Pogrzeb Oleksego Bobaka i Romana Andrijczuka zabitych podczas pierwszego ataku na Hutę Pieniacką
Ukraińscy policjanci wymordowali 28 lutego 1944 r. z niemieckiego rozkazu mieszkańców polskiej wioski Huta Pieniacka. Choć od tej krwawej zbrodni minęły 75 lata, do dziś błędnie oskarża się o nią ukraińską dywizję SS-Galizien, jak ostatniej niedzieli zdarzyło się szefowi Urzędu ds. Kombatantów Józefowi Kasprzykowi. Początkiem końca Huty Pieniackiej był dzień 23 lutego 1944 r. Wówczas policjanci ukraińscy zaatakowali jeszcze tylko na próbę. Pięć dni później uderzyli po raz kolejny, bestialsko zabijając 850 Polaków mieszkających w tej wsi. Mimo że nie był to pierwszy mord Ukraińców na polskich sąsiadach, ta pacyfikacja stała się symbolem Rzezi Wołyńsko-Galicyjskiej.
Galicyjski Armaggeddon
„Terenem mordów w ciągu stycznia, lutego i marca były przede wszystkim niemal wszystkie powiaty województwa tarnopolskiego, północne powiaty województwa stanisławowskiego […] oraz północnych powiatów województwa lwowskiego […]. Napadów dokonują z reguły bandy [oddziały UNS], składające się z z kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osób, jeżdżące często od wsi do wsi podwodami, uzbrojone są one w karabiny, nawet czasem w karabiny maszynowe, a poza tem siekiery, drągi i t.p. Z bandami [oddziałami UNS], współdziała z reguły ukraińska ludność okoliczna, często dziewczęta i małe wyrostki. Mordy dokonywane są często w sposób wyrafinowany a znęcanie się nad pojmanymi i rannymi jest na porządku dziennym. […] Dodać należy, że bandy [oddziały] ukraińskie na wzór niemieckie starają się często zacierać ślady swoich zbrodni, paląc zwłoki swych ofiar razem z gospodarstwami lub zakopując je”.
Lutowy rajd sowieckiej 1. Ukraińskiej Dywizji Partyzanckiej im. Sidora Kowpaka pod dowództwem Piotra Werszyhory oraz równoczesne działania dywersantów z NKGB wymusiły na początku 1944 r. na Niemcach przerzucenie nad Sokal policyjnych 4. i 5. galicyjskich pułków ochotniczych SS (Galizisches SS Freiwilligen Regiment 4. i 5.) – które to pułki zostały błędnie rozpoznane przez Delegaturę Rządu na Kraj jako „formacje SS-Schützendivision-Galizien”. W rzeczywistości ukraińscy policjanci z Schutzpolizei, podlegli SS, zostali rozmieszczeni w rejonie Radziechów–Zbaraż–Tarnopol po wschodniej stronie Bugu w pasie dawnego kordonu sokalskiego czyli pogranicza wołyńsko-galicyjskiego. Tu miało dojść do kolejnego symbolicznego masowego mordu, dokonanego przez niemiecki oddział Schutzpolizei, składający się w większości z ukraińskich (galicyjskich) ochotników, nie związanych, ani nie podległych ówczesnej SS-Freiwilligen-Division Galizien. Pierwszy raz patrol rozpoznawczy policyjnego 4. galicyjskiego pułku ochotniczego SS zaatakował 23 lutego 1944 r. Hutę Pieniacką. Miejscowa samoobrona odparła ten atak na własną wieś, przy zginęło dwóch ukraińskich policjantów (Oleksy Bobaka i Roman Andrijczuk). To utwierdziło Niemców w przekonaniu, że mają do czynienia z wioską „skażoną bandytyzmem”. W ich uroczystym pogrzebie uczestniczyli dygnitarze niemieccy z Distrikt Galizien. Już tylko ten fakt, przy stosowaniu przez Niemców zasady divide et impera, nadawał samą obecnością Herrenvolku znamion zachęcania do akcji pacyfikacyjnej przeprowadzanej rękami słowiańskich Untermenschów, którzy chcieli współpracować z Niemcami. Jak sama Delegatura Rządu na Kraj przyznawała: „Jest faktem, że ani na Wołyniu, ani później w Małopolsce Wschodniej, nie było właściwie przeciwdziałania ze strony niemieckiej zbrodniom band [oddziałów] ukraińskich”. Nie wiemy czy Huta Pieniacka została zgłoszona przez mieszkańców do systemu „wsi