Atakowana przez rosyjskie wojska Awdijiwka na wschodzie Ukrainy, ma zapasy jedzenia na ponad dwa miesiące, jednak stałe ostrzały nie pozwalają na dostawy chleba i opału. Poinformował o tym szef miejskiej administracji wojskowej Witalij Barabasz.
– Lekarstwa są, jedzenie jest. Najważniejsze, czego potrzebują ludzie, to świeży chleb. Jest z tym problem, ale przywozimy go co najmniej raz w tygodniu
– powiedział Barabasz, cytowany w poniedziałek przez portal Suspilne.
Według szef miejskiej administracji wojskowej w mieście pozostaje nadal 1295 cywilów, którzy stopniowo są stamtąd ewakuowani.
– Liczby chętnych do wyjazdu trochę się zmniejszyły. Wcześniej wyjeżdżało średnio 12-15 osób, teraz są to 4-5 osób. Cieszy to, że wyjeżdżają
– powiedział Barabasz.
Szef administracji wojskowej wyjaśnił, że choć w sobotę Rosjanie ostrzeliwali i szturmowali miasto mniej intensywnie, to już w niedzielę wznowili aktywne natarcia.
W ostatnich dniach zmniejszyła się też liczba uderzeń, dokonywanych przez wrogie lotnictwo.
Urzędnik podkreślił, że przed zimą nie udało się zgromadzić wystarczających zapasów opału dla ludności. Z tego też powodu służby komunalne zbierają drewno z drzew, powalonych przez ostrzały artyleryjskie.
Kolejnym problemem mieszkańców jest to, że Rosjanie, obserwując z pomocą dronów dym z piecyków, uderzają w miejsca, w których chronią się cywile.
– Oni atakują te lokalizacje. Ludzie starają się ukryć dym, ale nie zawsze to się udaje. Nie ma w zasadzie ani jednego zachowanego budynku. Nie ma takiego miejsca, w którym można byłoby się schować w razie ataku rakietą balistyczną
– relacjonował Barabasz portalowi Suspilne.
RTR na podst. Telegram, TVP Info
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!