Wydarzenia moskiewskiej smuty z początku XVII wieku stały się fundamentem sprawnie ulepionej przez Romanowów legendy dynastycznej. Produktem ubocznym tego kataklizmu, zagrożeniem wiszącym nad Romanowami właściwie do końca ich panowania, byli samozwańcy – w czasie smuty pojawiło się ich 14, w samym XVIII wieku 115, a łącznie z dwudziestowiecznymi aż 230. Mitem państwowotwórczym Rosji ze smutną genezą okazała się wraża zagranica – początkowo katolicka Rzeczpospolita, a z czasem kapitalistyczny lub – jak obecnie – „zgniły” Zachód. Wielkie oczy tego strachu tylko wzmacniają epokowe najazdy „szatana z zagranicy”: napoleoński z 1812 roku, aliancki w czasie wojny domowej 1918-1921, a przede wszystkim hitlerowski, odparty w ramach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945. Ten ostatni to obecnie główny oręż rosyjskiej propagandy.
Zanim o mitach, kilka słów o genezie smuty, bo mitów w niej mnóstwo. Kryzys społeczno-gospodarczy Państwa Moskiewskiego na przełomie XVI i XVII wieku był wypadkową zniszczeń gospodarczych i demograficznych samodzierżawnych eksperymentów epoki Iwana Groźnego, a przede wszystkim fiaska w zagarnięciu wybrzeży Morza Bałtyckiego. Wynikająca z tego izolacja w bezpośrednim eksporcie zbóż i innych produktów gospodarki naturalnej doprowadziła do stagnacji gospodarczej państwa i pauperyzacji kluczowej warstwy w moskiewskiej strukturze feudalnej – średniego dworiaństwa. Błyskawicznie ubożejąc w różnym stopniu ulegało deklasacji: uzależniało się – w ramach posług niewolnych i półwolnych chołopów i kabalnych chołopów – od lokalnych i regionalnych potentatów ziemskich (oligarchii książęco-bojarskiej i klasztorów, zwłaszcza najpotężniejszej klasztornej korporacji troicko-siergiejewskiej), a w czasie wojny domowej i polsko-litewskiej „interwencji” z lat 1609-1618 tworzyło samozwańcze kozackie partie zbrojne – na wzór wolnej kozaczyzny dońskiej – lub wieszało się przy pospolitych ruszeniach przeciwko okupującemu Moskwę polsko-litewskiemu garnizonowi. Dodajmy, że towarzysząca owej deklasacji mobilność była równej mierze wynikiem pogorszenia się warunków gospodarczych co procesem przemian pokoleniowych i wzrostem napięć społecznych. Pauperyzacji średniego dworiaństwa próbował zaradzić pierwszy car po wymarciu carskiej linii Rurykowiczów – Borys Godunow. Przez ponad dekadę nie tylko dzierżył przy ostatnim Rurykowiczu – Fiodorze Iwanowiczu – najbardziej wpływowy urząd koniuszego, ale faktycznie sprawował rządy: decydował o rozdziale rumaków przepędzanych rokrocznie przez Tatarów Krymskich na podmoskiewską giełdę końską i dostępie prowincjonalnych korporacji dworiańskich do struktur dworu władcy – kluczowej instytucji w carskim systemie administracyjnym. Prawda, po objęciu przez Godunowa tronu wydawało się, że sprzyja mu szczęśliwa gwiazda i koniunktura gospodarcza. Wybrany władcą decyzją Soboru Ziemskiego z 1598 roku postawił na konsensus w łonie elit rodowo-bojarskich, co osłabiało samodzierżawne jedynowładztwo. Wydatnymi inwestycjami gospodarczymi – m.in. budowa wzdłuż Oki systemu obronnego z warowniami i miastami, tzw. linii zasiekowej, a także rozbudowa systemu obronnego na zachód od Moskwy i na granicy z Rzecząpospolitą – oraz likwidacją, jeszcze za panowania Fiodora, średniowiecznej instytucji tzw. Dnia Świętego Jerzego, czyli prawa do corocznej zmiany przez chłopów na początku grudnia pracodawcy, chciał polepszyć dolę dworiaństwa i zyskać sojusznika w zaostrzającej się walce politycznej elit. Rzecz w tym, że Godunow mógł podeprzeć się tylko koligacją z carem Fiodorem Iwanowiczem – jego siostra Iryna była żoną ostatniego Rurykowicza. Pokrewieństwem z wygasłą dynastią mogli się poszczycić za to Romanowowie na czele z braćmi Nikitą i Fiodorem Romanowymi, oraz Szujscy z liderem rodu kniaziem Wasylem. I to właśnie ci pierwsi zaczęli knuć przeciwko Godunowowi, który oskarżył ich o przygotowywanie zamachu na jego życie i w 1600 roku Nikitę zamknął w turmie, zaś Fiodora zmusił do przejścia w stan duchowny, i jako mnicha Filareta zamknął w klasztorze Antoniewo-Sijskim, co przekreśliło jego ambicję objęcia carskiego tronu.
