Prokuratura Generalna wszczęła postępowanie karne przeciwko lekarzowi Szpitala Ratunkowego w Mińsku. Medyk podzielił się z dziennikarką portalu TUT.by informacjami o stanie 31- letniego opozycjonisty Romana Bondarenki, którego 11 listopada karetka zabrała ze stołecznego komisariatu milicji. Był w stanie krytycznym po ciężkim pobiciu przez tajniaków. Zmarł następnego dnia.
Tymczasem prokuratura zarzuca lekarzowi „ujawnianie tajemnicy lekarskiej”.
„W ten sposób ujawnił tajemnice medyczne, podając fałszywe informacje” – podała w oświadczeniu Prokuratura Generalna. Śledczy zwracają uwagę, że takie działania lekarza i dziennikarki pociągnęły za sobą „poważne konsekwencje, które skutkowały zwiększonym napięciem w społeczeństwie, tworzeniem atmosfery nieufności do organów rządowych oraz zachęcaniu obywateli do agresji i działań niezgodnych z prawem”.
Podejrzani zostali zatrzymani – poinformowała Prokuratura Generalna.
Dziennikarka Tut.by Katerina Borysewicz, która przygotowywała materiał o stanie Romana Bondarenko, przestała odpowiadać na telefony.
Przypomnijmy, 11 listopada, mieszkający obok Placu Zmian w Mińsku, 31- latek wyszedł z bloku, aby sprawdzić, kto i dlaczego próbuje zniszczyć biało-czerwono-białą dekorację na płocie okalającym plac. Wówczas został napadnięty przez zamaskowanych tajniaków. Już na miejscu został pobity, a potem zaciągnięty do furgonetki i jak się okazało odwieziony na posterunek milicji. To stamtąd skatowanego do nieprzytomności zabrała go kartka pogotowia. Został przewieziony do szpitala, następnego dnia zmarł.
To wówczas lekarz szpitala, do którego Bandarenko został przewieziony, poinformował o fakcie dziennikarzy.
Śmierć 31 letniego Romana Bandarenki wstrząsnęła Białorusinami. Na wieść o tragedii, w miejscu, skąd został uprowadzony opozycjonista – na Placu Zmian, zaczęły gromadzić się tłumy. Ludzie przynosili kwiaty, znicze i portrety ofiary reżimu. W niedzielę 15 listopada miejsce to zostało spacyfikowane, a setki osób trafiło do aresztów.
Od samego początku władze próbowały rozmyć odpowiedzialność milicji. Aleksander Łukaszenka komentując okoliczności śmierci opozycjonisty w rozmowie z zagranicznymi mediami, próbował skompromitować zmarłego i obronić domniemanych sprawców jego śmierci. Twierdził, że Roman wyszedł z domu pijany i wdał się w bójkę z ludźmi, niezadowolonymi z opozycyjnej dekoracji. – Jasne, że został zatrzymany i zawieziony na komisariat. Po drodze poczuł się niedobrze. Oni (milicjanci) wezwali pogotowie ratunkowe i przekazali go do szpitala – kłamał Łukaszenko 13 listopada, kiedy lekarze, bezskutecznie walczący przez cały poprzedni dzień o życie pacjenta, poinformowali już, że ofiara pobicia była absolutnie trzeźwa, a we krwi miała 0,0 promila alkoholu.
oprac. ba na podst. nashaniva.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!