Rozprawa ZSRS z Polskim Państwem Podziemnym i polskim podziemiem niepodległościowym miała kilka etapów. Sowieckie represje wobec Armii Krajowej i innych wojskowych organizacji niepodległościowych rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej na wschodnie terytoria przedwojennej Rzeczpospolitej latem 1944 roku. Symbolicznym zwieńczeniem procesu politycznego podporządkowania Polski przez ZSRR było sfałszowanie wyborów do Sejmu w 1947 roku i ucieczka z kraju zagrożonego aresztowaniem Stanisława Mikołajczyka. Jednak głównym wydarzeniem było porwanie i pokazowy proces polityczny przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, przeprowadzony w Moskwie 18–21 czerwca 1945 roku przed Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego ZSRR. Proces szesnastu, bo takim terminem od liczby podsądnych określiła tę farsę sądową wprawna w takiej nomenklaturze sowiecka propaganda, był nie tylko kolejnym przykładem stalinowskiej obłudy, ale też złamaniem ustaleń konferencji jałtańskiej z lutego 1945 roku i bezprecedensowym pogwałceniem prawa międzynarodowego.
Przypomnijmy: w Jałcie zapadły kluczowe w sprawie Polski decyzje. Stalin kontrolował już znaczną część terytorium Polski, Berlin miał na wyciągnięcie ręki. Nadto zachodnich aliantów sparaliżowała niespodziewana ofensywa niemiecka w Ardenach. W tej sytuacji z łatwością skłonił prezydenta USA Franklina D. Roosevelta i brytyjskiego premiera Winstona Churchilla do potwierdzenia ustaleń z konferencji w Teheranie z przełomu listopada i grudnia 1943 r. w sprawie przebiegu wschodniej granicy Polski wzdłuż tzw. linii Curzona, a więc uznania zaboru ziem, które uzyskał w wyniku współdziałania z Hitlerem w rozbiorze Polski we wrześniu 1939 r. Kluczowym ustaleniem, które miało uregulować sytuację polityczną w Polsce, było utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej poprzez poszerzenie kontrolowanego przez Moskwę Rządu Tymczasowego o demokratycznych polityków z kraju i emigracji.
Rzecz jasna ustalenia krymskiej konferencji odrzucił rząd RP w Londynie, który nie mógł uznać podważenia swojej legalności i oderwania wschodnich województw. Premier Tomasz Arciszewski stwierdził, że naród polski przyjmie ten dyktat jako nowy rozbiór, tym razem dokonany przez sojuszników. Zaprotestowali również pochodzący ze wschodnich terenów Rzeczpospolitej żołnierze 2. Korpusu walczącego we Włoszech.
Decyzje jałtańskie doprowadziły do rozłamu w łonie polskiej emigracji. Niezłomni, skupieni wokół rządu RP, oraz początkowo duża część emigracji pojałtańskiej jednoznacznie odrzucali dyktat krymski, nie godząc się z utratą symbolów Kresów – Lwowa i Wilna.
Z kolei na czele obozu polityków gotowych zaakceptować ustalenia krymskie stanął były premier rządu RP i przywódca Stronnictwa Ludowego Stanisław Mikołajczyk, którego program walki o ratowanie niepodległości Polski poparły świadome realiów politycznych w kraju instytucje Polskiego Państwa Podziemnego – Rada Jedności Narodowej i Krajowa Rada Ministrów.
Zresztą w łonie władz podziemnych nie było zgody co do potraktowania sowieckich zachęt do dialogu. W zapewnienia płk. Konstantina Pimienowa, funkcjonariusza kontrwywiadu Smiersz i dowódcy grupy operacyjnej NKWD w Radomiu, o czystych intencjach i honorowym potraktowaniu Polaków wątpili Komendant Główny organizacji „NIE” gen. Leopold Okulicki i Kazimierz Pużak, przewodniczący Rady Jedności Narodowej. Przeważyły jednak głosy członków PSL i PPS, którzy świadomi poparcia społeczeństwa zadeklarowali wyjście z konspiracji. Z drugiej strony sowieci rozumiejąc, że krajowi komuniści na czele z Władysławem Gomułką są bez szans w demokratycznej walce, zdecydowali się na podstępne wyeliminowanie przeciwnika. Temu służyła czekistowska pułapka.