uzbrojonych” (Wehrdörfer), co było wręcz przymusowe dla przetrwania w dobie „Bandenbekämfung”. Ale też stosunek Nemców do polskich samoobron wiejskich: „jest nadzwyczaj niejasny, zmienny i nie pozbawiony cech cynizmu. Niemcy często udają, że tolerują polską samoobronę, nawet ją aprobują […] [a równocześnie] policja niemieckie, przeprowadza rewizje za bronią, konfiskuje ją, aresztuje najaktywniejsze jednostki, stosując najrozmaitsze represje i – jest znamienne – że niemal z reguły, natychmiast po takiej ekspedycji, zjawia się ukraińska banda [oddział], która dokonuje masakry bezbronnej wsi o zdezorganizowanej samoobronie”. Dalsza sekwencja wydarzeń wskazuję, że dowódca polskiej samoobrony nie skierował do niemieckiej Ordnungspolizei meldunku o ataku na Hutę Pieniacką, tych których Polacy uznali 23 lutego 1944 r. za „bandytów”.
Po pięciu dniach galicyjski pułk policji SS zaatakował ponownie większymi siłami (jednego lub nawet dwóch batalionów), w sposób typowy dla „Bandenbekämpfung”. Oskrzydlił i zaatakował wioskę, co zakończyło się jej zdobyciem, zamordowaniem mieszkańców, obrabowaniem przez ukraińskich sąsiadów i ostatecznie spaleniem. Wszystko wskazuje na udział oddziału UNS „Siromanci”, podległego „Wojennemu Okręgowi-3 Lisonia”, który wskazywał drogę dwóm batalionom Schutzpolzei, sprowadzającym zagładę na wioskę „pomagającą komunistom”. Niemal wszyscy polscy mieszkańcy oraz uchodźcy w Hucie Pieniackiej zostali wymordowani. W sumie było to 850 mężczyzn, kobiet i dzieci (mowa też o 500-1500 zabitych). Ocalało kilkanaście osób, przebywających poza wsią. Później podobny schemat karania za współpracę z partyzantką sowiecką, wystąpił 12-16 marca 1944 r. w Podkamieniu, gdzie policjanci ukraińscy zabili do 600 ofiar i 15-16 kwietnia, gdy zamordowali w rejonie Chodaczkowa Wielkiego do 862 Polaków.
Na inny pretekst do przeprowadzenia zbrodnię w Hucie Pieniackiej zwrócił uwagę Departament Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj: „Wyprawę ukraińskiego oddziału SS [sic! – policji] spowodował posterunek ukraińskiej policji w Podhorcach, który złożył meldunek, że Polacy w Hucie Pieniackiej, przechowują żydów, popierają bolszewicką partyzantkę, posiadają broń i t.p. Kiedy przybyli, celem przeprowadzenia rewozji, ukraińscu [SS]-mani [policjanci] i zaczęli rabować, rozmawiając pomiędzy sobą po ukraińsku – Polacy, myśląc, że mają do czynienia, jak to często bywa, z przebranymi zwykłymi bandytami [partyzantami] ukraińskimi, zaczęli się bronić. Wówczas [po pięciu dniach] wyruszył znaczny ukraiński oddział SS [policji] z Podhorec, który otoczył wieś i przystąpił do mordowania ludności. Żołnierze [policjanci] ukraińscy byli przeważnie pijani i znęcali się nad ludnością w potworny sposób, mordując m.i. w kościele, gdzie w czasie mordów jeden ze zbrodniarzy przygrywał na harmonii. Ogół ludności stłoczono tak silnie w kilku stodołach, że musieli tam pozostawać w pozycji stojącej, następnie oblano benzyną i podpalono. Makabryczny widok przedstawiał po tym obraz takiej stodoły, w której wśród zgliszcz stało jeszcze długo w masie kilkadziesiąt razem sklejonych trupów pomordowanych. Obraz ten widział jeszcze dnia 5 marca silny oddział partyzantki sowieckiej, który przechodził przez Hutę Pieniacką. Żołnierze [partyzanci] sowieccy ze zgrozą ogladali t zwały trupów. Z całej Huty Pieniackiej zdołało uratować się ucieczką zaledwie 49 osób, reszta w ilości ponad 500 osób zginęła wśród płomieni lub od noża ukraińskich SS-manów [policjantów, partyzantów oraz sąsiadów]. Na interwencję polskich czynników w Dystrykcie lwowskim wyjaśli Niemcy, że «masakra ta wynikła z pomyłki»”.
