Unia Europejska, chcąc zadać kolejny „niszczący” cios białoruskiej gospodarce, wprowadziła niedawno nowy pakiet sankcji. A w nim — zakaz wwozu używanej odzieży z Unii Europejskiej.
Na komentarz białoruskiego MSZ nie trzeba było długo czekać.
Anatolij Głaz, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych uważa, że ten krok można uznać za dobry dla kraju.
Ten krok jest kolejnym potwierdzeniem, że Unia Europejska absolutnie nie kieruje się logiką humanitaryzmu w nakładaniu sankcji, nakłada ograniczenia na towary ważne społecznie, na które jest popyt, w tym na towary obywateli o niskich dochodach,
— powiedział.
Wskazał, że UE na różnych szczeblach deklaruje „społeczne zasady” podejścia do sankcji, ale ten krok po raz kolejny potwierdza podwójne standardy naszych zachodnich sąsiadów.
Jego zdaniem, decyzja ta została podjęta po to, aby wywołać niepokoje społeczne wśród ludności.
Według szacunków ekspertów, do tej pory udział towarów „second hand”w całkowitym wolumenie konsumpcji odzieży wynosił około 35%. Były one sprzedawane detalicznie przez około 2,8 tys. sprzedawców detalicznych, w tym sklepy internetowe.
Według danych Biełstatu, co roku na Białoruś importowana jest odzież używana o wartości około 60-80 mln USD, która jest sprzedawana za kwotę do 70 mln USD, a reszta jest reeksportowana do krajów Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej.
Na poziomie EUG ustalono niską taryfę na import „second hand” – 15% wartości celnej, ale nie mniej niż 0,18 euro za 1 kg – co umożliwia import i sprzedaż tych towarów stosunkowo tanio.
Korzystając z tej możliwości, niektórzy białoruscy spekulanci całkiem dobrze zarabiali na handlu używaną odzieżą. Chodzi o to, że przy imporcie na Białoruś deklarowali towary jako używane (o zaniżonej wartości), aby zapłacić cło według minimalnej taryfy.
ba za belta.by
1 komentarz
Stary Olsa
14 sierpnia 2024 o 16:45przypomniał mi się stary dowcip
„Fajna koszulka,ile ważyła?”