Po wstępnych rozmowach wicepremiera na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego z Pimienowem ustalono, że delegacja polska spotka się z reprezentującym stronę sowiecką gen. Iwanowem – pod tym nazwiskiem ukrywał się dowódca Smiersza Iwan Sierow – 28 marca w wilii w Pruszkowie przy ul. Pęcickiej. Do spotkania nie doszło, bo enkawudziści aresztowali zjeżdżających do Pruszkowa członków polskiej delegacji: Jankowskiego, Okulickiego, Pużaka i Józefa Stemler-Dąbskiego, wiceministra Departamentu Informacji Delegatury RP, oraz Antoniego Pajdaka z PPS-WRN, Stanisława Jasiukowicza, Kazimierza Kobylańskiego, Zbigniewa Stypułkowskiego i Aleksandra Zwierzyńskiego ze Stronnictwa Narodowego, Józefa Chacińskiego i Franciszka Urbańskiego ze Stronnictwa Pracy, Adama Bienia, Kazimierza Bagińskiego i Stanisława Mierzwę ze Stronnictwa Ludowego oraz Eugeniusza Czarnowskiego i Stanisława Michałowskiego ze Zjednoczenia Demokratycznego. 29 marca zostali przewiezieni na Okęcie i przetransportowani do Moskwy.
Mimo protestów rządu RP w Londynie, sowieci milczeli. Wyczekiwali reakcji zachodnich aliantów. Do aresztowania i uprowadzenia przedstawicieli polskich władz przyznali się dopiero po zdobyciu Berlina, a w swojej narracji propagandowej przedstawili ich jako odpowiedzialnych nie tylko za ataki na żołnierzy Armii Czerwonej w pasie przyfrontowym i na tyłach, ale też zwalczanie polskiej partyzantki prosowieckiej i Żydów. Gazeta „Prawda”, oficjalny organ sowieckiej propagandy, określiła ich wręcz jako „polsko-faszystowskich bandytów pod maską demokratów”. Celem tej bezczelnej manipulacji było nie tylko odczłowieczenie przywódców państwa podziemnego, ale też podważenie ich – ustalonego przecież w Jałcie – mandatu w demokratycznym życiu politycznym w kraju. Mówiąc inaczej, obciążenie współpracą w niemieckim okupantem dyskwalifikowało ich i reprezentowane przez z nich ugrupowania polityczne jako siły demokratyczne i antynazistowskie.
Wobec sowieckiego bezprawia zaprotestowali prezydent Władysław Raczkiewicz i Rząd RP na Uchodźstwie, wskazując, że „proces przeciwko przywódcom politycznym jednego z Narodów Zjednoczonych przed sądem drugiego – musi być uznany za wrogie wystąpienie przeciwko Narodowi Polskiemu, sprzeczne z proklamowanymi zasadami Narodów Zjednoczonych w celach wojny i pokoju”, oraz, że „…za działalność patriotyczną na własnej ziemi przy użyciu podstępu pociągnięte zostały przed sąd obcego państwa, wyłonione i uznane przez społeczeństwo władze, stanowiące integralną część legalnego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej”. Wszystko na nic. Triumfujący Stalin – przypomnijmy, zbliżała się konferencja Wielkiej Trójki w Poczdamie i spodziewane przyłączenie się ZSRR do rozprawy z Japonią – nie zważał już na żadne formalności: głównym dowodem na „faszystowskie” oblicze skrwawionego polskiego podziemia niepodległościowego miało być przyznanie się do winy uwięzionych przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego.
Temu służyła obróbka uwięzionych na Łubiance. Prawda, sowieci nie odważyli się na zastosowanie bezpośrednich tortur fizycznych, jednak wprawnie wykorzystali środki pośrednie i presję psychiczną, czyli konwejer – intensywne przesłuchania, ograniczanie racji żywnościowych i snu, wychładzanie cel i konfrontacje z zeznaniami wymuszonymi na przetrzymywanych żołnierzach polskiego podziemia. Właściwie wszyscy więźniowie mężnie wytrzymali presję (pamiętajmy, byli w zaawansowanym wieku). Generał Okulicki podjął w proteście głodówkę, a większość z pozostałych złożyła jedynie zeznania wyjaśniające genezę i działalność organizacji „NIE” i jej kontakty z Rządem RP na Uchodźstwie. Tyle że nijak to nie współgrało z sowiecką linią oskarżenia. Sowieci, nie mogąc logicznie skleić Polaków ze współpracą z hitlerowcami, uznali za działalność antysowiecką ich działalność w szeroko pojętej strefie przyfrontowej. Dodajmy, presja Anglosasów, ale też premiera Mikołajczyka, bacznie śledzących tę farsę, ograniczyła plany Stalina i jego siepaczy.