Na nieszczęście Godunowa w latach 1601-1603 Państwo Moskiewskie dotknęła klęska głodu, która podcięła fundamenty jego władzy. W takiej sytuacji odżył mit o cudownie ocalonym carewiczu Dymitrze. Przypomnijmy: 15 maja 1591 roku w Ugliczu w ataku padaczki śmiertelnie zranił się nożem młodszy brat przyrodni cara Fiodora Iwanowicza – Dymitr. Na podstawie drobiazgowej weryfikacji zeznań świadków, śledczy orzekli, że wypadek był wynikiem niedostatecznej uwagi ze strony opiekunów. Historycy zwracają uwagę, że przy redakcji raportu końcowego doszło do fałszerstw, a część akt śledczych po prostu zaginęła. Również z punktu widzenia dzisiejszej medycyny taki wypadek jest mało prawdopodobny. Chłopiec, bez względu na to w jaki sposób trzymał nóż, nie mógł zadać sobie śmiertelnego ciosu w tętnicę szyjną. Raczej wykluczone jest też to, aby upadając ranił się w ten sposób.
Najważniejsze jest to, że mało kto uwierzył w ustalenia komisji śledczej. Sprawę tłumaczono tak, że Dymitr został zamordowany przez siepaczy Godunowa, który w ten sposób otworzył sobie drogę do przejęcia władzy po Fiodorze. Według drugiej wersji, która stopniowo zaczęła zdobywać coraz więcej zwolenników, zginął nie Dymitr, a podstawiony chłopiec. Pogłoski o odpowiedzialności Godunowa za śmierć Dymitra przycichły do czasu śmierci Fiodora w 1598 roku.
W lecie 1602 roku objawił się w Polsce pierwszy Samozwaniec. Kiedy Godunow usłyszał o tym z miejsca oskarżył bojarów, że to ich spisek. Zlecił też śledztwo, którego celem było zdemaskowanie Samozwańca. Okazało się, że za carewicza podaje się Jurij Bogdanow syn Otriepiewa, sługa Nikity Romanowa. Po spacyfikowaniu Romanowów Otriepiew, w obawie, aby nie dostać się w tryby Godunowowskiej machiny represji zaszył się w kremlowskim klasztorze Czudowskim – i jako już mnich Grigorij – z racji umiejętności pisania i chłonnej głowy szybko awansował do funkcji sekretarza patriarchy Hioba. Uczestnicząc w oficjalnych ceremoniach państwowych i obradach Dumy Bojarskiej miał okazję przyjrzeć się niemal od kuchni mechanizmom władzy.
