Rodząca się rewolucja w Rosji pobudziła polskie aspiracje niepodległościowe na Podolu i Wołyniu. Jednak wkrótce przyniosła koniec kresowego świata.
Rok 1917 zaczął się w Rosji strajkami i manifestacjami. Prowadzona od trzech lat, nieprzynosząca sukcesów wojna na kilku frontach oraz pogłębiająca się katastrofalna sytuacja żywnościowa w kraju – w sklepach brakowało podstawowych artykułów, wywoływały niezadowolenie. Zdesperowana ludność cywilna wystąpiła przeciwko policji i siłom rządowym. W wyniku zamieszek na ulicach Piotrogrodu i buntu wojskowego 27 lutego wybuchła rewolucja.
Carowi Mikołajowi II nie udało się zapobiec jej rozwojowi. Mimo iż rozkazał rozwiązać Dumę, ta porozumiała się z Piotrogrodzką Radą Delegatów Robotniczych i Żołnierskich i zażądała od cara abdykacji. 15 marca ostatni z Romanowych zrzekł się tronu, w tym samym dniu powołano Rząd Tymczasowy. 27 marca Piotrogrodzka Rada ogłosiła deklarację o samostanowieniu narodów zamieszkujących byłe Cesarstwo Rosyjskie, w tym Polski, choć wszystkie musiały być związane z Rosją ogólnosłowiańską unią militarną.
Trzy dni później Rząd Tymczasowy ogłosił apel do Polaków o utworzenie na terenach etnicznie polskich państwa polskiego. Na Podolu i Wołyniu żywiołowo zaczęły powstawać ogniska polskiego ruchu rewolucyjnego. Dla wielu mogła to być forma walki z zaborcą. Już na początku maja we wszystkich większych miastach odbyły się wiece z okazji 126. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja.
Jeden z najliczniejszych miał miejsce w Winnicy. Kilka tysięcy Polaków kroczyło w marszu ulicą Pocztową, niosąc w rękach sztandary z Orłem Białym i Matką Bożą Częstochowską, młodzież z Macierzy Polskiej trzymała w rękach drewniane „karabiny”, a przedstawiciele polskiego ziemiaństwa wygłaszali płomienne przemówienia. Równolegle z Rządem Tymczasowym w Rosji funkcjonowały rady – chłopskie, robotnicze i żołnierskie – które jako głos najuboższych warstw społeczeństwa cieszyły się wśród ludności o wiele większym autorytetem.
Te dwa konkurencyjne aparaty władzy działały do czasu, gdy do kraju wrócił z wygnania Włodzimierz Iljicz Uljanow Lenin. Dzięki niemu zaczęli rosnąć w siłę bolszewicy prący do szybszych zmian. Sprzyjało im trudne położenie państwa wywołane załamaniem rosyjskiej ofensywy. W kraju zapanował chaos i samowola. Chłopi, nie mogąc doczekać się zapowiedzianych reform, sami przydzielali sobie ziemie. Żołnierze opuszczali szeregi zdziesiątkowanej armii.
Emisariusze Lenina wyruszali na prowincję, podżegając zmęczonych wojną chłopów i robotników do „zemsty” na burżuazji i „polskich panach”. Już od listopada 1917 roku polska inteligencja i ziemianie zaczęli opuszczać tereny zamieszkane przez nich od kilku stuleci, w obawie o życie i zdrowie. Ci, którzy zostali, doznali okrucieństw ze strony bolszewickich band, a potem – NKWD.
Większość polskich białych dworków została rozgrabiona lub spalona, ocalałe rezydencje zamieniono w „domy kultury” lub siedziby administracji. Ostatnie transporty z polskimi uchodźcami wyjeżdżały do Polski w 1919 roku. Tylko nieliczni wrócili rok później podczas rządów Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wrócili, by wkrótce pożegnać Kresy na zawsze. Jak ten polski kresowy świat wyglądał, możemy sobie tylko wyobrazić. Na szczęście przetrwał we wspomnieniach jego mieszkań ców i w książkach.
Na przykład w „Końcu kresowego świata” autorstwa Anny Pawełczyńskiej, będącej kroniką rodzinną opartą na relacjach jej matki Zofii z Ruszczyców, dokumentach i osobistych wizytach, czy we „Wspominkach nikłych” Marii Sobańskiej, która na jej kartach utrwaliła życie na podolskich Kresach.
