8 maja 1943r. partyzanci sowieccy rozstrzelali w Nalibokach 128 osób – ludności cywilnej. W radzieckiej historiografii ta operacja nazywana jest „zniszczenie niemieckiego garnizonu”. Ta historia opowiada o tym, jak majowego poranka radzieccy partyzanci rozstrzelali 128 mieszkańców zachodniobiałoruskiej wioski Naliboki (obecnie w granicach rejonu stolbcowskiego).
Po raz pierwszy tę opowieść usłyszalem, będąc w wieku 10 lat, od swojej babci. Odebrałem ją jako pewnego rodzaju fantastykę. Przecież w szkole, na mitingach z okazji Dnia Zwycięstwa słyszałem co innego, w książkach też o tym nie znalazłem ani słowa. Przez dłuższy czas nie dawałem wiary słowom mojej babci, myśląc że 80-letnia kobieta coś pomyliła…
Pewnego sierpniowego ranka w 1942 roku mieszkańcy Nalibok zobaczyli porozklejany na słupach po całej wiosce komunikat miejscowego oddziału SS: „Zgodnie z rozkazem komendanta żandarmerii oraz dowództwa SS w Nalibokach organizuje się samoobrona miasteczka i okolicznych wiosek przed rabunkiem i terrorem bandytów z lasu. Wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 40 lat zobowiązani są do stawienia się do siedziby gminy na służbę. Za niepodporządkowanie się – kara śmierci”.
Następnie Niemcy „zbroją” miejscowych mężczyzn w 28 starych karabinów i zostawiają miasteczko. Odtąd za porządek, łączność telefoniczną, obronę przed partyzantami i dostarczanie okupantom na cza żywności naliboczanie odpowiadają głową. Tak Naliboki trafiają pomiędzy radziecki młot a niemieckie kowadło. Służba Niemcom nie wchodzi w rachubę, – a „obrona” przed 10 tysiącami partyzantów sowieckich z puszczy przy pomocy 28 karabinów – niemożliwe.
Na wiosnę 1943 roku bolszewicy kontrolują już całość masywów leśnych nalibockiej puszczy. Wciąż trwają nieustające grabieże okolicznych puszczańskich wsi. „Nieznani sprawcy” dokonują rabunków wieśniaków, gwałcą kobiety. Terror i strach mnożą liczbę ofiar wśród ludności cywilnej. Strzelać do partyzantów naliboczanie boją się, bo w odwecie za to mogą zapłacić całe rodziny. Nie można też biernie przyglądanie się temu wszystkiemu – za brak czynnego oporu ze strony naliboczan SS nie jeden już raz groziło spaleniem wioski. W tej sytuacji kierownik nalibockiej samoobrony Eugeniusz Klimowicz decyduje się wyruszyć do lasu na rozmowę z bolszewikami.
Partyzanci proponują przeprowadzenie upozorowanego ataku na samoobronę, by uchronić wioskę przed zemstą Niemców. Członkowie samoobrony przy tym powinni się poddać, przechodząc na stronę partyzantów i złożyć przysięgę na wierność Stalinowi. Klimowicz zgadza się na upozorowany atak, ale prosi o czas, by przemyśleć kwestię dołączenia do partyzantów. Strony uzgadniają również termin jeszcze jednego spotkania przed „atakiem”, zobowiązując się do unikania do tego czasu jakichkolwiek potyczek. Partyzanci jednak nie dotrzymali słowa, – 8 maja o 5-00 rano Naliboki zostały okrążone przez partyzanckie oddziały. Oto relacja byłego naliboczanina Wacława Nowickiego:
„Długa seria z karabinu maszynowego rozerwała przednią ścianę naszego domu. Kule utkwiły w przeciwległej ścianie nad naszymi głowami (…) Z ulicy słychać było krzyki: „dawaj, dawaj, naprzód!”. Mama podbiegła do okna i zalamentowała głośno: „Wioska pali się!”. Ja wybiegłem na podwórko. Nad wioską kłęby dymu. Krzyki i lament na podwórku u naszych sąsiadów Łukaszewiczów. Dwóch uzbrojonych mężczyzn wyprowadzają z domu Karola. Za nimi biegnie jego żona Pola, za nią jego rodzice.
