Napięty grafik ma w tych dniach 45. prezydent USA. 4 lipca – Dzień Niepodległości, jutro i pojutrze wizyta w Warszawie, następnie – już w Hamburgu – spotkanie grupy G-20.
Nas jednak z racji faktu, że jest to rubryka poświęcona Rosji oraz jej związkom with the wider world – jak mówią Anglosasi, najbardziej interesuje spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, do którego ma dojść w piątek.
Przede wszystkim przestrzegałbym przed hurra-optymizmem bazującym na fakcie, iż amerykański prezydent dzień wcześniej spotka się przywódcami Międzymorza, a z Andrzejem Dudą rozmawiać będzie w cztery oczy.
Owszem nie podobna bagatelizować ani tej rozmowy, ani jednak przedłożenia polskiego prezydenta nad rosyjskiego. O ile jednak spotkanie z Dudą zajmie – to oficjalny komunikat – od 20 do 25 minut, o tyle drugie – jeśli rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nie kłamie – ma być „w pełni rozwinięte”.
Jeszcze jedna sprawa powoduje dyskomfort. Tak, chodzi o nieobecność Ukrainy. My i nasi europejscy partnerzy, ale chyba szczególnie Polacy wybieramy się na spotkanie, definiując je inaczej, niż Trump.
Amerykański prezydent jedzie na szczyt państw wschodniej flanki NATO, krajów, którą mogą w przyszłości stanowić w Europie przeciwwagę dla nielubiącego go Zachodu.
Spora część polskiego społeczeństwa ma jednak apetyt na coś więcej: na reaktywację Unii Lubelskiej (copyright by Adrian Stankowski). To bardzo piękne, ale musimy sobie zdawać sprawę, że nie ma I Rzeczpospolitej bez Ukrainy i 90% ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Przypomnijmy, że post-lubeleska Rzeczpospolita zaczęła pikować na łeb na szyję po utracie lewobrzeżnej Ukrainy wraz z Kijowem w drugiej połowie XVII wieku.
Oczywiście, że stworzenie prężnego Międzymorza w ramach coraz bardziej uwałaszonego niemocą zachodniej Europy NATO jest dobrym sygnałem. Lepszy działający fragment, niż popsuta całość.
Jednak jeśli spojrzeć na to inaczej, nasze bezpieczeństwo w stosunku do tego z roku 1999, kiedy wstępowaliśmy do Sojuszu, uległo zmniejszeniu.
Po pierwsze: Rosja nie toczy wojen w odległości 2000 kilometrów od polskiej granicy – jak to miało miejsce w Czeczenii – ale już tylko 1000 kilometrów.
Po drugie, jakoś tak „przypadkiem” podczas ostatniego szczytu Sojuszu Północno-atlantyckiego nie padły rytualne słowa o świętości artykułu 5 Sojuszu – słynnego: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Roztargnienie dyrektora protokołu dyplomatycznego, czy jednak znak czasów?
Po trzecie – i to jest chyba najsmutniejsze – mamy do czynienia z coraz bardziej pogłębiającą się nieufnością między Polakami i Ukraińcami, umiejętnie podsycaną przez rosyjskie służby propagandowo-dezinformacyjne.
Obym się mylił w ocenie naszej sytuacji. Naprawdę chciałbym.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
4 komentarzy
observer48
5 lipca 2017 o 00:28Nieufność.podsycają wladze Ukrainy kultywując banderyzm i apoteozyjąc jego twórców Banderę, Melnyka i Szuchewycza.
Ula
5 lipca 2017 o 09:01A Pan Redaktor Naczelny ma ciagle bielmo na oczach i nie widzi, co sie na dzisiejszej Ukrainie dzieje.
To Ukraina nie chce zwiazku z Polska, slawiac bandytow.
Uwaza Pan Naczelny, ze Polska powinna nadal przymykac oczy na to co sie na Ukrainie wyprawia, i udawac, ze „nic sie nie stalo” po wszystkich banderlandzkich ekscesach.
Ja sie ciesze, ze wreszcie ktos pokazal Ukrainie, ze nie tedy droga. Albo pomniki bandery &co, albo sojusz z Polska.
Zreszta Prezydent banderlandu wybral droge do Europy, przez Slowacje. Poroszenko chcial pokazac Polsce, ze nie wolno burzyc pomnikow bandytow? Chcial pokazac, ze Polska dla Ukrainy niewazna? Wybral zla droge, zle przejsciegraniczne. Gdyby nie Polska nie byloby „bezwiza”. Kto sieje wiatr – zbiera burze. Nareszcie odpowiednia reakcja polskich wladz(choc wyborca PIS nie jestem- to to posuniecie pochwalam). Do tego slowa Waszczykowskiego o banderze i wejsciu Banderlandu do EU.
Mnie bardzo cieszy oburzenie pismakow na Ukrainie, ze Poroszenko nie zostal zaproszony, jeszcze kilka dni temu baardzo pisali, ze musi sie w Polsce z Trumpem znowu spotkac, a tu zonk. Widocznie Trump tez nie ma ochoty na spotkanie z nim. To tez dobry znak.
Pan Naczelny uwaza, ze we wladzach, urzedach ukrainskich, i w wojsku ukrainskim prym wioda cytuje: ” rosyjskie służby propagandowo-dezinformacyjne”? Bo z tego co widac od kilku lat to sami Ukraincy nie chca wspolpracy z Polska. A moze to cytowane rosyjskie służby propagandowo-dezinformacyjne stoja za zakazem poszukiwan zamordowanych Polakow? Moze „rosyjskie służby propagandowo-dezinformacyjne” buduja pomniki bandytow na Ukrainie, a moze to „rosyjskie służby propagandowo-dezinformacyjne” podpisuja dekrety o nazywaniu ulic nazwiskami bandytow, pomimo wstrzymania tej sprawy przez sad ukrainski?
A Pan Naczelny ciagle wyzej stawia dobro banderlandu, niz dobro Polski. Jest Pan Polakiem?
Musi Pan gdzies zglosic, ze Tyma, Wiatrowycz, Poroszenko i wielu innych u wladz ukrainskich to ruscy agenci, nie pozwalajacy na dobra wspolprace Polakow i Ukraincow.
A co do miedzymorza. My sobie bez Ukrainy poradzimy. A Ukraina bez nas?
SyøTroll
5 lipca 2017 o 09:46Nieufność pomiędzy Polakami, Rosjanami i Ukraińcami powinna na jednakowym poziomie, dopóki Ukraińcy nie zrezygnują ze swojego szowinizmu. Później relacje polsko-ukraińskie będą mogły się poprawić. Nadmierna ufność w cudze deklaracje nie popłaca, podobnież rewizjonizm polskiego społeczeństwa.
observer48
6 lipca 2017 o 15:58Jak ujawniła ostatnio amerykańska dyplomacja, Trump miał w planie tylko krótkie spotkanie na stojąco z Putlerkiem i tylko dzięki wysiłkom kacapskiej dyplomacji usiądą na nieco dłuższą rozmowę. Trump wie, że z kacapami rozmawia się tylko z gruba pałą za plecami.