Zamiast budować własną elektrownię jądrową, Polska powinna importować energię z atomu na Białorusi. Do takiej śmiałej wizji próbuje przekonać nas jeden z polskich think tanków. Szkopuł w tym, że pomysł jest mało realny, aby nie powiedzieć, że szanse jego powodzenia są bliskie zeru – pisze Patrycja Rapacka na portalu BiznesAlert.pl.
Autorka polemizuje z autorami raportu przygotowanego przez Forum Prawo dla Rozwoju (Law4Growth), którzy wskazują, że aby uniknąć deficytu źródeł energii Polska powinna skorzystać z istniejącej już (wciąż nie oddanej do eksploatacji) elektrowni jądrowej w białoruskim Ostrowcu (przy granicy z Litwą). Wedłu ekspertów, byłby to przejaw odpowiedzialności.
Law4Growth sugeruje, że Polska mogłaby powiązać rozmowy nt. rozpoczęcia rewersowych dostaw ropy na Białoruś z propozycją budowy elektrowni „w okolicach Grodna” i importu energii z niej.
– Zakup prądu z elektrowni Ostrowiec byłby optymalnym uzupełnieniem luki w zaopatrzeniu odbiorców w Polsce północno-wschodnie po wstrzymaniu budowy Ostrołęki C, choć wymagałoby zawarcia wrażliwego politycznie porozumienia z władzami Litwy – uważa autor raportu.
Felieton przeczytasz tu…
1 komentarz
Darek
24 kwietnia 2020 o 16:10Jakiej luki? W tej chwili mamy ok. 2 GW fotowoltaiki ktore w słoneczne dni dadzą wiecej prądu niż reaktor z Białorusi. A właśnie w czasie upałów przypadają letnie szczyty. Jak jest pochmurno polskie elektrownie nie mają komu sprzedawać prądu, jest zbyt mały popyt. Zimą sytuacja też zależy od pogody. Jak jest taka jak miniona mamy nadmiar prądu. Niedobory mogą wystąpić w czasie silnych mrozów. Ale te są związane z wyżem znad Rosji co oznacza, że tam i na Białorusi jest jeszcze zimniej. I w związku z tym też mają bardzo duże obciązenie elektrowni.
Białoruska EJ może nam dostarczyć dowolną ilość MWh ale tylko wtedy, gdy ich nie potrzebujemy. W dodatku nie ma technicznych możliwości odbioru, a budowa linii w takim otoczeniu polityczno-ekonomicznym jest zbyt ryzykowna. Tyle na ten temat.