27 lipca 1830 roku we Francji wybuchła rewolucja: lud francuskiej stolicy obalił Karola X Filipa i zamierzał wprowadzić republikę. Szybko jednak ster ludowej rewolty przejęła burżuazja, która osadziła na tronie Ludwika Filipa Orleańskiego. W sierpniu bunt przeciw porządkom Świętego Przymierza ogarnął Belgię, która wchodziła w skład Królestwa Zjednoczonych Niderlandów. Powstańcy obalili Wilhelma I i w październiku proklamowali niepodległość Belgii.
Szczególnie rewolucja belgijska zaniepokoiła strażników porządku wprowadzonego w Europie po kongresie wiedeńskim − cesarza Franciszka I i cara Mikołaja I. Monarchowie obawiali się nie tylko podważenia politycznego status quo na kontynencie, ale i zawarcia przez frankofońską Belgię aliansu z Francją, który sprzyjałby rozlaniu się „rewolucyjnej zarazy”. W tym czasie w Królestwie Polskim rozeszły się pogłoski, że car zamierza wysłać do Belgii wojska stacjonujące na polskim terytorium, a więc armię Królestwa Polskiego i 1. Armię rosyjską. Trudno powiedzieć, ile było w tym prawdy. Wprawdzie w czasie wojny z Turcją (1828−1829) Mikołaj I nie wysłał polskich wojsk na Bałkany, ale do Belgii było z Polski znacznie bliżej, więc taka opcja była bardzo możliwa. Obawy te wzmocniła listopadowa mobilizacja wojsk Królestwa Polskiego.
Wieczorem 29 listopada 1830 roku w Warszawie wybuchło powstanie. Na czele zrywu stanęli uczniowie Szkoły Podchorążych, członkowie tajnego związku patriotycznego kierowanego przez ppor. Piotra Wysockiego. Plan był następujący: zabić wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza (aby hydrze uciąć łeb), opanować Arsenał i rozdać broń warszawiakom, rozbroić stacjonujący w Warszawie 7-tys. garnizon rosyjski. Wysocki i jego podkomendni, po wymianie ognia, zdołali opanować koszary ułanów w Łazienkach. Gorzej poszło grupie studentów z Ludwikiem Nabielakiem, która uderzyła na siedzibę wielkiego księcia w Belwederze. W zamieszaniu Konstantemu udało się zbiec na Wierzbno, gdzie zaczął gromadzić oddziały, które dochowały mu wierności. Jednak nie zdecydował się na pacyfikację miasta, uważając, że ma do czynienia jedynie z chwilowym buntem. Gdy zdał sobie sprawę, że to powstanie, wraz z 7 tys. żołnierzy rosyjskich i 4 tys. polskich wycofał się do Brześcia.
Tymczasem na stronę powstańców, wspieranych przez kilkanaście tysięcy warszawiaków, przeszło ok. 4,5 tys. żołnierzy. Udało się zająć Arsenał, a następnego dnia całe miasto. W samosądach i walkach zginęło sześciu polskich generałów, weteranów napoleońskich, którzy dochowali wierności wielkiemu księciu: Stanisław Trębicki, Maurycy Hauke, Stanisław Potocki, Ignacy Blumer, Tomasz Jan Siemiątkowski i Józef Nowicki.
3 grudnia rozwiązano Radę Administracyjną. Władzę przejął Rząd Tymczasowy z księciem Adamem Jerzym Czartoryskim na czele, który wodzem naczelnym mianował gen. Józefa Chłopickiego (od 5 grudnia Chłopicki był dyktatorem powstania).
Reakcja cara była zdecydowana: 13 grudnia wprowadził stan wojenny na ziemiach zabranych (czyli prawobrzeżnej Ukrainie, Białorusi i Litwie) oraz zaczął gromadzić wojska, które pod dowództwem feldmarsz. Iwana Dybicza miały stłumić powstanie. W manifeście do Polaków z 24 grudnia nakazał przywrócenie Rady Administracyjnej i koncentrację wojsk polskich pod Płockiem. Na koniec ostrzegł: „Pierwszy wystrzał armatni z waszej strony, a ja za nic nie odpowiadam”. W odpowiedzi sejm ogłosił powstanie narodowe przeciw Rosji i wysłał do Petersburga delegację, która domagała się od cara przestrzegania postanowień konstytucji 1815 roku, rozciągnięcia jej na ziemie zabrane (co oznaczało żądanie przyłączenia ich do Królestwa) oraz opuszczenia Królestwa Polskiego przez wojska rosyjskie.
