Działania wojenne w powstaniu styczniowym nie wyszły poza stadium wojny partyzanckiej. Mimo to ich intensywność spowodowała, że na stłumienie rewolty armia rosyjska potrzebowała blisko dwóch lat i podwojenia swojej liczebności w Królestwie Kongresowym, na Litwie i Rusi.
Zawiązany pod egidą stronnictwa czerwonych w połowie 1862 roku Komitet Centralny Narodowy postawił sobie wyraźny cel: Organizacja narodowa ma na celu przygotowanie kraju do powszechnego, a na dobry skutek obrachowanego powstania, które ma wywalczyć niepodległość Polski w granicach 1771 r., a dla wszystkich jej mieszkańców bez różnicy religii zupełną wolność i równość w obliczu prawa i z poszanowaniem praw narodowości z nią złączonych. Rewolucyjnej wymowy programowi KCN dodawała deklaracja o pełnym uwłaszczeniu chłopów. Wraz z programem politycznym Komitet Centralny rozpoczął budowę struktur konspiracyjnych. Położono nacisk na staranne przygotowania do insurekcji, której wybuch wstępnie planowano na późną wiosnę 1863 roku. Zważywszy, że z wyjątkiem Królestwa sieć konspiracyjna praktycznie nie istniała lub była w zalążku, tak długi okres przygotowań do rozprawy z zaborcą świadczył o przemyślanej taktyce KCN.
W oczach czerwonych idealnymi kandydatami na dowódców byli absolwenci nie istniejącej już wtedy polskiej szkoły wojskowej w Genui i Cuneo, początkowo kierowanej przez Ludwika Mierosławskiego. W nim właśnie upatrywali kandydata na dyktatora, mimo że swoim apodyktyzmem i rewolucyjnymi ideami zraził prawie wszystkich: kadetów i wykładowców swojej akademii, niemal całą emigrację oraz białych i umiarkowanych czerwonych w kraju.
Zwrot w sytuacji spowodowały wydarzenia z jesieni 1862 roku. Rozeszły się pogłoski, że margrabia Aleksander Wielopolski chce ogłosić pobór na obszarze Królestwa Kongresowego. Margrabia, świadom radykalizacji nastrojów w Kongresówce, postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: nie dość, że ‒ odmiennie niż na pozostałym obszarze Cesarstwa ‒ rekruci mieli być powoływani arbitralnie, to jeszcze z poboru wyłączono właścicieli ziemskich, włościan i czeladź dworską na rzecz pozostałych grup społecznych, w szczególności zaś inteligenckiej młodzieży, będącej opoką organizacji niepodległościowych. Pobór miał nie tylko dostarczyć rekrutów armii carskiej, ale przede wszystkim usunąć z kraju elementy burzliwe, do niespokojności i anarchii podniecające, które najbardziej po miastach się rozwinęły, jak głosi poufny memoriał margrabiego. Pobór miał objąć 12 tys. młodzieży, w tym 2,5 tys. z Warszawy.
W nocy z 14 na 15 stycznia 1863 roku rozpoczęła się branka w Warszawie, a dziesięć dni później miała rozpocząć się akcja na prowincji. Rankiem 15 stycznia członkowie Komitetu Centralnego Narodowego, zszokowani nocnymi wydarzeniami, wyznaczyli wybuch insurekcji na noc z 22 na 23 stycznia.
Czerwoni zakładali, że hasło uwłaszczenia przyciągnie chłopów do walki z zaborcą, a zgromadzone fundusze pozwolą bez przeszkód zaopatrywać oddziały powstańcze w nowoczesną broń. Ich plan przewidywał, że po opanowaniu wystarczającego obszaru i sformowaniu oddziałów zdolnych przeciwstawić się wojskom zaborczym działania partyzanckie przeistoczą się w regularną wojnę. Niestety, walki powstańcze nigdy nie wyszły poza stadium wojny partyzanckiej. Powodem było niezrealizowanie podstawowych założeń: chłopi nie przystąpili masowo do insurekcji, a napływ broni do kraju napotkał poważne trudności.
Armia rosyjska na terenie Kongresówki liczyła blisko 100 tys. ludzi oraz 176 dział. Biorąc pod uwagę rozrzucenie poszczególnych oddziałów po miastach i garnizonach, nie była to znacząca siła. Poza Warszawą, gdzie stacjonował pokaźny, dwudziestodwutysięczny garnizon, w innych punktach rosyjskie oddziały nie przekraczały kilku tysięcy ludzi. Przeciw nim czerwoni mogli wystawić 20‒25 tys. powstańców, dysponujących jednak tylko kilkoma tysiącami sztuk broni palnej. Poza tym uzbrojenie to było niejednolite, w większości przestarzałe i tylko niewielu ochotników potrafiło się z nim obchodzić.
