Ktokolwiek zostanie kolejnym prezydentem Ukrainy, będzie musiał zwrócić szczególną uwagę na stosunki z Polską, które w ciągu ostatnich pięciu lat zostały zaniedbane. Bez Polski Ukrainie nie uda się wyjść ze strefy wpływów rosyjskich, ani zająć znaczącej pozycji wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej. Aby to osiągnąć, w Kijowie powinni usłyszeć Warszawę, określić kierunki „polskiej polityki” Ukrainy, zwracając szczególną uwagę na kompetencje ekspertów do spraw polskich – pisze Ołena Betlij, historyk z Akademii Kijowsko-Mohylańskiej w niedawno opublikowanym głośnym tekście na temat stosunków polsko-ukraińskich.
Usłyszeć Polskę
Gdy w liście gratulacyjnym z okazji niezależności Ukrainy w 2015 roku świeżo wybrany prezydent Polski Andrzej Duda wspomniał o konieczności „prowadzenia realnego dialogu historycznego, opartego na prawdzie i wzajemnym poszanowaniu”, na Bankowej (siedziba prezydenta Ukrainy – red.) nie nadano jego słowom należytej wagi. I to była pomyłka. Utrata kontroli nad „realnym dialogiem historycznym” i przekazanie praw do jego prowadzenia Ukraińskiemu Instytutowi Pamięci Narodowej (UIPN) stało się fatalnym błędem.
O tym, że dla polskich polityków (nie tylko z rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość) ważne jest osądzenie ze strony Ukrainy oddziałów UPA, uczestniczących w mordowaniu Polaków na Wołyniu w latach 1943–1944, nie wiedział jedynie ktoś, kto absolutnie nic nie wiedział o Polsce. Przecież już w 2013 roku w uchwale Sejmu o wydarzeniach na Wołyniu za cenę politycznego kompromisu nie zapisano określenia „ludobójstwo”, lecz jego zmiękczoną formę – „czystki etniczne z oznakami ludobójstwa”, obwiniając o to OUN i oddziały UPA.
Znaczną rolę w poszukiwaniu kompromisów odegrał ówczesny prezydent Polski Bronisław Komorowski, który nawoływał do unikania stwierdzeń wzmagających ból i utrudniających dialog. Kijów lekkomyślnie i infantylnie „odwdzięczył” się Komorowskiemu, przegłosowawszy w dniu jego wystąpienia w Radzie Najwyższej pakiet dekomunizacyjnych ustaw, w tym ustawę o heroizacji wszystkich bojowników UPA. W Polsce odebrano to jak policzek i heroizację „morderców Polaków na Wołyniu”. Uważa się, że polityczne fiasko Komorowskiego podczas wyborów 2015 roku związane było także z oceną przez Polaków jego „polityki ukraińskiej”. Wobec tego nie warto się dziwić, że w lipcu 2016 roku Sejm nazwał wydarzenia na Wołyniu „ludobójstwem”. Z tego względu, lipiec 2016 roku miał wobec Kijowa zaświadczyć o jedności Polaków w kwestii Wołynia. Dlatego sprawę należało rozwiązać natychmiast, a nie wkładać sprawy przeszłości w ramiona UIPN, kierując się zasadą, że „historią powinni zajmować się historycy”. Owszem, historycy zajmują się badaniem historii, ale polityka historyczna – to sfera polityków.
Jak specyficzne są interesy polityków, świadczą również dalsze wzajemnie wykluczające się kroki. Między innymi, gdy prezydent Poroszenko podczas spotkania w Warszawie państw NATO w lipcu 2016 roku zdobył się na symboliczny gest złożenia kwiatów pod pomnikiem ofiar tragedii wołyńskiej, Rada miasta Kijowa przyjęła uchwałę o nadaniu imienia Stepana Bandery jednej z głównych arterii miasta.
Kwestie różnych interesów politycznych wynikają też przy próbie wyjaśnienia, czym kierował się UIPN, gdy w kwietniu 2017 roku zainicjował wstrzymanie zezwoleń na prace poszukiwawcze pochówków i uporządkowanie polskich miejsc pamięci na Ukrainie. Ten zakaz pojawił się zaraz następnego dnia po demontażu pomnika UPA w Hruszowicach. Decydować o tej sprawie powinna była ambasada Ukrainy w Polsce, ale w żaden sposób nie UIPN. Jednak błyskawiczna reakcja Instytutu i następujące po niej komentarze jego dyrektora Wołodymyra Wiatrowycza pozbawiły dyplomatów inicjatywy i doprowadziły do utraty przez nich wpływu na dwustronną współpracę. Doprowadziło to polsko-ukraiński dialog polityczny do stanu zapaści, i stan ten trwa do dziś.