Jednym z członków delegacji był adiutant Chłopickiego ppłk Tadeusz Wyleżyński. W drodze do stolicy Rosji odbył ciekawą rozmowę z gen. Aleksandrem Beckendorffem, szefem żandarmerii i naczelnikiem III Oddziału, który, prezentując rosyjski punkt widzenia na wydarzenia ostatnich tygodni, nie pojmował, dlaczego Polacy odtrącili rosyjską dłoń, wyciągniętą przecież do byłych sojuszników Napoleona: „Nie wątpię, że były przyczyny niezadowolenia, ale mimo wszystko to nie dawało wam prawa wszczynać rewolucji, szczególnie jeśli porównacie inne podbite terytoria Polski z sytuacją Polaków w Królestwie. Proszę spojrzeć, na przykład, na Galicję – czyż nie jest tam gorzej niż u was? Nie ma ani rządu narodowego, ani konstytucji, ani własnej armii, ani administracji, ani atrybutów państwowości, ani nawet swojego języka, a na dodatek ten kraj obłożony jest wysokimi podatkami. A Wielkie Księstwo Poznańskie, które z politycznego i gospodarczego punktu widzenia, co oczywiste, nie dysponuje tymi przywilejami i tym dostatkiem, co Królestwo Polskie. Na koniec porównajcie siebie z Litwą, Wołyniem i innymi byłymi polskimi terytoriami, znajdującymi się pod władzą Rosji; jak kolosalna jest różnica między nimi a wami, pod każdym względem”. Kości zostały już jednak rzucone.
25 stycznia sejm przyjął akt o detronizacji Romanowów, co oznaczało zerwanie unii personalnej i ogłoszenie niepodległości. Rozpoczęła się wojna z Rosją. 30 stycznia 80 tys. armia rosyjska pod dowództwem feldmarsz. Dybicza wkroczyła do Królestwa Polskiego. Jego planem było jak najszybciej sprowokować przeciwnika i rozbić go w jednym, decydującym starciu. Odwilż zmusiła Dybicza do maksymalnego odchudzenia swoich taborów i ograniczenia parku artyleryjskiego do dział polowych (zabrał prowiant dla żołnierzy na 15 dni, a dla koni na 12). Inna sprawa, że rosyjski dowódca po drodze zaopatrywał swoje wojska w materiały zgromadzone w magazynach, które stanowiły zaplecze aprowizacyjne dla stacjonujących w Królestwie wojsk rosyjskich.
Polacy, bojąc się okrążenia, cofali się w stronę Warszawy. Czym bliżej stolicy, tym polski opór tężał. 14 lutego pod Stoczkiem Łukowskim doszło do starcia pomyślnego dla powstańców: wysłany w celu wzniecenia powstania na Wołyniu samodzielny korpus gen. Józefa Dwernickiego mimo przewagi rosyjskiej artylerii rozbił część dywizji strzelców gen. Fiodora Geismara. O sukcesie zdecydowały błędy rosyjskich dowódców, ale i polscy ułani, którzy doskonale wykorzystali swoją zwrotność w starciach z Kozakami i dragonami. Co prawda zwycięstwo pod Stoczkiem nie miało znaczenia strategicznego ani taktycznego, wlało jednak w serca Polaków wiarę w możliwość pokonania potężnego wroga. Stanisław Barzykowski, członek rządu i naczelnik Wydziału Wojskowego, wspominał: „Od wkroczenia nieprzyjaciela nie było żadnej pomyślnej wiadomości, owszem same smutne w obiegu krążyły pogłoski. Cofaliśmy się ciągle, nieprzyjaciel zajmował pozycje po pozycji do obrony i boju […] a stronnicy i dawni szpiedzy Moskwy szeroko po stolicy wieści te roznosili. Dopiero zwycięstwo pod Stoczkiem podniosło ducha, rozweseliło umysły, kraj, stolica i wojsko uradowały się, wszystko nabrało otuchy i swobody”. Dwernicki po bitwie został awansowany na generała dywizji i podążył na wschód rozpalać ogień powstania. Niestety, pod koniec kwietnia, po pomyślnych walkach z Rosjanami, których siły z dnia na dzień rosły, ale też przy nikłym odzewie miejscowej ludności, dał za wygraną i przekroczył granicę austriacką.