Plany operacyjne powstańców były dostosowane do złożonej sytuacji: wyznaczeni naczelnicy wojskowi w każdym województwie, przeprowadzając akcję w najważniejszym strategicznie rejonie, mieli uzyskać przewagę nad lokalnymi garnizonami i stopniowo je rozbrajać. Ważne miejsce zajmował Płock, w którym miał się zainstalować i ujawnić Rząd Tymczasowy. Ze względu na liczebność rosyjskiego garnizonu i potęgę Cytadeli nie planowano żadnej akcji w Warszawie.
W nocy z 22 na 23 stycznia oraz w dniach następnych zaatakowano 24 garnizony: siedem w województwie podlaskim, pięć w augustowskim, po trzy w lubelskim, sandomierskim i mazowieckim, dwa w płockim, jeden w kaliskim. Tylko sześć z powodzeniem! Opanowanie Płocka, najważniejszego miasta w planach powstańczych, spaliło na panewce: 400 żołnierzy rosyjskich pod dowództwem gen. Eugeniusza Mengdena odparło nieskoordynowany szturm ok. 1000 powstańców Konrada Błaszczyńskiego (ps. Bończa). Warto dodać, że w bitwie nie wzięły udziału oddziały warszawiaków Aleksandra Rogalińskiego i Skowrońskiego. Pierwszy wdał się w niepotrzebną walkę z kompanią pułku mu-romskiego pod oddalonym o 12 km od Płocka Ciołkowem, drugi został rozproszony przez jazdę rosyjską pod Nasielskiem. Niechlubnie zachował się w tych dniach naczelny dowódca Zygmunt Padlewski, któremu droga z niedalekiego Secymina pod Płock zajęła ok. 100 godzin! Dotarł do miasta, gdy partie powstańcze Bończy zostały już odparte, a wielu ludzi schwytanych.
Na Podlasiu i w Łomżyńskiem w ową mroźną noc powstanie ogarnęło wszystkie powiaty. Zaatakowano Lubartów, Radzyń, Łuków, Kodeń, Łomazy, Stok Lacki, Wysokie Mazowieckie, Tykocin, Mężenin. I choć pomyślnie zakończyły się tylko akcje w Kodniu, Łomazach i Surażu, to działania podjęte w tym rejonie można nazwać sukcesem. Ważne było i to, że po pierwszych walkach wartość bojową zachowały tutaj oddziały Lewandowskiego, Rogińskiego, ks. Brzóski i Cichorskiego (ps. Zameczek). Obsadziły one linię Kolei Petersburskiej i trakt brzeski, odcinając Warszawę od cesarstwa. Interesujący, bo oddający stosunek podlaskiego chłopa do powstania, był epizod oddziału Romana Rogińskiego, który po bitwie pod Siemiatyczami przedarł się na Podlasie, gdzie, jak ufał, powinien znaleźć idealne warunki do działań partyzanckich. Jednak tamtejsi chłopi uważali powstanie za „sprawę panów” i mając w pamięci zatargi z miejscowym ziemiaństwem, nie tylko odmówili Rogińskiemu pomocy, ale w końcu lutego schwytali go i przekazali władzom carskim.
Umiarkowane sukcesy osiągnął Marian Langiewicz, który zdołał poderwać do walki robotników zakładów metalurgicznych z Suchedniowa i Wąchocka. Zaatakował Szydłowiec, Bodzentyn i Jedlnię. Tutaj również jego największym sukcesem było utrzymanie oddziału w sprawności bojowej. Niestety, w innych rejonach Królestwa nie doszło do żadnych działań, za co odpowiedzialni byli lokalni dowódcy oraz dywersja białych.
Co prawda bilans pierwszych dni insurekcji nie był korzystny dla powstańców, ale sytuacja nie była tragiczna. Choć ‒ poza podlaskim odcinkiem Kolei Petersburskiej ‒ nie opanowano najważniejszych punktów strategicznych, to po początkowych walkach większość oddziałów utrzymała wartość bojową i była zdolna do powiększania swej liczebności.
