„Na tle licznych wzmianek o „trudnym losie Polski”, która – nawiasem mówiąc, wzięła udział we wspomnianym podziale i zawarła układ o nieagresji z Berlinem jeszcze w 1934 roku – tego rodzaju wybiórczość pamięci historycznej poraża swoim cynizmem” – dodała Zacharowa. Jej zdaniem rezolucja PE to przejaw „poważnego fałszowania historii” i „zestaw twierdzeń rewizjonistycznych”. Jej zdaniem doszło do „oburzającej próby postawienia znaku równości pomiędzy Niemcami nazistowskimi, krajem agresorem, i ZSRR, którego narody kosztem ogromnych ofiar wyzwoliły Europę od faszyzmu”.

Przedstawicielka MSZ zarzuciła deputowanym PE, że zapominają „o nieprzyjemnych dla siebie kartach” i – jak to ujęła – „tracą kontakt z rzeczywistością”. Wyraziła ocenę, że „rzeczywistość ta jest taka, iż w krajach europejskich rehabilituje się przestępców nazistowskich” i „organizacje neonazistowskie czują się swobodnie”.

Wcześniej w czwartek rzeczniczka MSZ zarzuciła Polsce „prowokowanie rusofobii” w związku z 80. rocznicą 17 września 1939 roku i określiła ówczesne wydarzenia jako „wejście Armii Czerwonej na zachodnią Ukrainę i Białoruś”. Według jej słów polskie władze traktując pakt Ribbentrop-Mołotow „jako pakt wojny”, „obłudnie ignorują ten fakt”, że Polska podpisała w 1934 roku porozumienie z Niemcami.

Parlament Europejski przyjął w czwartek rezolucję, w której ocenił, że wybuch II wojny światowej był bezpośrednim skutkiem paktu sowiecko-niemieckiego z 23 sierpnia 1939 roku i jego tajnego protokołu dodatkowego. „Reżimy nazistowski i komunistyczny dokonały masowych mordów, ludobójstwa i deportacji oraz doprowadziły do utraty życia i wolności w XX wieku na skalę niespotykaną w historii ludzkości” – podkreślili eurodeputowani. Wiecej na temat rezolucji tutaj.

Rezolucja była inicjatywą deputowanych z Polski i Litwy.

Tymczasem rosyjski ambasador Aleksandr Pietrow został wezwany do estońskiego MSZ w związku z wypowiedziami o wyzwoleniu Tallina przez Armię Czerwoną 22 czerwca 1944 roku. Ambasador w swojej wypowiedzi podkreślił, że mieszkańcy Estonii „szanują bohaterskie czyny żołnierzy ZSRR, które doprowadziły do wyzwolenia Estonii”. Przypomniał też, że w szeregach Armii Czerwonej walczyli przedstawiciele wielu narodowości, w tym również „bohatersko” estońscy żołnierze. Zdaniem rządu estońskiego sposób przedstawienia tych wydarzeń mija się z prawdą i jest niezgodny z konstytucyjnymi podstawami estońskiej republiki. Minister spraw zagranicznych Estonii Urmas Reinsalu podkreślił, że na skutek tych wydarzeń Estonia została zajęta, a stanowisko władz kraju do obu okupacji jest w takich historycznych okolicznościach „wyraźnie negatywne”. Szef MSZ przypomniał, że kiedy jednostki Armii Czerwonej zajęły Tallin w 1944 r., oddziałów niemieckich nie było już w mieście, a powracający z Finlandii estońscy ochotnicy stawiali opór. Więcej na ten temat tutaj.

Oprac. MaH, dziennik.pl, dzieje.pl, polskieradio.pl

fot. Wikimedia Commons, CC