„Koniec kresowego świata” Anny Pawełczyńskiej: „W praktyce wszystkie podolskie rodziny szlacheckie były ze sobą spokrewnione lub spowinowacone, gdyż nie zawierano związków poza środowiskiem. Polacy żyli we własnym świecie. Małżeństwo z Rosjanami uważano za mezalians. Mogło ono powodować nawet zerwanie z rodziną. W ogóle polskie ziemiaństwo troszczyło się, by »nie narażać rodziny, a zwłaszcza kobiet, na przykrość takiego [z Rosjanami – red.] spotkania.
Pradziadek Hugo Ruszczyc [Anny Pawełczyń skiej – red.] np. tak zbudował dwór w 1880 r., żeby kancelaria miała osobne wejście i była izolowana od reszty dworu, bywali w niej bowiem rosyjscy urzędnicy. Sam pradziadek Hugo popadł w tarapaty finansowe i musiał część majątku sprzedać rosyjskiemu pułkownikowi, co uważano za najgorsze nieszczęście i czyn niepatriotyczny.
Pamiętajmy, że Polaków obowiązywał carski zakaz kupna ziemi, można ją było tylko dziedziczyć. Wszelkie transakcje miały więc charakter nieformalny i były zawierane u polskich notariuszy. Taka sytuacja wymagała wielkiego zaufania i spajała wspólnotę. Stosunków towarzyskich z Rosjanami z zasady nie utrzymywano, dlatego osiedlenie się w pobliżu rosyjskiego pułkownika uważane było za dolegliwość, gdyż »rodzina musiała się spotykać« po sąsiedzku z Rosjanami, czyli okupantami.
Kamieniec Podolski był ośrodkiem działalności patriotycznej i do tutejszego liceum docierali emisariusze nawet z Paryża. W twierdzy mieściło się carskie, a potem bolszewickie więzienie, w którym straciło życie wielu Polaków z miasta i okolic. Konstanty Ruszczyc, w wieku 60 lat, zdążył jeszcze wziąć udział w wojnie 1920 r. jako rotmistrz kawalerii. W XIX wieku Kijów wyznaczał granicę wschodnią zamieszkania polskich rodów i stanowił centrum kulturalne dla Polaków z Podola i Wołynia.
W stolicy Ukrainy tworzyli oni odrębne środowisko. Bywało się u swoich, gdyż każda rodzina miała tu jakiegoś krewnego. Bogatsi rezerwowali pokoje w hotelu na Funduklejewskiej (dziś Bohdana Chmielnickiego) przy Chreszczatyku. Mieszcząca się obok cukiernia François stanowiła centrum spotkań towarzyskich. Znajdowała się tu też polska księgarnia, a większa, Leona Idzikowskiego, z bogatym działem muzycznym, mieściła się na Chreszczatyku.
Także na Chreszczatyku polscy studenci zbierali się w cukierni Udziałowej. W materiały papiernicze zaopatrywano się w sklepie Pigłoskiego, w pobliżu Uniwersytetu św. Włodzimierza. Na Włodzimierskiej, na pensji pani Peretiatkiewicz, mieszkały córki ziemian uczące się w Kijowie, synowie zaś uczęszczali do pobliskiego gimnazjum Naumenki. Polska inteligencja Podola i Wołynia skupiała się także w Żytomierzu, centrum kultury, rozrywek i oświaty.
Był to tak silny ośrodek, że mieszkający tu Polacy utracili poczucie, że znajdują się w carskiej Rosji. Spędzali życie wyłącznie w polskim otoczeniu, spotykali się w polskich kawiarniach, leczyli się u polskich lekarzy, interesy załatwiali u polskich notariuszy, a sprawy sądowe u polskich adwokatów. Tradycja trwała, jedyna styczność z zaborcą miała miejsce w szkołach i urzędach państwowych. Latyczów położony w otoczeniu rodzinnych majątków stanowił centralę kresowego życia na Podolu.
W XV w. znajdowały się tu klasztor i kościół z cudownym obrazem Matki Boskiej Latyczowskiej. W czasach bolszewickich klasztor zajęła Czerezwyczajka, która w ko- ściele masowo rozstrzeliwała Polaków. Do 1917 roku życie toczyło się tutaj według starych zwyczajów, jakby ignorując obecność zaborcy. Lokalną wspólnotę tworzyły dwór, wieś i małe miasteczka, jak Latyczów, gdzie połowę mieszkańców stanowili Żydzi, a prawosławnych było więcej niż katolików.
