Szef litewskiego rządu bawi dzisiaj z wizytą w stolicy Niemiec. Przeczytaj, o czym rozmawia/będzie rozmawiać z kanclerz Merkel.
Urzędujący od grudnia 2016 r. premier Saulius Skvernelis znajduje się na etapie przecierania szlaków w polityce zagranicznej, a obecna podróż zagraniczna jest dopiero czwartą od zaprzysiężenia go na tym stanowisku.
Jak informują litewskie portale informacyjne, szefowie rządów Niemiec i Litwy mają się skupić na kwestii bezpieczeństwa energetycznego w Europie. W dalszej kolejności mają być poruszone kwestia Brexitu i problem rozlokowania uchodźców.
Nie ulega jednak wątpliwości, że bezpieczeństwo energetyczne jest w tej chwili dla Litwinów tematem numer jeden. Mówił o tym niedawno (w drugiej połowie stycznia) minister spraw zagranicznych Linas Linkevicius przebywający z wizytą w Polsce.
Potomków Mendoga martwi przede wszystkim elektrownia w Ostrowcu, którą Białorusini budują „najszybciej, jak się da i najtaniej, jak się da”. Miary zagrożenia niech dopełni fakt, że Ostrowiec położony jest zaledwie 40 kilometrów od Wilna. Jeśli zatem wydarzy się tam katastrofa typu czarnobylskiego, miasto trzeba będzie w całości ewakuować. Pytanie – dokąd?
Skvernelis czyni wysiłki, by problem ten został dostrzeżony na poziomie unijnym. Z jednej strony nie jest szczególnie zaskakujące, że w Brukseli nie bardzo przejmują się odległą peryferią. Ale równie mało zaskakujące jest to – o czym eurodarmozjady powinny pamiętać – że niezałatwiony problem peryferii staje się wkrótce problemem centrum.
Litewski premier będzie również „ostrzegać” swą niemiecką koleżankę przez zgubnym dla Europy Środkowowschodniej wpływem maksymalizacji przesyłu gazu rurociągiem Nord Stream 2. Wątpliwe jednak, że coś wskóra – szczególnie po tym, jak ostatnio kanclerzyca zbyła podobne słowa Beaty Szydło wydęciem warg.
A propos Polski: Litwini donoszą, jakoby Skvervnelis miał w planach namówić Angelę Merkel, by ta wywarła wpływ na Polskę, by ta z kolei poparła dążenia państw bałtyckich do porzucenia rosyjskiego systemu energetycznego. Ta akurat diagnoza wydaje się dziwna, bo Polaków do takiego „poparcia” namawiać nie trzeba.
W sprawie uchodźców Litwini mówią tym samym głosem, co Grupa Wyszehradzka. To znaczy: precz z obowiązkowymi kwotami. Nie myśmy zapraszali, a i bogaci specjalnie nie jesteśmy. Abstrahując już od takiego drobiazgu, że muzułmańscy Arabowie asymilują się w Europie nadzwyczaj kiepsko.
Kresy24.pl/zw.lt/wilnoteka.lt
3 komentarzy
Victor
23 lutego 2017 o 17:06Można paść ze śmiechu słysząc obawy Litwinów o swoje bezpieczeństwo.Flirtują z Rosją i Białorusią i jeszcze chcieliby energię elektryczną z tych krajów sprzedawać do Polski zarabiając na tranzycie. Jednocześnie robią wszystko by zmarginalizować i jak najbardziej oskubać finansowo zakłady Orlenu w Możejkach. A co do NS2 to byłaby inna sytuacja gdyby nie chętne rządy Czech, Węgier(!) i Słowacji, które chętnie nabywają dalej rosyjski gaz, nie chcąc uczestniczyć w naszych projektach dywersyfikacyjnych. I albo goszczą u siebie Putina albo sami jeżdżą do Moskwy. W sprawie uchodźców mówimy owszem jednym głosem. Szkoda, że TYLKO w tej sprawie.
basia
23 lutego 2017 o 20:39Jak zapłacą to ich zintegrujemy. Skończyły się czasy gdy wszystko dostawali za darmo.
DOn Wasylo
24 lutego 2017 o 10:13Nie dawać nic Litwinom za darmo. Żadnych połączeń elektrycznych, kolektorów i innych dupereli. Jeśli nie odbudują torów do Możejek, nie zwrócą ziemi i nie zrobią porządku z mniejszością polską, czyli pisownia nazwisk, szkolnictwo itp, itd. Trzeba patrzeć na politykę jak na biznes i nic darmo nie dawać.