Wybuch powstania w Królestwie zaskoczył Litwinów, którzy nie byli przygotowani do podjęcia walki. Co z tego, że już 29 stycznia KCN jako Rząd Tymczasowy w odezwie Do braci Litwinów nawoływał: Cała Rzeczpospolita zagrzana przykładem Kongresówki winna się rzucić na wroga i nie patrzeć obojętnym okiem z zimną rachubą na ustach na zapasy swoich bohaterskich braci. Węzeł całego zadania jest na Litwie; powstanie Litwy decyduje o zmartwychwstaniu Polski i o śmierci wroga, skoro, jak wspominał Jerzy Laskarys, współpracownik jednego z bardziej utalentowanych i doświadczonych dowódców czerwonych na Litwie płk. Ludwika Zwierzdowskiego, ruch litewski nie miał ani dość pieniędzy, ani broni, ani nawet łudzi. To ostatnie było złowrogą zapowiedzią trudności, przed którymi stanęło powstanie na Litwie, Rusi i Ukrainie. Zapoczątkowana przed dwoma laty carska reforma agrarna sprawiła, że ziemiaństwo było niezdecydowane, chłopstwo zaś jak zwykle podejrzliwie patrzyło na szlachtę. Ponadto im dalej na wschód, tym Polaków było mniej i hasła niepodległościowe zyskiwały coraz słabszy odzew. Z tego powodu na Ukrainie powstanie objęło w zasadzie jedynie zachodnią część Wołynia. Mimo to już l lutego 1863 roku Konstanty Kalinowski, Jan Koziełł i Zygmunt Czechowicz ogłosili się Prowincjonalnym Rządem Tymczasowym na Litwie i Białorusi. Już w pierwszym manifeście proklamowali uwłaszczenie chłopów. Równocześnie rozpowszechniali dwie tzw. instrukcje warszawskie z 25 stycznia, uzupełniając je radykalnymi społecznie zapisami, np.: Wybitniejszych ciemiężycieli włościan, dla przykładu wobec zgromadzonych gmin, po odbytym sądzie wojennym śmiercią karać, nie dopuszczając samowolnej egzekucji. Inspiratorem rozprawy ze znienawidzonym ziemiaństwem był Kalinowski, który co rusz objawiał swoje chłopomańsko-rewolucyjne zapatrywania.
Wkrótce zaczęły się tworzyć oddziały powstańcze: w powiecie trockim Kleta Korewy, w lidzkim Ludwika Narbutta, w święciańskim Feliksa Wysłoucha. Na Litwie z początku przyjęto taktykę możliwie jak najdłuższego unikania starć z przeciwnikiem. Sytuacja zmieniła się 11 marca, kiedy to Langiewicz został dyktatorem powstania, a w ślad za tym Rząd Tymczasowy zawarł porozumienie z komitetem białych w Wilnie. Na początku kwietnia w Wilnie pojawił się Zygmunt Sierakowski (ps. Dołęga) – upatrywany na wodza insurekcji litewskiej – który po utworzeniu kilkutysięcznego oddziału podjął działania w kierunku Kurlandii. Jego intencją było przeniesienie powstania jak najbliżej granic Rosji. Niestety, podówczas Korewy nie stało już wśród żywych, jedynie Narbutt i Wysłouch z powodzeniem ścierali się z przeciwnikiem. Pomiędzy marcem i majem utworzone zostały oddziały Bolesława Dłuskiego, Jana Staniewicza, ks. Antoniego Mackiewicza, Walerego Wróblewskiego, Onufrego Duchińskiego i innych. Poważne wsparcie powstaniu dało chłopstwo z dóbr rządowych (Litwa etnograficzna, zachodnia Grodzieńszczyzna). Powód był prosty: od 1863 roku władze carskie podwójnie podniosły czynsze, powiększając folwarki i likwidując wspólnoty. Rząd Tymczasowy w lutowym manifeście anulował te czynsze i ogłosił chłopów właścicielami. Jednak na pozostałych terenach sytuacja nie wyglądała tak obiecująco. Na wschód od Grodna i w okolicach Mińska chłopi nie przystąpili do powstania. Kuriozalne efekty przyniosła zaś akcja oddziału Leona Platera, który 25 kwietnia w Krasławiu, w okolicach Dyneburga, dokonał udanego skoku na konwój broni i amunicji. Stało się to sygnałem dla okolicznych włościan, którzy gremialnie ruszyli na dwory, w tym należące do Polaków.