Po ucieczce z Moskwy przedostał się do Rzeczнpospolitej, gdzie militarnie wsparli go Wiśniowieccy, zaś król Zygmunt III – werbalnie. Cennym nabytkiem Otriepiewa była ręka Maryny – córki wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha. Mitem jest twierdzenie, że Samozwaniec, zwłaszcza po objęciu władzy, był realizatorem polskich interesów. Jego epopeję zgrabnie ujął dziewiętnastowieczny historyk rosyjski Wasyl Kluczewski, który napisał, że „(Samozwańca) tylko wypieczono w polskim piecu, jego zakwas przygotowano w Moskwie”. Otriepiew, po przejęciu władzy, usamodzielnił się i przestał być sojusznikiem swoich niedawnych protektorów. Obietnic i zobowiązań, które zawarł z Zygmuntem, nie zamierzał dotrzymać, a jego polityka była wbrew interesom Rzeczypospolitej. Ani myślał o wybudowaniu w Moskwie kościołów katolickich, a tym bardziej krzewieniu katolicyzmu w Rosji. Nie zamierzał też przekazać Rzeczypospolitej Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny. Podobnie rzecz się miała z sojuszem antyszwedzkim. Jego stosunki w polskim władcą zaostrzyły się, kiedy jął używać tytułów cesarza i imperatora. Dyplomacja polsko-litewska nie uznawała nawet używanego przez władców moskiewskich tytułu cara, tytułując ich jedynie wielkimi książętami. Jego niezależność spowodowała, że kręgi rządzące Rzecząpospolitą stopniowo przestawały uważać go za sojusznika. W końcu doszło do tego, że Zygmunt III nie podzielił się z nim wiedzą o przygotowywanym przeciw niemu przewrocie. Według hetmana Żółkiewskiego bojarzy za plecami Samozwańca porozumieli się z królem i zaproponowali osadzenie na tronie moskiewskim królewicza Władysława. Póki co Zygmunt III, wobec ataków własnej opozycji, sam musiał martwić się o utrzymanie tronu i nie w głowie były mu takie projekty.
Samozwańcowi udało się za to zjednać sobie średnią szlachtę i kozaków. Pierwszych skusił szczodrymi nadaniami ziemi. W ich interesie nie cofnął rozporządzenia Godunowa zakazującego chłopom zmiany pracodawcy w czasie wspomnianego dnia świętego Jerzego. Usankcjonował tylko ich zbiegostwo w czasie klęski głodu, co było ukłonem w stronę kozaków. Średnia szlachta była mu wdzięczna za polepszenie bytu. Przykładem sprawa z zdradę stanu z 1614 roku w Biełgorodzie: podczas opijania chrzcin, jeden z najwyraźniej wstawionych świadków podniósł toast za zdrowie cara Dymitra. O sprawie szybko doniesiono do lokalnego urzędu ziemskiego i wszczęto sprawę karną w ramach procedury zdrady stanu – „słowo i sprawa”.
Samozwaniec przygotowywał się do wojny z Turcją, ale na realizację tego zamierzenia nie starczyło mu czasu. Pod bokiem bowiem spiskowali już bojarzy.
W maju 1606 roku do Moskwy przybył orszak Maryny Mniszchówny i kilkuset weselników na jej ślub z Dymitrem. Króla reprezentowali Aleksander Korwin Gosiewski i Mikołaj Oleśnicki. 18 maja odbyła się ceremonia koronacji Maryny i jej zaślubin z Samozwańcem. Zabiegi cara, aby utrwalić wśród gawiedzi moskiewskiej obraz niezależnego władcy, na niewiele się zdały. Co prawda spłacił i podziękował za służbę większości polskich najemników, którzy dopomogli mu w zdobyciu tronu moskiewskiego, jednak antypolskie resentymenty były wciąż żywe. Oskarżano go, że otacza się jezuitami, chce rekatolizacji państwa i sprzyja polskim interesom, słowem – „polski błazen”. Swoje robiła też grupa spiskowców na czele ze zwolnionymi z zesłania Szujskimi, którzy sączyli w głowy Moskwicinów tezę, że na Kremlu usadowił oszust podający się za Dymitra. Sytuacja zaostrzyła się wraz z przybyciem do Moskwy orszaku weselnego Maryny, a podsycali ją Polacy, którzy zachowywali się jak słoń w składzie porcelany. Otriepiew zignorował sygnały o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Rano 27 maja wybuchły zamieszki: spiskowcy rozpuścili plotkę, że Polacy chcą zamordować cara, i na dźwięk dzwonów tłumy zaczęły ściągać na Kreml. Spiskowcy zastrzelili Otriepiewa. Okaleczone zwłoki najpierw wystawiono na widok publiczny na placu Czerwonym, a następnie zakopano w położonym poza miastem cmentarzu dla ubogich. Szybko jednak pojawiły się słuchy, że Dymitrowi udało się uniknął śmierci i zbiec. Świadczono też, że nocą nad mogiłą Samozwańca unosi się zjawa. Najwyraźniej Wasyla Szujskiego, którego błyskawicznie wybrano nowym carem, tak dręczyła samozwańcza zmora, że nakazał wygrzebać i spalić zwłoki Otriepiewa. Prochami nabito armatę, którą wypalono – ot tak symbolicznie – na zachód, a więc tam skąd przybył szalbierz. Na marginesie, w latach 60. XVII wieku Otriepiewom, wobec haniebnej spuścizny do pierwszym Samozwańcu, za zgodą cara udało się zmienić nazwisko rodowe na Nielidowych.
