Propagowane przez Putina „otrzeźwienie narodu” właśnie zakończyło się klapą, podobnie jak niegdyś słynna prohibicja Gorbaczowa, która zamiast powstrzymać, tylko przyspieszyła upadek ZSRR. Rosyjski prezydent postanowił najwyraźniej nie powtarzać smutnego losu ostatniego sowieckiego przywódcy i z wódką walczyć już nie zamierza. Czymś przecież trzeba dziurawy rosyjski budżet zapełnić.
Po raz pierwszy od ustanowienia w Rosji cen minimalnych na wódkę zostaną one 1 lutego obniżone. I to drastycznie – półlitrowa butelka ma stanieć z 220 do 185 rubli, czyli do równowartości ok. 10 złotych. W sytuacji spadających dochodów ze sprzedaży ropy i gazu rosyjskie władze sięgnęły do najbardziej wypróbowanego sposobu zapełnienia państwowej kasy, decydując się na zwiększenie i tak już olbrzymiej konsumpcji alkoholu przez obywateli.
W listopadzie ub. roku produkcja wódki w Rosji spadła gwałtownie – od razu o 38,5%. Dla władz był to sygnał, że puste portfele skłoniły wielu obywateli do sięgnięcia po bimber. Przed wzrostem bimbrowbictwa ostrzegł sam prezydent Władimir Putin i aby temu przykremu dla budżetu państwa zjawisku przeciwdziałać najpierw kazał ceny wódki zamrozić, teraz zaś – znacznie obniżyć.
Zwiększone dochody ze sprzedaży wódki pomogą pewnie chwilowo zapełnić lokalne budżety. W dłuższej jednak perspektywie o propagowanej przez władze polityce „uzdrawiania” rosyjskiego społeczeństwa można zapomnieć.
Alkoholizm degraduje Rosjan od dawna na równi z narkotykami. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, Rosja zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem spożycia alkoholu – statystyczny mieszkaniec tego kraju wypija rocznie 15,1 litra czystego spirytusu. To tak jakby każdy Rosjanin, w tym dzieci, młodzież, kobiety i starcy, wypijał co 4 dni butelkę wódki.
Kresy24.pl
1 komentarz
Batory
2 stycznia 2015 o 14:00Rozpitym narodem o wiele łatwiej manipulować.