O niepomyślnym rozwoju powstania na Litwie i Rusi zadecydowały dwa majowe wydarzenia. Najpierw władze rosyjskie uwłaszczyły chłopów w czterech północno-zachodnich guberniach. Niebawem miary nieszczęść powstańców dopełniło mianowanie namiestnikiem litewskim Michała Murawiewa, sławnego w Rosji malwersanta i bezwzględnego okrutnika. Na podległych sobie obszarach wprowadził terror w myśl zasady „dajcie mi człowieka, a ja znajdę na niego paragraf”. Jego działania w ciągu kilku tygodni sparaliżowały ziemiańską organizację powstańczą. W następnych miesiącach powstanie na Litwie dogorywało, jedynie na Żmudzi oddziały powstańcze ks. Mackiewicza, Staniewicza i Dłuskiego (ps. Jabłonowski) przetrzymały przesilenie związane z klęską Sierakowskiego i były w stanie prowadzić skuteczne działania.
Wiosną 1863 roku, po zakończeniu przegrupowania jednostek, Rosjanie podjęli bardziej energiczne działania przeciw powstańcom. Porażki oddziałów Langiewicza, Padlewskiego i innych spowodowały, że do połowy kwietnia powstanie wyraźnie straciło na sile. Do tego dochodziły walki o władzę pomiędzy białymi i czerwonymi, czego najjaskrawszym przejawem była śmierć Stefana Bobrowskiego w pojedynku z hrabią Adamem Grabowskim. Ostatecznie biali przejęli ster powstania. Aktywnie zaczęły pracować komitety powstańcze w zaborze pruskim (Poznań) i austriackim (Kraków), które wykładały znaczne sumy na wyekwipowanie nowo tworzonych oddziałów w nowoczesną broń. Dostawy szły z Liège i Wiednia, nie gardzono również bronią z rosyjskich magazynów, pokątnie kupowaną od samych Rosjan. Funkcjonowały też rzemieślnicze wytwórnie broni siecznej.
Lepsze zaopatrzenie w broń palną zaowocowało tym, że w lecie oddziały zaczęły w większości składać się ze strzelców, choć i tak większość kupowanego za granicą uzbrojenia i amunicji nie docierała do powstańców. Władze carskie w porozumieniu z Prusakami i Austriakami zrobiły wszystko, aby uniemożliwić przerzut broni.
Latem 1863 roku liczebność armii rosyjskiej w Królestwie wzrosła do ok. 400 tys., co zmniejszyło aktywność powstańców. Remedium na dogorywające powstanie miał być Romuald Traugutt.
W październiku, wkrótce po nominacji, najważniejszym posunięciem wojskowym nowego dyktatora była akcja w południowej części Królestwa. Jednak, jak wiele razy przedtem, brak koordynacji oraz niezdyscyplinowanie dowódców doprowadziły przedsięwzięcie do katastrofy. Zamierzeniem Traugutta, liczącego na pomoc międzynarodową, było podtrzymanie powstania do wiosny 1864 roku. Miało temu służyć wprowadzenie jednolitej organizacji wojsk powstańczych: piechota miała się składać z batalionów po cztery kompanie (każdy po ok. 125 ludzi); jazda ze szwadronów. Cztery bataliony lub szwadrony miały tworzyć pułk, a cztery pułki ‒ dywizję (ok. 6500 ludzi). Był to przejaw dążeń Traugutta do przekształcenia wojny partyzanckiej w regularną. Niestety, na to było już za późno. Nową organizację zdołał wprowadzić jedynie Józef Hauke (ps. Bosak), naczelnik wojskowy województwa krakowskiego i sandomierskiego. Od lutego 1864 roku rozpoczęła się agonia powstania, którą zakończyło aresztowanie Traugutta w nocy z 10 na 11 kwietnia.
Ostatnie oddziały powstańcze zostały rozbite na Litwie późną jesienią 1864 roku. Do kwietnia 1865 roku wytrwał ukrywający się na Podlasiu ksiądz Brzóska. Jego śmierć na szubienicy była ostatnim akordem powstania, w którym nieliczne i słabo wyekwipowane oddziały próbowały się przeciwstawić najliczniejszej armii w Europie. Paradoksalnie, na tak długi okres trwania insurekcji styczniowej wpłynęła walka polityczna pomiędzy czerwonymi i białymi o przejęcie kierownictwa nad działaniami powstańczymi. Spowodowała ona, że rozniecony w styczniu 1863 roku ogień ruchawki partyzanckiej tlił się przez z górą dwadzieścia miesięcy.
Opr. TB
fot. Joachim-Jean Cosson, „Polscy ochotnicy opuszczają Grodno, aby połączyć się oddziałem powstańczym”, 1863 / Biblioteka Narodowa w Warszawie
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!