Dlatego nie ma co się dziwić, że ostatnia oficjalna wizyta prezydenta Poroszenki do Polski miała miejsce 2 grudnia 2016 roku. Natomiast kontakty na najwyższym szczeblu w kolejnych latach spadły prawie do historycznego minimum. W lipcu 2018 roku doszło nawet do paradoksalnej sytuacji w stosunkach dwustronnych. Prezydent Poroszenko przybył do Polski z roboczą wizytą, w czasie której uczcił „pamięć poległych w 1944 roku z rąk Batalionów Chłopskich i oddziałów AK Ukraińców” w Sahryniu. W tym czasie prezydent Polski Andrzej Duda oddał cześć „pamięci Polaków poległych podczas „rzezi wołyńskiej” w Łucku.
Brak porozumienia między dwoma prezydentami odnośnie wspólnych obchodów 75. rocznicy tych wydarzeń stał się kolejnym świadectwem głębokiego kryzysu we wzajemnych stosunkach. Prócz tego przemowy obu prezydentów po raz kolejny ukazały głębokie rozbieżności w ocenie wydarzeń. Apel Poroszenki (w tym o chrześcijańskie wzajemne przebaczenie) pozostał bez odpowiedzi.
Przyczyną tego jest niewiara Polaków w szczerość ukraińskiej modlitwy, która stawia znak równości między setkami poległych z rąk Polaków Ukraińców i dziesiątkami tysięcy Polaków, pomordowanych w ramach zorganizowanej przez OUN-B akcji likwidacji Polaków na Wołyniu. Życie każdego niewinnie zamordowanego jest ważne i cenne. Jednak strona polska nalega na to, abyśmy my, Ukraińcy, uświadomili sobie skalę przestępstwa (polscy historycy skłaniają się do liczby 100 tys. ofiar), dokonanego przez oddziały UPA, abyśmy to przemyśleli i nie gloryfikowali tych, którzy tego mordu dokonali.
Więc, przed prezydentem Ukrainy, który zostanie wybrany 21 kwietnia, znów powstanie kwestia: w jaki sposób „rozminować” przeszłość w stosunkach polsko-ukraińskich? Rozwiązanie tego problemu nie jest tak trudne, jak mogło by się wydawać, jest jednak pewne „ale”. Potrzeba tu politycznej woli prezydenta, by zademonstrować, że podstawą jego polityki zewnętrznej nie są personalne sympatie czy antypatie, lecz interesy państwa. Po drugie, tok współpracy polsko-ukraińskiej powinien być opracowywany tam, gdzie należy – w MSZ Ukrainy i w ambasadzie Ukrainy w Polsce.
Opracowanie koncepcji „polskiej polityki” Ukrainy
Oparcie politycznej woli na interesach państwowych wymaga określenia zasad „polskiej polityki” Ukrainy, jej celów i kroków realizacji. Z tym u nas jest trudniej, ponieważ cała koncepcja stosunków dwustronnych sprowadza się do stwierdzenia o „strategicznym partnerstwie”. Otóż, pytanie, które coraz częściej pada z ust polskich ekspertów – „czego Ukraina oczekuje od Polski?” – zawisa w powietrzu, ponieważ nie mamy precyzyjnie określonej ani polskiej, ani w ogóle zachodniej polityki państwa.
Na odmianę od Kijowa, Polska już w 1918 roku zaczęła opracowywać zasady polityki wschodniej, której częścią jest również polityka względem Ukrainy. Od 1990 roku sprowadza się ona do poparcia eurointegracyjnych dążeń i uniezależnienia – w tym energetycznego – wschodnich sąsiadów od Rosji. Właśnie, rola, którą wzięła na siebie Warszawa i która w Kijowie została sprowadzona do „roli lokomotywy, ciągnącej Ukrainę do UE”, była i pozostaje realizacją tej polityki. Jej częścią składową jest, między innymi, walka Warszawy przeciwko „Nord Stream 2”.
Dlatego Polska będzie popierać Ukrainę w jej „drodze na Zachód”. Kijów jednak nie powinien przesadzać z tym poparciem i przyjmowaniem go jako czegoś jej należnego. Tym bardziej nie należy głosić, że to Polska nas potrzebuje i że jest skazana na pomaganie nam, bo jak głosi stwierdzenie „nie ma wolnej Polski, bez wolnej Ukrainy”. Przecież nie Kijów, a NATO jest parasolem bezpieczeństwa współczesnej Polski. Oprócz tego bezpośrednim skutkiem nieprzemyślanych stwierdzeń polityki historycznej na Ukrainie i zakazu ekshumacji jest wzrost negatywnego stosunku Polaków do Ukraińców. Według Centrum Badań Opinii Społecznych (CBOS) ten wskaźnik stanowi 41% (w lutym 2019 roku) i jest najwyższy od 2008 roku.
Wobec tego – jaka miałaby być „polska polityka” Ukrainy? Jej strategicznym celem powinna się stać umiejscowienie Ukrainy wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej, co oznaczałoby ostateczne wyjście ze strefy wpływów rosyjskich. Mowa tu nie o geografii i nie o fizycznej mapie, lecz o umocowaniu tego statusu w mentalnej mapie naszych sojuszników i wrogów. Bowiem, Ukraina uznawana była za część tego regionu jedynie wówczas, gdy nie zależała od Rosji. Osiągnąć to można tylko dzięki ścisłej współpracy z Polską, która, niezależnie od tego czy to sobie uświadamiamy czy nie, stanowi dziś centrum tego regionu.
