Jeszcze nie tak dawno dwór w Czombrowie był jednym z najgłówniejszych obiektów turystycznych położonych na tak zwanym „Szlaku Mickiewiczowskim” łączącym Baranowicze z Nowogródkiem.
Fakt, iż pod koniec XVIII wieku w Czombrowie znajdującym się nieopodal jeziora Świteź pracował Mateusz Majewski, dziadek Mickiewicza po kądzieli, a także jego córka Barbara, przyszła matka poety, która była tam panną apteczkową. Ówczesna właścicielka Czombrowa, Aniela Uzłowska, została matką chrzestną Mickiewicza. Poeta nieraz gościł w Czombrowie, który później posłużył mu jako pierwowzór Soplicowa w „Panu Tadeuszu”.
Pierwszymi znanymi właścicielami Czombrowa byli Kurczowie herbu Radwan, ale już w wieku XVIII posiadłość należała do rodziny Uzłowskich. Jak pisze historyk Joanna Puchalska, według autorskiego przypisu do paryskiego wydania „Pana Tadeusza”, ostatni zajazd na Litwie dokonał się u obywatela U., który „około roku 1817 (…) w województwie Nowogródzkiem, pobił na zajeździe cały garnizon nowogródzki i dowódców zabrał w niewolę”. W czombrowskich dokumentach są ślady zajazdów co najmniej kilku. Uzłowscy mieli procesy sądowe graniczne z przynajmniej czterema sąsiadami: z Puszkinami z Marulina i Zaroja, z Krzysztofem Niezabytowskim z Miratycz, z Ludwikiem Hreczychą z Zubkowa i zubkowską szlachtą oraz z „obywatelem Siemiradzkim z Jaroszyc”. Wyegzekwować wyrok sądu było niezwykle trudno, więc szlachta, nie czekając na przyjazd urzędników, brała sprawę w swoje ręce i wymierzała sprawiedliwość sama – zajeżdżając sporny teren, zupełnie tak jak agitował Gerwazy Hrabiego. W poemacie stronie soplicowskiej przewodzi Wojski, w czombrowskich zaś awanturach na czele skrzykniętego na pomoc „poddaństwa” i szlachty stawał Mateusz Majewski.
W 1821 roku miał miejsce zatarg z Siemiradzkimi z Jaroszyc. Poszło o trzy wsie nieprawnie zajęte, przy czym jedna ze stron wezwała na pomoc Rosjan. Według wybitnego mickiewiczologa Leonarda Podhorskiego-Okołowa, który przytacza archiwalia, ciąg dalszy był taki: „Uzłowski wraz z wielką liczbą włościan, napadłszy znów na oddział i na pozostałych ludzi, bił ich. (…) Śledztwo w toku; dla ukrócenia gwałtownych czynów obywatela Uzłowskiego wysłany został znów dostateczny oddział pod dowództwem jednego podoficera”.
Tradycja związana z tym, że właśnie Czombrów był miejscem ostatniego zajazdu na Litwie, była bardzo żywa w przedwojennej Polsce. Co prawda, położenie Czombrowa przypominało opis w „Panu Tadeuszu”. Dwór leżał „nad brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim”. Był tam duży ogród, staw i młyn. Przed II wojną światową rósł niedaleko dworu niewielki gaj ze starymi topolami, który można porównywać do „brzozowego gaju”. Do Czombrowa ściągały więc liczne wycieczki, a mieszkańcy dworu służyli wtedy jako przewodnicy i opowiadali różne pasjonujące historie, na przykład pokazywali turystom ławeczkę, na której „Zosia po raz pierwszy całowała się z Tadeuszem”.