Sowieckie teatrum odbyło się w Moskwie 18-21 czerwca 1945 roku. Sądziło Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR na czele z gen. Wasilijem Urlichem – kanalią rzucającą losami komunistów i wojskowych współtowarzyszy w czasie wielkiej czystki. W roli oskarżycieli wystąpili równie doświadczeni prokuratorzy Nikołaj Afansjew i Roman Rudenko (na zdjęciu). Materiały oskarżycielskie dostarczyli Ławrientij Beria i jego zastępca Wsiewołod Mierkułow. Oprawę medialną realizowali Dawid Zasławski z „Prawdy” i Wsiewołod Iwanow z „Izwiestii”.
Z grubsza sowieci w ramach aktu oskarżenia lansowali antysowiecką proweniencję Armii Krajowej i organizacji „NIE”, dodatkowo oskarżając je o sabotaż w strefie przyfrontowej (rejon traktatowo nieokreślony). Orzekli też nielegalność polskich władz podziemnych – Rady Jedności Narodowej i Rady Ministrów na Kraj, a więc Rządu RP na Uchodźstwie. Aberracja, zważywszy na relacje ZSRR z polskimi władzami emigracyjnymi do kwietnia 1943 roku, kiedy decyzją Stalina zostały zerwane stosunki dyplomatyczne z Rządem RP w Londynie po ujawieniu zbrodni katyńskiej. Ot, sowiecka logika faktów dokonanych. Dwie dekady wcześniej, tyle że zupełnie bezprawnie, zostało proklamowane państwo radzieckie, długo przecież nie uznawane przez dużą część świata. Słowem, stalinowski złoczyńca sprawował sąd nad sprawiedliwym.
Okulicki i Jankowski trzeźwo obalili zarzuty o współpracę z Niemcami. Prawda, przyznali się do walki o niepodległość Polski poprzez zorganizowanie i kierowanie Armią Krajową, państwem podziemnym i organizacją poakowską, ale odrzucili odpowiedzialność za zorganizowaną walkę z sowietami. Ci jednak trzymali się swego.
Symptomatycznie schizofrenicznie brzmiała mowa końcowa Andrejewa, który rozliczył nie tylko działalność polskiego państwa podziemnego i jego zbrojne ramię – Armię Krajową, której „bandy wysadzały w powietrze, mordowały obywateli radzieckich (…) po zwierzęcemu torturowały i znęcały się w sposób straszliwy, przez co niewiele różniły się od bestialstw niemieckich”, ale także II Rzeczpospolitą, której „zgubna polityka umożliwiła wojskom niemieckim dotarcie aż do bram Moskwy”.
Wyroki zostały wydane 21 czerwca. Sowieci pod aliancką presją wprawdzie nie odważyli się skazać żadnego z podsądnych na śmierć, jednak wyroki wieloletniego więzienia dla głównych oskarżonych, przy ich zaawansowanym wieku, nie dawały większych szans na przeżycie.
Gen. Leopold Okulicki – ostatni dowódca AK, Komendant Główny organizacji „NIE” – skazany na 10 lat pozbawienia wolności, zmarł w więzieniu butyrskim w Moskwie 24 grudnia 1946 roku. Został prawdopodobnie zamordowany.
Wyroków nie przeżyli również Jan Stanisław Jankowski, wicepremier, Delegat Rządu na Kraj, działacz Stronnictwa Pracy, i Stanisław Jasiukowicz, zastępca Delegata Rządu RP na Kraj, minister dla spraw kraju i wiceprezes Stronnictwa Narodowego. Jankowski, skazany na ośmioletnie więzienie, zmarł 13 marca 1953 roku we Włodzimierzu, zaś Jasiukowicz, skazany na 5 lat, zmarł na Butyrkach w 1946 roku.
Antoni Pajdak, minister dla spraw kraju i trzeci zastępca Delegata Rządu na Kraj, wprawdzie nie przyznał się do winy, ale sowieci w listopadzie 1945 roku skazali go na pięć lat więzienia w innym tajnym procesie. Powrócił do Polski w 1955 roku.