W następnych latach w Rosji pojawiło się jeszcze kilkunastu samozwańców, jednak największe znaczenie osiągnął Dymitr II Samozwaniec (od podmoskiewskiego Tuszyna, gdzie stacjonował, w rosyjskiej historiografii funkcjonuje jak „wor (złodziej) tuszyński”), wydatnie wspierany przez najemników z Rzeczypospolitej, który przez dwa lata oblegał moskiewską stolicę. Sam uzurpator nie uzyskał poparcia Rzeczypospolitej, choć przez pewien czas jego działalność była na rękę władzom państwa polsko-litewskiego. Co ciekawe, do rozbiorów Rzeczypospolitej pojawianie się samozwańców wiązano z sabotażem państwa polsko-litewskiego. Przykładem, Jemieljan Pugaczow, kozak doński, przywódca powstania kozackiego z lat 1773-1775, który ogłosił się cudownie ocalonym carem Piotrem III z przewrotu pałacowego w 1762 roku. Po upadku powstania jednym z wątków śledztwa rosyjskich władz było zweryfikowanie informacji o związkach Pugaczowa z polską częścią Ukrainy i ewentualnych polskich inspiracji w jego uzurpacji.
Manipulacje wokół historii wydarzeń moskiewskiej smuty zaczęły się tuż po jej zakończeniu w 1619 roku. Filaret po powrocie z polskiej niewoli, sprawując już godność patriarchy moskiewskiego i współrządcy przy swoim synu Michaile Romanowie, osobiście zredagował „Nowyj Latopisiec”, w którym m.in. opisał nie tylko smutę, w korzystnym świetle – co zrozumiałe – przedstawiając siebie i krewnych: przemilczał kompromitujące fakty i kwestie niewygodne np. pełnienie u boku drugiego Samozwańca w Tuszynie godności metropolity rostowskiego, próbował też wykazać prawa Romanowów do carskiego tronu.
Tym sposobem na stulecia ugruntował się w Rosji mit o nieskazitelnej postawie i prawach Romanowów do carskiego tronu, gdzieniegdzie wzbogacany elementami socjalizującymi przezwyciężenie tego kryzysu, w tym zakończenie poniżającej okupacji Moskwy i wygnanie z kraju Polaków – dzięki zgodzie narodowej. Takiej narracji sprzyjało wzmożenie narodowe w momentach kryzysów. Odparcie najazdu napoleońskiego w 1812 roku zaowocowało operą Catterino Cavoniego „Iwan Susanin” – chłopa, rosyjskiego bohatera narodowego, który służąc za przewodnika polsko-litewskiemu oddziałowi, który chciał zamordować na początku 1613 roku przebywającego w Kostromie Michaiła Romanowa, wyprowadził najeźdźców na bagna (czyn swój przypłacił życiem), wystawieniem na placu Czerwonym w Moskwie pomnika kupca Kuźmy Minina i kniazia Pożarskiego dłuta Iwana Martosa, czyli organizatorów drugiego pospolitego ruszenia, które zmusiło do kapitulacji polsko-litewski garnizon. Na marginesie, niewykluczone że bohaterski czyn Susanina to jedna z wielu legend moskiewskiej smuty.