Otóż pełna współpraca z Warszawą i jej rozwój na wszystkich poziomach, powinna być celem polityki ukraińskiej. W bliskiej perspektywie oznacza to przemianę Polski na kraj, którego społeczeństwo popiera Ukrainę bez zastrzeżeń. W praktyce będzie to wymagało opracowania i wdrożenia efektywnej dyplomacji publicznej. Od tego będzie też zależeć komfort tysięcy ukraińskich studentów, pracowników i biznesu ukraińskiego w sąsiednim państwie.
Pomyślna ukraińsko-polska współpraca wzmocni również pozycje Warszawy w UE, czym Kijów powinien być bezpośrednio zainteresowany. W ten sposób, skoro zapisanym w Konstytucji kierunkiem zachodniej polityki Ukrainy jest Integracja z UE i NATO, to jednym z kluczy do tej integracji jest efektywna współpraca z Polską.
Zmiana pokoleń ekspertów
Ostatnie lata świadczą, że na Ukrainie zmieniło się koło komentatorów problematyki polskiej. Dzięki modzie na polską tematykę, wypełniło się ono różnego rodzaju ekspertami i blogerami, którzy często mają dość powierzchowną wiedzę o polskiej problematyce.
W Polsce coraz większą role odgrywają fachowcy z problematyki ukraińskiej, ukształtowani już w okresie po upadku komunizmu. Są dobrze wykształceni, mają dogłębną wiedzę na temat historii stosunków polsko-ukraińskich, znają język ukraiński, analizują wydarzenia na Ukrainie na co dzień, a nie jedynie gdy przychodzi im odpowiadać na pytania dziennikarzy. Nie mają też osobistych sentymentów do Ukrainy, dobrze natomiast pojmują istotę wschodniej polityki Polski. Komentowanie Ukrainy – to ich zawód, a nie hobby. Ich miejscem pracy jest Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW) czy Polski Instytut Spraw Międzynarodowych (PISM) w Warszawie, a nie blog w Internecie.
Ukraina koniecznie potrzebuje takiego grona specjalistów, którzy posiądą instytucjonalną pamięć rozwoju stosunków, będą doskonale orientować się w sprawach polskich i wniosą gruntowny wkład w opracowanie „polskiej (zachodniej) polityki” Ukrainy. Jest to niemożliwe bez odpowiedniej instytucji. Kijów i jego korpus dyplomatyczny potrzebuje analogicznego do OSW czy PISM, dobrze finansowanego instytutu międzynarodowej analityki, która zajmie się wszystkimi strategicznie ważnymi kierunkami polityki zagranicznej. Musimy pokonać asymetrię, istniejącą w środowisku ekspertów, dopiero wówczas nasza pozycja będzie odbierana poważnie, a nie jako emocjonalne wybuchy na bazie osobistego stosunku do przedstawicieli różnych polskich obozów politycznych
***
Gdy w styczniu br. Sąd Konstytucyjny Polski skasował tzw. „ukraińskie poprawki” do ustawy o polskim IPN, wiele osób wyraziło nadzieję początku odwilży w stosunkach dwustronnych. Oczekiwano, że odpowiedzią Kijowa będzie zezwolenie na prace poszukiwawcze i uporządkowanie polskich miejsc pamięci na Ukrainie.
Tak się dotychczas nie stało, można więc przypuszczać, że zwyciężyła pozycja, według której takie pozwolenie byłoby ustępstwem i oznaką słabości Kijowa. Nikt też nie bierze pod uwagę, że branie zmarłych za zakładników (a jak jeszcze można określić zakaz ekshumacji?) świadczy o słabości Ukrainy jako państwa, które nie potrafi w sposób cywilizowany rozwiązać kontrowersyjnych problemów nawet ze swoim najbardziej proukraińskim sąsiadem.
Mam nadzieję, że wybory prezydenta Ukrainy wyprowadzą stosunki z Polską z kryzysu, że przyszły prezydent, ktokolwiek nim zostanie, uświadomi sobie błędy okresu poprzedniego i potrafi nie tylko usłyszeć pozycję Warszawy, ale pilnując interesów Ukrainy, z pomocą fachowych ekspertów rozwinie te stosunki na zasadzie ściśle określonej polityki. Działać należy szybko, ponieważ również w Polsce odbędą się niebawem wybory parlamentarne. W interesie Kijowa jest, by nie dawać powodów do wzmocnienia antyukraińskich sił w przyszłym polskim parlamencie.
Ołena Betlij
Kurier Galicyjski. Tekst w wersji ukraińskiej ukazał się na portalu dt.ua
fot. Jakub Szymczuk, prezydent.pl
1 komentarz
tagore
16 kwietnia 2019 o 09:09Wizyty kandydatów na Prezydenta Ukrainy jasno określają gdzie ukraińscy politycy mają
poglądy Pani Betlij czy Rasewicza z zaxid.net. Ładnie to brzmi ,ale nie ma żadnego znaczenia.