Przy stodole słychać dwa suche wystrzały rewolwerowe. Partyzanci, – zarówno mężczyźni jak i kobiety, wbiegali do domów, strzelając do gospodarza, a nieraz i do całej rodziny z okrzykiem „Urrra!” szli zabijać dalej. Przestraszeni członkowie samoobrony, myśląc, że się odbywa uzgodniona z partyzantami operacja upozorowanego ataku, wybiegając na podwórko, strzelali w górę, partyzanci zaś odpowiadali im seriami z broni maszynowej, zabierając z domów co lepsze i podpalając budynki.
Janina Stasiukiewicz wspomina, że ona wtedy z matką i młodszym jej bratem na rękach u mamy chowały się w piwnicy. Jeden z partyzantów natrafił na ich kryjówkę, rozkazując wyjść na zewnątrz. Potem strzelił mamie w nogę. Uratował ich inny partyzant, który rozkazał zostawić ich w spokoju. Janina widziała, jak zastrzelono dwóch nalibockich nauczycieli. Młodzi ludzie leżeli w sadzie już martwi, a partyzanci bagnetami kłuli im w oczy, rozkazując matce Janinie wraz z dziećmi oglądać tą scenę.
Mieczysław Klimowicz, będący wówczas jeszcze nastolatkiem pamięta, jak partyzanci nalibockich mężczyzn ustawiali na ulicy w jeden szereg. Później do nich wierzchowcem podjechała kobieta. Zsiadła z konia, uwiązawszy go do płotu, i z niewzruszoną twarzą zaczęła po kolei strzelać do naliboczan. 17-letnią Marysię Grygarcewicz budzą strzały z automatów. Dziewczyna wygląda przez okno i widzi, jak ktoś podpala ich chlew. Do domu wdziera się już inny partyzant. Natrafiwszy na ich lokatora Alberta Farbotka strzela mu prosto w twarz i pochylając się nad nim, głośno przeklina, nie odnalazłszy zegarka na ręku. Partyzant ściąga z Alberta spodnie i wybiega na podwórko. 15-letni Boleś Chmara chowa się w domu. Widzi, jak partyzanci wyprowadzają na podwórko jego starszego brata, którego zabija jakaś kobieta… Przed tym, jak podpalają domy, partyzanci doszczętnie je rabują. Do lasu ze sobą zabierają 100 krów i 78 koni.
W ciągu dwóch godzin z rąk leśnych bandytów ginie 128 Naliboczan, wśród których są 3 kobiety, nastolatki i 10-letnie dziecko. Niektóre rodziny straciły po 7-8 osób. Pochówki zabitych trwały kilka dni. Tak tragedię pamiętają mieszkańcy Nalibok i krewni ofiar. Ale tego opisu daremnie szukać w radzieckich źródłach. Natomiast wśród dokumentów znajdziemy służbowe sprawozdanie dowódcy radzieckiej partyzantki na Nowogródczyźnie, moskiewskiego namiestnika generała Czernyszewa: „W nocy 8 maja 1943 roku partyzanckie oddziały pod dowództwem tow. Gulewicza i komisarza tow. Muratowa zniszczyli niemiecki garnizon samoobrony miasteczka Naliboki. W wyniku 2-godzinnej walki zginęło 250 osób z samoobrony”.
W nowogródzkim muzeum można zobaczyć dokładny opis „zwycięstwa nad niemieckim garnizonem”: „W dniu operacji w lesie, w odległości 3 km od wioski Nowy Dwór zebrało się pięć grup partyzantów, ogółem ponad 1100 osób (i mężczyzn i kobiet). Operacją dowodził Gulewicz. Naliboki atakowały 3 oddziały partyzantów w składzie 730 osób. Oddziały dyskretnie okrążyły miasteczko, zaatakowawszy o godz. 4.00 nad ranem. Garnizon został zdobyty. W wyniku 2-godzinnej walki zabito 250 członków samoobrony, zdobyto broń (karabiny oraz broń maszynową), spalono wiele domów.
Podczas operacji zginęło 5 partyzantów, a 6 zostało rannych. W tym dokumencie zawyżono (prawie dwukrotnie) nie tylko liczbę ofiar, lecz także liczbę partyzantów, ponieważ zgodnie z relacją świadków liczba bolszewików nie przekraczała 150 osób. Za atak na Naliboki odpowiada brygada im. Stalina. W/w. notatka gen. Czernyszewa z dn. 10 maja 1943 r. zawiera również nazwy oddziałów, które brały w tym udział: im. Dzierżyńskiego, Bolszewika i Suworowa oraz nazwiska dowódców – tow. Szaszkin, Makajew, Surkow. Wśród napastników byli również partyzanci z tak zwanego żydowskiego oddziału Szlemy Zoryna.