Ze zbrodnią w Hucie Pieniackiej była też błędnie utożsamiana Kampfgruppe Beyersdorf wyodrębniona z SS-Freiwilligen-Division Galizien. Ta grupa bojowa wyruszyła z Dębicy 16 lutego 1944 r do walk na terenie dystryktu lubelskiego i tu zabijała, ale na mniejszą skalę. Dowódcą ćwiczebnego związku taktycznego został SS-Obersturmbannführer Friedrich Beyersdorf, kierujący 14. batalionem fizylierów SS oraz dywizjonem dywizyjnej artylerii. Szkolenie dwutysięcznej grupy w ramach „Bandenbekämpfung” na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie odbywało w dniach 13 lutego-27 marca czyli przebiegało równocześnie z pacyfikacją Huty Pieniackiej. Ale grupa operowała w rejonie Lubaczów–Cieszanów–Tarnogród–Biłgoraj–Zamość–Tomaszów Lubelski, nie przekraczając rz. Bug. Szczebrzeszyński kronikarz dr Zygmunt Klukowski zanotował w swoim dzienniku: „4 marca. Na terenie Tarnogrodu i Biłgoraja działa ukraińska SS. To oni zabili w Tarnogrodzie kilku Polaków […] 10 marca. Do Zwierzyńca przybyli Ukraińcy z SS. Dziś byli już w wioskach koło Zwierzyńca. Prawdopodobnie będą oni użyci do akcji przeciwko «Gromowi» i «Podkowie» [Edward Błaszczak ps. Grom i Tadeusz Kuncewicz ps. Podkowa]. Oczywiście chłopi w strachu, bo wszyscy dobrze wiedzą, jak odbywa się taka akcja, a Ukraińcy są szeroko znani ze swojego okrucieństwa”. Działania Kampfgruppe Beyersdorf, rozgrywały się równocześnie ze szlakiem śmierci na Lubelszczyźnie karpackich sotni OUN/UNS Iwana Kapało ps. „Bradjaha” i Iwana Kozjarśkyja ps. „Korsak” oraz kurenia „Hałajda”, nazwanego od pseudonimu dowódcy, Tarasa Onyszkewycza.
