Prezydent Rosji Władimir Putin mówi, że Ukraina to Rosja, że to państwo sztuczne – raz mówi, że utworzone przez Lenina, raz że Ukrainę wymyślili Austriacy, raz że polscy szlachcice. Ostatnio stwierdził, że rozpad ZSRS to już nie tylko największa geopolityczna katastrofa XX wieku, ale że wręcz koniec historycznej Rosji. W Polsce zwykle się tym oburzamy albo z tego śmiejemy, ale czy na pewno Polacy w ogóle nie są podatni na takie historyczne manipulacje i bzdury sowieckiego pochodzenia?
Wiosną, gdzieś w okolicy 230. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, jeden z użytkowników internetu napisał tonem ni to ironicznym, ni to demonstrując jakąś swoją nadzwyczajną mądrość, że po co Polska wtrąca się w sprawy krajów wschodnich, skoro one nie mają tradycji demokracji i pojęcia o demokracji. Ponieważ właśnie była okrągła rocznica Konstytucji 3 Maja, spytałem go, czy jest pewien tego, co pisze, bo właśnie mamy rocznicę. Okazało się, że nic nie kojarzy, ani jaką mamy ważną rocznicę, ani co to ma wspólnego ze wschodem. Zupełnie nie skojarzył, że Rzeczpospolita, dla której przyjęto Konstytucję 3 maja, obejmowała też ziemie dzisiejszej Ukrainy i Białorusi…
Ten obywatel jest jednym z wielu niestety Polaków, którym może nie można odmówić patriotyzmu i miłości do Polski, ale jego umysł nie może wyrwać się z obcęgów sowieckiego myślenia o historii. Ciągle się na to natykamy w publicystyce, dyskusjach internetowych, realnym życiu. Wielu, jeśli nie większości, Polaków nie mieści się w głowie jak wiele Polska ma wspólnego z dzisiejszą Litwą, Łotwą, Estonią, Białorusią, Ukrainą, a nawet Mołdawią. Lata odcięcia w PRL od Kresów i w ogóle ZSRS (mimo propagandowej, oficjalnej przyjaźni „bratnich” narodów, cokolwiek by to znaczyło) oraz wtłaczania komunistycznej propagandy zrobiły swoje.
Polskie władze i władze bliskich nam historycznie krajów od kilku lat wiele robią, by to odwrócić, przywrócić pamięć o tym jak było naprawdę. Już wspólnie z Litwinami i wolnymi Białorusinami obchodzimy kolejne rocznice Powstania Styczniowego i czcimy wspólnych bohaterów. Z Litwą od kilkunastu już lat świętujemy wspólnie rocznice Unii Lubelskiej, uchwalenia Konstytucji 3 Maja. A w tym roku na Zamku Królewskim w Waraszawie szczególnie uroczyście wspólnie uczcicili ją prezydenci Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Państw, których terytoria kiedyś wchodziły w skład I Rzeczypospolitej. Zabrakło z wiadomych względów przedstawiciela Białorusi, ale wierzę, że prędzej czy później dołączą. Zresztą, Swietłana Tichanowska w Wilnie świętowała tę rocznicę, podobnie jak czciła pamięć wspólnych bohaterów Powstania Styczniowego.
Z perspektywy Kremla i „ludzi radzieckich” to wszystko nie ma znaczenia. Tego jakby nie było. Nie było na ziemiach od Wielkopolski po Smoleńsk i dzisiejszy Donbas kilkuset lat Rzeczpospolitej. Nie mają pojęcia, że jeszcze wcześniej przez prawie 200 lat istniało Wielkie Księstwo Litewskie, którego jedną ze stolic był Nowogródek (dziś Białoruś). W którym językiem urzędowym był, można tak powiedzieć nieco ahistorycznie, język białoruski. Obejmowało ziemie dzisiejszej Litwy, Białorusi, Ukrainy. Potem weszło w unię z Królestwem Polskim.
To w sumie wiele wieków wspólnej historii, nie z Rosją. Całe epoki przynależności do Zachodu. Nie ma porównania ani z długością dominacji Cesarstwa Rosyjskiego, ani tym bardziej z długością istnienia Związku Sowieckiego. Tymczasem Putin usiłuje wmówić, a może nawet sam jest przekonany jak miliony Rosjan i nie tylko Rosjan, że była kiedyś jakaś pra-Rosja, która dążyła przez całą historię do zjednoczenia się w ZSRS. Zgodnie ze słowami hymnu sowieckiego, że Związek Sowiecki „złączyła na wieki wielka Ruś”. To historyczny, potężny nonsens.