Do kolejnego starcia doszło 19 lutego pod Wawrem, gdzie ponad 40 tys. polskich żołnierzy (ze 143 armatami) stawiło twardy opór I korpusowi armii Dybicza (72 tys. żołnierzy i 204 działa). Całodzienna bitwa nie przyniosła rozstrzygnięcia. Następnego dnia Dybicz z marszu uderzył na Olszynkę Grochowską, ale został odparty. Następną próbę podjął pięć dni później. Była to najkrwawsza bitwa tej wojny. Siły polskie liczyły 21−23 tys. piechoty, 9,5 tys. kawalerii i 120 armat, zaś rosyjskie – 46 tys. piechoty, 13 tys. jazdy oraz 196 armat. Mimo niemal dwukrotnej przewagi wroga Polacy stawili zaciekły opór, zadając przeciwnikowi dotkliwe straty. Najcięższe walki toczyły się o strategiczny rejon Olszynki Grochowskiej. Po silnym przygotowaniu artyleryjskim między godz. 10 a 12 Dybicz próbował coraz większymi siłami zdobyć olszyński zagajnik, jednak żołnierze dywizji gen. Franciszka Żymirskiego odpierali jego ataki. Kiedy udało mu się wreszcie wyprzeć z niego Polaków, ci z równym uporem walczyli o odzyskanie straconego pola. Udało się za czwartym razem, a gen. Chłopicki, widząc, że skrwawiony przeciwnik zaangażował w bój o Olszynkę dużą część swoich sił, postanowił wyprowadzić decydujące uderzenie korpusu kawalerii gen. Tomasza Łubieńskiego i grupy gen. Jana Krukowieckiego. I wtedy zaczął się dramat, bo żołnierze odmówili wykonania jego rozkazu. Nominalne dowództwo jako wódz naczelny sprawował książę Michał Radziwiłł, jednak to prawie 60-letni Chłopicki – eksdyktator (złożył stanowisko 17 stycznia), 22 lutego został doradcą wodza naczelnego i dowódcą pierwszej linii – był faktycznym wodzem i dowódcą w bitwie pod Olszynką Grochowską. Wprawdzie na początku nie poparł powstania i próbował potajemnie negocjować z Mikołajem I pośrednictwo Prus w rozładowaniu eskalującego konfliktu (stąd jego dwuznaczna dymisja ze stanowiska dyktatora), ale gdy przyszło stanąć do walki, nie zawiódł. Paradoks, typowy zresztą dla powstania listopadowego: w niektórych dowódcach, jak Chłopicki i wielu z jego pokolenia, początkowo sceptycznie nastawionym wobec wyzwania rzuconemu zaborcy, z czasem dokonała się przemiana – być może wciąż nie wierzyli w ostateczne pokonanie potężnego wroga, ale robili wszystko, aby zwyciężyć.
Chłopicki przekazał swoje stanowisko dowodzenia gen. Janowi Skrzyneckiemu i ruszył do Radziwiłła, aby ten potwierdził jego rozkazy. Podczas powrotu eksplodujący granat zranił go w nogi. Dowództwo przejął Skrzynecki, jednak on również nie ważył się wykonać rozkazu Chłopickiego. W tym czasie do frontalnego ataku Dybicz rzucił prawie całą swoją jazdę. Polacy bili się twardo, ale musieli ulec przed nawałą kawaleryjską. W samą porę nadeszło jednak ocalenie: na pole bitwy powrócił gen. Ignacy Prądzyński z kompanią rakietników płk. Karola Skalskiego. Mieli dla Rosjan niemiłą niespodziankę. Kiedy polskie szeregi chwiały się pod naporem wroga, Skalski rozpoczął ostrzał racami kongrewskimi. Wśród Rosjan wybuchła panika, którą powiększyła szarża trzech pułków ułanów. Jednak krwawa bitwa pozostała nierozstrzygnięta. Polacy stracili w niej ok. 7 tys. ludzi, Rosjanie 9,4 tys.
Na wiosnę zapowiadało się, że Polska ma szanse wywalczyć niepodległość. Opracowany przez Prądzyńskiego plan zakładał pobicie Rosjan na raty: na pierwszy ogień miały pójść grupa osłonowa Fiodora Geismara i VI korpus Grigorija Rosena, na koniec planowano rozprawić się z Dybiczem. Niestety, nowy dyktator powstania gen. Skrzynecki działał opieszale. 31 marca pod Wawrem i Dębem Wielkiem mógł za jednym zamachem pobić Geismara i Rosena, ale – mimo zadania wrogowi ciężkich strat (2 tys. zabitych, 900 jeńców oraz strata kilkunastu dział) – nie podjął pościgu. Dziesięć dni później spóźnił się pod Iganie, gdzie osamotnionemu Prądzyńskiemu prawie udało się naprawić jego dembeńską fuszerkę. Zresztą może lepiej, żeby go tam nie było. Oto Prądzyński, jeden z najwybitniejszych strategów w dziejach polskiej wojskowości, przy pomocy gen. Ludwika Kickiego i mjr. Józefa Bema umiejętnie związał na skrzydłach korpus Rosena i brawurowym atakiem odciął od przeprawy na rzece Muchawce trzy bataliony jegrów. Poległo 1,5 tys. żołnierzy Rosena, 3 tys. dostało się do niewoli. Prądzyński chciał rozbić uchodzącego wroga, ale Skrzynecki, w obawie przed zbliżającym się Dybiczem, nakazał odwrót.