Tadeusz Łopalewski, który w latach międzywojennych odwiedził Czombrów, tak opisywał go w wydanej wówczas książce, zatytułowanej „Między Niemnem a Dźwiną”: „Stary dwór pamiętający napoleońskie czasy, stoi istotnie przy wielkiej drodze, wśród pól wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem na wzgórzu ocieniony topolami, co go bronią od wichrów jesieni. Gdy się podjeżdża doń od strony płużyńskiego boru, naprawdę świecą z daleka pobielane ściany, tem bielsze, że odbite od ciemnej zieleni. I ruczaj płynie opodal w dole między olszynami…Tylko z zamku Horeszków, który miał stać wedle Mickiewicza o dwa tysiące kroków za tym domem, nie ma ani śladu. I nikt z najstarszych ludzi o czymś podobnym nie pamięta, próżne tu domysły i przypuszczenia…”.
Na początku zeszłego stulecia dwór w Czombrowie należał do rodziny Karpowiczów. Właścicielem dworu przed I wojną światową był Julian Karpowicz, prawnik z wykształcenia, aktywny działacz społeczny oraz wielki entuzjasta nowoczesnych maszyn rolniczych. Po śmierci Juliana Karpowicza, majątek odziedziczył w 1911 roku jego syn Karol, który pozostał właścicielem Czombrowa do wybuchu drugiej wojny światowej. Przyrodnik i chemik z wykształcenia, Karol Karpowicz z wielką pasją wprowadzał u siebie i szeroko propagował nawozy sztuczne, których był takim samym entuzjastą, jak jego ojciec maszyn rolniczych.
Właśnie ze zgody ostatniego dziedzica dworu, w 1928 roku w Czombrowie nakręcono sceny do pierwszej, niemej, ekranizacji „Pana Tadeusza”. Ta filmowa wersja poematu Adama Mickiewicza była jednym z największych przedsięwzięć polskiej kinematografii nie tylko okresu filmu niemego, ale w całych dziejach II Rzeczypospolitej. Nad filmem pracowali najwybitniejsi twórcy dwudziestolecia międzywojennego. Reżyserował odnoszący sukcesy w Ameryce Ryszard Ordyński. Scenariusz opracowali uznani pisarze: Ferdynand Goetel i Andrzej Strug, którzy przykroili też fragmenty poematu do napisów na ekranie. Zosię zagrała Kazimiera Zajączkowska, 28-letnia wówczas aktorka. Była to jej druga rola filmowa, w tym pierwsza tak ważna, i jak się okazało, przedostatnia. W Tadeusza Soplicę wcielił się 35-letni wtedy Leon Łuszczewski, ceniony aktor teatralny, który miał za sobą filmowe role w „Mogile nieznanego żołnierza” Ordyńskiego oraz „Ziemi obiecanej” Aleksandra Hertza i Zbigniewa Gniazdowskiego.
Udziału w filmie nie odmówił nikt z ówczesnych gwiazd polskiego kina. Młodej parze partnerowali Stanisław Knake-Zawadzki (Sędzia), Jan Szymański (Jacek Soplica/ksiądz Robak), Mariusz Maszyński (Hrabia), Helena Sulimowa (Telimena). Nawet epizodyczne role Stanisława Augusta Poniatowskiego i Napoleona zagrali tacy mistrzowie sceny jak Jerzy Leszczyński i Stefan Jaracz.
Nad scenografią, kostiumami i rekwizytami filmowymi czuwał zespół konsultantów, a w scenach batalistycznych wziął udział 1. Pułk Szwoleżerów oraz 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich.
Niestety, film zaginął w czasie drugiej wojny światowej. W latach 1950-tych odnaleziono fragmenty filmu o łącznej długości czterdziestu dwóch minut. W 2006 roku we Wrocławiu odnaleziono kolejne fragmenty, dzięki czemu udało się zrekonstruować około stu dwudziestu minut trwającego oryginalnie ponad trzy godziny filmu. A 9 listopada 2012 w warszawskim kinie „Iluzjon” miała miejsce premiera zrekonstruowanej wersji filmu wzbogaconego o muzykę skomponowaną przez Tadeusza Woźniaka. Duże wrażenie zrobiły na mnie kostiumy, sala lustrzana, filmowa broń, która zainteresuje pewnie także specjalistów od oręża. Zresztą właściwie każdy element scenografii potwierdza, że „Pan Tadeusz” był superprodukcją, na którą nie żałowano pieniędzy”.