Na święto Purim żydzi, ubrani odświętnie w jedwabne chałaty, przychodzili do dworu z poczę- stunkiem, przynosząc na srebrnych tacach przaśne rogaliki i ciastka z miodem. Wieś ukraińska była wyjątkowo rozśpiewana, a jej mieszkańcy niezwykle muzykalni. Chłopi mówili tylko po ukraińsku, a Polacy we dworze po polsku, ale znali ukraiń- ski. W praktyce każdy posługiwał się własnym językiem.
Dziewczyny ze wsi ukraińskiej przychodziły po kilka co tydzień do dworu myć włosy tradycyjnie w serwatce, dostępnej tu jako produkt uboczny towarowej produkcji serów. Pochód weselny przybywał ze wsi najpierw do dworu, gdzie na gości czekał poczęstunek. Służba dostawała podarki z okazji świąt religijnych i rodzinnych. Dziedzic bywał zapraszany na stypę. Panowały obyczaje patriarchalne.
Latem 1917 roku pojawili się na wsi bolszewiccy agitatorzy, a w listopadzie rozpoczęły się pogromy dworów. W ostatniej chwili dziadkowie uciekli z plądrowanych już zabudowań do Latyczowa. Pomogli im zaprzyjaźnieni chłopi i po cichu przywieźli zapasy żywności. Przetrwali w mieście jeszcze dwa lata i wyjechali do Polski wraz z odwrotem armii polskiej z Kijowa w czerwcu 1920 roku”.
Ze „Wspominek nikłych” Marii Sobańskiej: „Rok 1917 przyniósł różne zaburzenia i zamieszki. Cesarz Mikołaj II abdykował i po różnych przejściach znalazł się wraz z rodziną w Tobolsku. W kraju zaczęły się rozruchy. Różne bandy grasowały – rzecz normalna, gdy władzy nie ma. Powiewy rewolucji i jej hasła coraz mocniejszej nabrały pewności. Nasze Podole stało się widownią strasznych mordów, pożarów i zniszczeń.
Wiele dworów uległo zupełnej zagładzie, a właściciele często w strasznych mękach śmierć ponieśli, czasem od własnych obałamuconych chłopów, często od grasujących po kraju band. Popłoch poszedł na wszystkich i doszedł do najwyższego stopnia z chwilą zamordowania księcia Sanguszki w Sławucie 1 listopada 1917 roku. Jeszcze na początku tych niepokojów postanowiliśmy z mężem nie wyjeżdżać, wychodząc z założenia, że ziemi polskiej i ojcowizny bronić należy, swoją obecnością prawo do posiadania jej umocnić.
Sąsiedzi wszyscy powyjeżdżali znacznie wcześniej. Sobańscy z Obodówki i z Wierzchówki, Brzozowscy z Popieluch i Żabokrzycza – wszyscy wyjechali do Kijowa. Zostaliśmy my i Karolowie Brzozowscy w Sokołówce. Wszyscy pracownicy majątkowi z rządcą panem Puchalskim na czele opuścili Sumówkę. Mieliśmy trochę broni w domu, przywiozłam bowiem jeszcze dawniej z Winnicy kilka karabinów i trochę naboi.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba być na wszystko przygotowanym. Nadszedł 21 listopada – moje imieniny, specjalnie uroczyście obchodzone. Była Msza św., śpiewy dzieci ze szkółki, potem żywe obrazy z »Ogniem i mieczem« przedstawione przez nasze dzieci i muzyka ich na fortepianie, do której przygotowane zostały przez pannę Wandę Jankowską, niezmiernie miłą nauczycielkę.
Specjalnie dla muzyki sprowadziłam ją z Winnicy. Pomimo bardzo krótkiego czasu, który w naszym domu spędziła, zżyła się z nami. Musiała niestety wyjechać, wezwana nagle przez matkę, osobę bardzo w pracy społecznej zasłu- żoną, która to później – jak wicie innych – życiem zapłaciła, rozstrzelana w 1919 w Winnicy”.
Słowo Polskie/ maj 2015 nr 5 (34)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!