Kolejny plan Prądzyńskiego zakładał rozbicie rozlokowanych między Łomżą a Ostrołęką rosyjskich pułków gwardyjskich. Doczekał się realizacji dopiero pod koniec maja, ale kiedy Skrzynecki zdecydował się uderzyć na wojska Dybicza, dał się zaskoczyć 26 maja pod Ostrołęką. Mimo że w trwającej cały dzień bitwie obie strony poniosły równie duże straty – Skrzynecki stracił 6 tys. żołnierzy, w tym 4 tys. doświadczonej piechoty, Dybicz ok. 5 tys. ludzi – to Rosjanie byli zwycięzcami, przejmując inicjatywę strategiczną.
12 czerwca feldmarsz. Iwan Dybicz zmarł na cholerę. Dwa tygodnie później umarł także wielki książę Konstanty. 16 czerwca nowym głównodowodzącym wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim Mikołaj I mianował feldmarsz. Iwana Paskiewicza. Najwyraźniej zapobiegliwy car, wiedząc o pogarszającej się kondycji Dybicza już wcześniej nosił się z zamiarem tej zmiany. Świadczy o tym odwołanie Paskiewicza z Tyflisu już w kwietniu 1831 roku. 26 czerwca feldmarszałek dołączył do swojej armii w Pułtusku.
Warszawa gorączkowo przygotowywała się do obrony. W sierpniu nastąpiła karuzela zmian na stanowisku naczelnego wodza. Skrzyneckiego zastąpił gen. Henryk Dembiński, po nim był Prądzyński, a w końcu gen. Kazimierz Małachowski. Armia Paskiewicza – 85 tys. żołnierzy i 339 dział – przybyła pod stolicę w trzeciej dekadzie sierpnia. 6 września od strony Woli rozpoczął się szturm miasta, którego bronił prawie 40-tys. garnizon. Zginęło i zostało rannych prawie 8 tys. polskich żołnierzy oraz 10 tys. Rosjan. Następnego dnia Warszawa skapitulowała. Z rozkazu Paskiewicza reszta armii polskiej pomaszerowała pod Płock, gdzie miało nastąpić jej rozbrojenie. Tam jednak gen. Maciej Rybiński, nowy wódz naczelny, podjął desperacką próbę wznowienia powstania. Ostatecznie 4 października z 20 tys. żołnierzy przekroczył granicę z Prusami i złożył broń.
Bunt Królestwa Polskiego Mikołaj I uznał za doskonałą okazję do wprowadzenia na jego terytorium stanu wojennego (później stanu oblężenia). W miejsce zlikwidowanej konstytucji z 1815 roku wprowadził Statut organiczny, który potwierdzał niektóre z jej postanowień – Królestwo Polskie miało być nierozerwalną częścią Imperium Rosyjskiego, a jego korona dziedzicznie należała do Mikołaja I i jego następców – oraz wprowadzał rozwiązania ustrojowe, które zmierzały do administracyjnego i społecznego zunifikowania Polski z Rosją. Rosyjskie siły zbrojne stacjonujące na terytorium Królestwa zostały znacznie zwiększone, czego złowieszczym symbolem stały się „kajdany Polski” – rozbudowa twierdzy w Modlinie (przemianowanym na Nowogieorgijewsk) oraz budowa nowych – Cytadeli w Warszawie i twierdzy w Dęblinie (Iwanogrodzie). Wielu generałów i oficerów uczestniczących w powstaniu i wojnie spotkały represje. Do Rosji deportowano m.in. Prądzyńskiego i Radziwiłła. Wysockiego skazano na karę śmierci, którą zamieniono później na syberyjską katorgę. Z kraju uciekło lub wyemigrowało ponad 10 tys. ludzi, m.in. do Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Turcji. Na blisko pokolenie niepodzielną władzę w kraju przejął namiestnik, książę warszawski Iwan Paskiewicz. Rozpoczęła się „noc paskiewiczowska”.
Opr. TB
fot. Bitwa pod Ostrołęką, mal. Juliusz Kossak/Wikipedia
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!