Zasługą Ryszarda Ordyńskiego było to, że ekranizując narodowy poemat, utrwalił on dla przyszłych pokoleń świat, który kilkanaście lat później zmiecie najokrutniejsza z wojen. Według historyka Joanny Puchalskiej, spadkobierczyni rodziny Karpowiczów, w filmie dokładnie można obejrzeć nieistniejący już dwór w Czombrowie: „Widać ganek, ogród, gdzie Zosia zajmuje się dziećmi. Jest też śliczna oficynka, gdzie mieściły się lodownia i serowarnia. Tam też podbiega gajowy do Wojskiego z wiadomością, że jest niedźwiedź. Gajowego zagrał nasz ekonom pan Kazimierz. Jednym z dzieci, którymi się zajmuje filmowa Zosia, jest moja 4-letnia wówczas ciocia Zosia”. Ciekawie, że ostatni dziedzic Czombrowa Karol Karpowicz, też zagrał niewielką, epizodyczną rólkę w filmie Ordyńskiego. Stoi na ganku, między Sędzią i Robakiem, którzy podśmiewają się z Tadeusza i Telimeny, udających się na rydze.
„Większość zdjęć powstała w majątku Czombrów. Kiedy zatem kamera pokazuje dwór i gospodarskie obejścia, kiedy wchodzimy do wnętrz – pisze Jacek Marczyński („Rzeczpospolita”) – wiemy, że obcujemy z czymś autentycznym. Tych mebli nie musiał wyszukiwać scenograf, one wtedy naprawdę służyły ludziom. Warto też przyjrzeć się strojom, zarówno szlacheckim, jak i chłopskim. Takich materiałów nie zdobędzie dziś żaden kostiumolog, podobnie jak łapci z łyka noszonych w filmie przez wieśniaków„.
Wnętrza dworu były dosyć skromne gdyż ich ruchome wyposażenie bardzo zubożyła I wojna światowa. W gabinecie pana domu znajdowała się kolekcja motyli i żuków, zgromadzona przez Karola Karpowicza. Warto wspomnieć też o domowej bibliotece, zawierającej prócz dzieł klasyków także bogate archiwum rodzinne, w którym między innymi znajdowały się przechowywane od 1812 roku kwity rekwizycyjne pozostawione tu przez maszerującą na Moskwę Wielką Armię.
Wybuch II wojny światowej w tragiczny sposób odbił się na losach Czombrowa i jego mieszkańców. Zmarł na zesłaniu wywieziony „za pierwszych Sowietów” ostatni dziedzic Karol Karpowicz. W 1943 zaś roku sowieccy partyzanci spalili „panskij dom”, a ostatnia dziedziczka, Maria Karpowiczowa, zdążyła wyrzucić przez okno rodzinne papiery.
Po wojnie komunistycznych funkcjonariuszy wcale nie obchodził los miejsca związanego z twórczością Mickiewicza. Ocalałe więc w czasie pożaru budynki gospodarcze należące w latach powojennych do miejscowego kołchozu podupadły w ruinę z powodu nienależytej eksploatacji.
Niewiele dziś przypomina w Czombrowie o dawnych czasach, gdy dwór, według Jana Bułhaka, był „krainą mlekiem i miodem płynącą”. Płynie jeszcze słynny ruczaj, szumią pamiętające ostatnich dziedziców majestatyczne drzewa. Na pagórku, w polu pozostały reszty rodzinnego cmentarza Karpowiczów wraz z ufundowaną w 1896 roku przez Karolinę z Bułhaków Karpowiczową kaplicą.
1 komentarz
józef III
24 września 2019 o 20:33Cudowna Kraina ! Byłem tam