W latach 30. XIX wieku Michaił Glinka, zainspirowany operą Cavoniego, stworzył swoją – „Życie za cara” (Tytuł dzieła ewoluował od „Iwana Susanina”, przez „Śmierć za cara”, zaś decyzję o tytule opery podjął car Mikołaj I).
Paradoksalnie, ale w sowieckiej propagandzie w latach 20. i 30. XX wieku Susanin, jako sojusznik cara, był przemilczany. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1938 roku, kiedy na fali konsolidacji sowieckiego społeczeństwa Susanin, podobnie jak Minin i Pożarski, Aleksander Newski, Dymitr Doński, Iwan Groźny i Piotr I, powrócił do łask.
W propagandzie carskiej i sowieckiej specjalne miejsce poświecono „interwencji” Rzeczypospolitej w moskiewską smutę, czyli wojnę z lat 1609-1618 z jej kulminacyjnym momentem – epopeją polsko-litewskiego garnizonu Moskwy w latach 1610-1612.
Za caratu kapitulację polsko-litewskiego garnizonu – wszak kapitulacja wroga to nie orężne zwycięstwo nad nim – przysłaniano tydzień wcześniejszym zdobyciem przez moskiewskie wojska przylegającej do Kremla dzielnicy Kitajgorod i prawosławnym świętem ikony Matki Boskiej Kazańskiej, pod której opieką walczyli pospolitacy księcia Pożarskiego. Inna sprawa, że donioślejsze znaczenie carska propaganda przyznawała intronizacji Michaiła Romanowa w marcu 1613 r., manipulacyjnie wiążąc początek nowej dynastii z zakończeniem smuty. Wojna o tron moskiewski trwała jeszcze przez kilka lat, a zakończyła ją nieudana wyprawa królewicza Władysława Wazy, który – jako polski król – zrzekł się carskich praw dopiero w kończącym wojnę smoleńską pokoju polanowskim w 1634 r.
W sowieckiej propagandzie, zwłaszcza stalinowskiej, wyzwolenie Moskwy w 1612 r. i, szerzej, smuta oraz wojna polsko-moskiewska z lat 1609-18 były wykorzystywane do podsycania antypolskich stereotypów. Symptomatyczne, że do wzmożenia antypolskiej propagandy, wykorzystującej historię smuty, ale też powstanie kozackie Bohdana Chmielnickiego z połowy XVII w. oraz wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919-21, doszło po aneksji wschodnich województw Rzeczpospolitej przez ZSRR jesienią 1939 r. Przykładem, w literaturze „naukowej”, książka Antona Kozaczenki „Walka narodu rosyjskiego z polsko-szwedzką interwencją z początku XVII w.”, w kinematografii – „Minin i Pożarski”, ekranizacja powieści Wiktora Szkłowskiego „Rosjanie na początku XVII w.”, według jego scenariusza, w reżyserii Wsiewołoda Pudowkina i Michaiła Dollera, z wyrazistymi kreacjami Anatolija Gorjunowa w roli hetmana Jana Karola Chodkiewicza i Michaiła Astangowa jako Zygmunt III Wazy.
W 2005 r. władze rosyjskie ustanowiły 4 listopada Dniem Jedności Narodowej. Zamieszanie polega na tym, że przypada on pomiędzy świętem ikony Matki Boskiej Kazańskiej a wyzwoleniem Moskwy z lackiej okupacji. Zresztą, większość Rosjan nie rozumie kontekstu historycznego, traktując to święto jako erzac obchodów rewolucji październikowej lub jako dzień wolny od pracy. Trudno też mówić o jedności Rosjan w 1612 r. Odzyskanie Moskwy nie zakończyło wojny domowej, a w następnych dekadach wszelkie wspominanie o smucie, niezgodne z obowiązującą carską narracją, traktowano jako przestępstwo polityczne. W popkulturze przełomowy 1612 r. odświeżył w 2007 r. Władimir Chotinienko w nużącym filmie „1612”.
Opr. TB
1 komentarz
TowarzyszMao
25 kwietnia 2024 o 08:41Przeciętny rusek ma dwa marzenia.Pierwsze, żeby USA jasny szlak trafił.Drugie to wylosować wreszcie zieloną kartę.