Na tym nonsensie opierają się na przykład twierdzenia rosyjskiego MSZ, że Rosja nie brała udziału w rozbiorach Polski, po prostu włączyła ziemie rosyjskie. Te kłamstwa, jak widać, uzasadniają wszelkie draństwa.
Rosja wmawia też sobie i światu, że jest jedynym spadkobiercą Rusi Kijowskiej. Choć de facto Rosja, tak jak ją dziś rozumiemy, ukształtowała się między XIV a XVI wiekiem. Rosja jedynie może wywodzić swoje korzenie od Rusi Kijowskiej, ale tak samo do tego dziedzictwa ma prawo Ukraina. A większość dzisiejszej Białorusi (jak twierdzi Łukaszenka, Białoruś to Rosja) zresztą nawet nie wchodziła w skład Rusi Kijowskiej, ani później Rosji – aż do rozbiorów Rzeczypospolitej. Dodajmy również, że Ruś Kijowska została założona przez Wikingów (Waregów), czego historiografia sowiecka i posowiecka nie chce nagłaśniać, no bo jak to tak, żeby Ruś miała korzenie na Zachodzie?
W sowieckiej wersji historii albo zmanipulowano, albo zafałszowano, albo amputowano całe wieki historii dzisiejszych ziem Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, i, co się z tym wiąże, Polski. W cieniu tej zbrodniczej w sumie operacji na nauce historycznej i prawdzie żyjemy do dziś. Nawet tu, w Polsce, jest wielu ludzi, którzy też mają jakby amputowaną tę pamięć. Choć, żeby nie być tak pesymistycznym, powtórzmy, że to się powoli zmienia. Zmienia się również w krajach sąsiednich.
Osobnym ciekawym przykładem jest Krym, który wielu Rosjan uważa za „zawsze rosyjski”, co jest również oczywistą nieprawdą. Gorzej, że wielu na Zachodzie, w tym w Polsce, również tak uważa. A tymczasem Krym dostał się pod panowanie rosyjskie w tej samej epoce, co Rzeczpospolita. Wcześniej jak wiadomo bliżej mu było do Turcji, a w średniowieczu był po prostu częścią Rusi Kijowskiej.
Białoruś, Ukraina, nie mówiąc o krajach bałtyckich, to po prostu Europa „porwana” przez najpierw rosyjski carat, a potem przez totalitarny Związek Sowiecki. O tym, że jest to Europa zaświadcza zresztą architektura europejska, którą można odnaleźć wiele kilometrów na wschód od dzisiejejszej granicy Polski. Ale nie sposób już jej odnaleźć za Smoleńskiem. Tego Putin nikomu nie powie, choć tak bardzo lubi rozważania i ciekawostki historyczne.
Musimy wreszcie do końca, nie tylko Polacy, uwolnić się z sowieckich obcęgów paraliżujących naszą pamięc historyczną. Niech to będzie zadanie intelektualne na Nowy Rok.
Marcin Herman
2 komentarzy
brawo
28 grudnia 2021 o 18:24Bardzo dobry artykuł. Krótki, ale z dużym sensem. Rzadkość we współczesnych mediach.
Co można dodać? Może tylko to, że ten wielki obraz w tle przypomina nam, że Rzeczypospolita była projektem unikalnym na skalę światową. Być może było to pierwsze państwo o ustroju prezydenckim, gdzie zarówno władza prawodawcza – Sejm, jak i wykonawcza – król, były naprawdę WYBIERANE przez wykształconą część społeczeństwa.
A dziś wracamy do barbarzyństwa w Unii Europejskiej, gdzie prawdziwa władza przez nikogo nie wybierana (Parlament właściwie nie ma żadnej władzy, bo rządzi Komisja Europejska) zbiera się po kątach (tzw. kuluarach) jak opryszki na flaszkę, knuje na odludnych zamkach, wymyśla pomysły „od czapy” … Paradoksalnie owi MALI LUDZIE znikąd każą siebie nazywać Wysokimi Trybunałami, Wysokimi Komisarzami itp.
Edmund
1 stycznia 2022 o 15:15Europa (czytaj Bruksela i Berlin) kaptują (czytaj: kupują) sobie, gdzie się da, zwolenników takiej wizji Eurokołchozu, jaki sobie wymyślili w zamkach nad Loarą podczas polowań i przy suto zastawionym stole z francuskimi winami i być może rosyjskim kawiorem