Atak na Naliboki był karą dla miejscowych mieszkańców za brak lojalności wobec partyzantów oraz za ich niechęć współpracy z bolszewicką władzą, stał się również wspaniałą okazją do doszczętnego zrabowania wioski. Czy ponieśli odpowiedzialność kaci za zabójstwo 128 cywilnych obywateli? Nie. Dlatego, że to stać się nie mogło, ponieważ pozwolenie, a raczej rozkaz zabójstwa wydał kierownik NKWD w Iwieńcu Grigorij Sidaruk (Dubow). Dowódca Centralnego sztabu partyzantki radzieckiej Panamarenko odznaczył kierowników operacji nalibockiej. Wśród odznaczonych jest również dowódca oddziału im. Stalina Paweł Gulewicz, który się chwalił, że osobiście zabił cztery osoby.
Po wojnie wielu z uczestników operacji nalibockiej dostało wysokie stanowiska partyjne na Białorusi, część z nich powróciła do Rosji. Wielu z nich w swoich wspomnieniach lubi się chwalić, jak w maju 1943 roku zniszczyli w Nalibokach ponad dwustu żołnierzy niemieckich i policji. Rozpoczętą przez partyzantów sprawę ukończyli Niemcy. Pod koniec lipca tegoż samego roku w ramach antypartyzanckiej operacji „Hermann” do Nalibok wkroczył specjalny oddział SS i ukraiński batalion „Nachtigal”. 6 sierpnia Niemcy wydają mieszkańcom rozkaz zebrania się w ciągu 30 minut na placu w centrum miasteczka. Do chorych, starych oraz wszystkich stawiających opór strzelają na miejscu. Mówią, że wszystkich wywożą do Niemiec. Następnie Niemcy palą wioskę. Do wieczora po 500-letnim miasteczku zostają tylko kominy. Wielu z wywiezionych do Niemiec Naliboczan powróciło po wojnie do swoich byłych domów.
To oni ponownie odbudowali miasteczko, a nowa władza w jego centrum postawiła pomnik partyzantom oraz zabitym przez Niemców wieśniakom. Kiedy uczęszczałem do miejscowej szkoły, co roku w Dniu Zwycięstwa odbywały się tam uroczystości. Z biegiem czasu odkryłem, że wśród nazwisk umieszczonych na tablicy pomnika, są też nazwiska wielu Naliboczan, zamordowanych przez partyzantów w tragicznym dniu 8 maja 1943 roku.
Sa też obce Naliboczanom nazwiska – całkiem możliwe, że to nazwiska ich katów. Ironia losu! Na jednej płycie pomnika nazwiska i ofiar, i ich katów. O swoim odkryciu nie jeden raz mówiłem i dyrektorowi szkoły, i prezesowi sielsowietu, i nauczycielom…. Po jakimś czasie stary pomnik zlikwidowano, a w zamian postawiono nowy. Nazwiska na nowym pomniku pozostały te same.
Dymitr Gurniewicz belaruspartizan.org
ECHA POLESIA 3(35)2012
Tłmaczenie Eugeniusz Lickiewicz Prużana
2 komentarzy
domini
26 czerwca 2014 o 01:20Bardzo ciekawy artykuł. To wydarzenie powinno być w Polsce nagłośnione.
Stanisław Karlik
26 czerwca 2014 o 10:44Dźmitry Hurniewicz (Dymitr Gurniewicz) wykorzystał wiadomości z Archiwum Kresowego Stanisława Karlika – relacja p.p. Janiny Stasiukiewicz i Marii Chilickiej – nie wiem dlaczego w dalszym ciągu powtarza się nazwisko Grygorcewicz – mama Marysi Olimpia pochodziła z Grygorcewiczów ! Wiadomości z książki Wacława Nowickiego pt. „Żywe echa” oraz najnowsze, z książki Bogdana Musiała „Sowieccy partyzanci 1941 – 1944. Mity i rzeczywistość”.