Skazany na półtora roku więzienia Kazimierz Pużak, przewodniczący Rady Jedności Narodowej i przywódca PPS-WRN, został w listopadzie 1945 roku zwolniony i powrócił do Polski. Jednak robotę sowietów dokończyli polscy stalinowcy. Po odmowie emigracji został w 1947 roku aresztowany przez UB i skazany na 10 lat więzienia. Zmarł 30 kwietnia 1950 roku w więzieniu w Rawiczu.
Adam Bień – pierwszy zastępca Delegata Rządu RP na Kraj, delegat Stronnictwa Ludowego „Roch” i członek Krajowej Rady Ministrów – został na krótko przed upływem pięcioletniego wyroku zwolniony i powrócił do kraju. Zmarł 4 marca 1998 roku w Warszawie.
Skazany na rok pozbawienia wolności Kazimierz Bagiński, wiceprzewodniczący Rady Jedności Narodowej i wiceprzewodniczący Stronnictwa Ludowego został zwolniony w listopadzie 1945 roku i wyemigrował do USA.
Podobnie Aleksander Zwierzyński, wiceprzewodniczący Rady Jedności Narodowej i prezes Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego – skazany na osiem miesięcy więzienia i zwolniony w listopadzie 1945 roku; kpt. Eugeniusz Czarnowski, członek Rady Jedności Narodowej, prezes Zjednoczenia Demokratycznego – skazany na sześć miesięcy i zwolniony we wrześniu 1945 roku; Józef Chaciński, członek Rady Jedności Narodowej i prezes Stronnictwa Pracy – skazany na cztery miesiące i zwolniony w sierpniu 1945 roku; Stanisław Mierzwa, członek Rady Jedności Narodowej i delegat Stronnictwa Ludowego – skazany na cztery miesiące i zwolniony w sierpniu 1945 roku (w Polsce ponownie aresztowany i skazany na siedem lat więzienia); Zbigniew Stypułtowski, członek Rady Jedności Narodowej i delegat Stronnictwa Narodowego – skazany na cztery miesiące i zwolniony w sierpniu 1945 roku (wyemigrował do Wielkiej Brytanii); Franciszek Urbański, członek Rady Jedności Narodowej, delegat Stronnictwa Pracy – skazany na cztery miesiące i zwolniony w sierpniu 1945 roku.
Stanisław Michałowski (członek Rady Jedności Narodowej i wiceprezes Zjednoczenia Demokratycznego), Kazimierz Kobylański (członek Rady Jedności Narodowej i delegat Stronnictwa Narodowego) oraz Józef Stemler (wiceminister Departamentu Informacji Delegatury RP na Kraj) zostali uniewinnieni.
Proces i wyroki spotkały się z osobliwymi reakcjami dyplomacji mocarstw zachodnich i prasy. Brytyjski ambasador w Moskwie Archibald Clark Kerr w swoim raporcie dla Foreign Office z zadziwiającą naiwnością stwierdził, że „nikogo nie skazano na śmierć, oskarżeni mogli się bronić”, zaś anonimowy urzędnik w centrali – niewykluczone, że sowiecki agent Guy Burgess – bezczelnie skomentował: „Było, jak sądzę, rzeczą konieczną, aby Polakom pokazać raz na zawsze, że (…) ideę orientacji polsko-niemieckiej należy natychmiast wykorzenić, prawdę mówiąc, Rosjanie powinni z całą brutalnością użyć swojej siły”.
Brytyjski „Times” skomentował, że „wyrok nikogo nie powinien dziwić, kto śledził antyradziecką działalność rządu polskiego”. Podobnie odkrywczo zakończenie procesu szesnastu podsumowały inne gazety brytyjskie i amerykańskie.
Na Zachodzie do sowieckiego bezprawia i wiarołomności zachodnich aliantów trzeźwo i najbardziej miarodajnie odniósł się chyba jedynie George Orwell, który na łamach „Tribune” stwierdził wprost: „Polacy zostali oskarżeni o to, że usiłowali zachować niepodległość własnego państwa, jednocześnie przeciwstawiając się narzuconemu ich krajowi marionetkowemu rządowi, jak również o to, że pozostali wierni rządowi w Londynie, który był w tym czasie uznawany przez cały świat, wyjąwszy ZSRR”.
Tomasz Bohun
fot. Wikimedia Commons, CC
1 komentarz
Janusz
4 października 2021 o 00:41Było nie było