyłącznie jako instrument utrzymania władzy. Ale nawet w tym wypadku, armia kierowana przez oficerów dążących do zjednoczenia z Rosją, jest dla niego największym zagrożeniem.
Innymi słowy, w sytuacji gdy padnie rozkaz ze Sztabu Generalnego w Moskwie, generałowie i pułkownicy tzw. armii białoruskiej, w ciągu pięciu minut podniosą nad jednostkami wojskowymi (i oczywiście – na budynku Ministerstwa Obrony) rosyjskie flagi. I – w razie potrzeby – wyprowadzą na ulice czołgi i pojazdy opancerzone.
A o losie byłego przywódcy kraju Aleksandra Łukaszenki nazajutrz będzie można przeczytać na łamach „Białoruskiej gazety wojskowej”.
Oczywiście słowo „białoruska” z tytułu, raczej wypadnie.
Kresy24.pl za svaboda.org
2 komentarzy
józef III
31 stycznia 2016 o 12:48Sojuz Bielaruskaj Moładzi
ernisty
31 stycznia 2016 o 13:28Smutne, ale prawdziwe. Natomiast militaryści zwykle kończą na zdobyciu terenu i zastraszeniu ludności. Dalej jest ruina, jak to widzimy w Donbasie. Fanatyzm się wypala i janczarzy chcą pożyć, a tu nie ma za co. Oprócz rabunków (dopóki jest co rabować) i gwałtów. Niemieckiej młodzieży lat 30-tych mogły zaimponować przynajmniej autostrady, volkswageny i inne „podnoszące dumę” zabawki. Białoruskim dzieciakom z kozackiej sotni zostanie tylko stosunek z popa-żoną.