Późniejsza o pół roku zbrodnia na Lubelszczyźnie, o którą byli oskarżani żołnierze dywizji galicyjskiej SS, rozegrała się koło Krasnegostawu. Przed zbrodniczą akcją do Chłaniowa przyszli wieczorem partyzanci Armii Ludowej: „Wtedy niespodziewanie od strony Władysławina nadjechał samochód z niebieskimi światłami. Ktoś krzyknął, że to Niemcy, na co jeden z partyzantów cisnął w ich stronę granat. Dwóch lżej rannych uciekło, trzeci zginął na miejscu. Był to major Assmus [SS-Sturmbannführer Siegfried Assmuss]”. W ten sposób partyzanci zabili niemieckiego dowódcę Ukraińskiego Legionu Samoobrony (określanego też jako 31. Schutzmannschafts-Bataillon der SD). W odwecie ukraińscy policjanci z Legionu 23 lipca 1944 r. zamordowali 65 mieszkańców Władysławina, Wierzchowiny, Bzowca i Chłaniowa –„za wspieranie komunistycznej partyzantki […] Helena Łata i cała jej rodzina noc z 22 na 23 lipca 1944 roku spędziły w domu. Kiedy rano wraz z siostrą wypędziły na łąkę krowy, Chłaniów już był otoczony umundurowanymi na czarno [sic! – feldgrau] Ukraińcami. Ledwo zdążyły wrócić do siebie, gdy po sąsiedzku rozległy się strzały”. Najwięcej, bo 44 ofiar pochodziło właśnie z Chłaniowa, a najmłodsi – Lucynka Lemrych i Józio Dąbski – zaczynali ledwie trzecią wiosnę. Zwłoki leżące na poboczu wiejskiej drogi, zagrodach i okolicznych polach sąsiedzi pochowali w zbiorowej mogile na miejscowym cmentarzu. Zabitego SS-Sturmbannführera Assmussa z łuckiego SD zastąpił SS-Sturmbannführer Ewald Biegelmeyer z KdS Lublin. Wydzielony oddział z ukraińskiego 31. Schutzmannschafts-Bataillon der SD został skierowany do walki z powstańcami warszawskimi, częstokroć odgrywając rolę i będąc posądzanym o przynależność do 14. Galizische SS-Freiwilligen-Division już latem 1944 roku, a faktycznie stało się dopiero wiosną 1945 toku.
Urojeni i prawdziwi sprawcy
Galicyjska dywizja SS (SS-Freiwilligen-Division Galizien) składała się z trzech pułków grenadierów. A za zbrodnię w Hucie Pieniackiej odpowiadał Galizisches SS Freiwilligen Regiment 4 – wówczas nie związany z ukraińską (galicyjską) dywizją SS. Werbunek Ukraińców do Galicyjskiej Dywizji Ochotniczej SS rozpoczął się jeszcze w maju 1943 roku. Szef Głównego Urzędu SS Gottlob Berger zawiadomił po miesiącu Himmlera, że zgłosiło się aż 81 999 ochotników ukraińskich. Jednak Niemcy do poboru zakwalifikowali 27 000, wezwali 19 047, z których stawiło się 13 245 Ukraińców. Dopiero z końcem sierpnia 1943 r. zaczęło się formowanie pierwszych oddziałów dywizji, a zasadniczej organizacji dokonał jesienią tegoż roku SS-Brigadeführer Fritz Freitag, który zastąpił SS-Brigadeführera i gen. mjr policji Waltera Schimanę. Początkowo w trakcie szkolenia rekruci zostali podzieleni na trzy pułki – pierwszymi dwoma dowodzili przedwojenni oficerowie kontraktowi WP: [kpt WP ] Waffen-Sturmbannführer der SS Jewhen Pobihuszczyj-Ren i [ppłk WP] Waffen-Hauptsturmführer der SS Borys Barwinśkij, zaś dowodzenie nad 3. pułkiem otrzymał Waffen-Hauptsturmführer der SS Stepan Kotyl – wszyscy później zostali zastąpieni przez Niemców.
Dywizja galicyjska SS nie mogła odpowiadać za zbrodnię w Hucie Pieniackiej, gdyż w lutym 1944 r. szkoliła się na śląskim poligonie w Neuhammer (Świętoszów), a wcześniej w Heidelager (Pustkowo pod Dębicą) – oczywiście poza wspomnianą Kampfgruppe Beyersdorf. Nadwyżki ukraińskich rekrutów, zgłaszających się do SS-Freiwilligen-Division Galizien, których Niemcy nie zakwalifikowali do służby pierwszoliniowej, trafiły do policji. Z pomocą niemieckiej kadry Schutzpolizei udało się sformować w drugiej połowie 1943 r. pięć policyjnych ochotniczych pułków galicyjskich. Każdy z nich nosił oficjalną nazwę Galizisches SS Freiwilligen Regiment (Polizei), a policjanci ukraińscy występowali w policyjnych mundurach Schutzpolzei (niewiele różniących się od feldgrau noszonego przez Waffen SS – w zasadzie tylko naszywką na lewym ramieniu). W celu koordynowania prac związanych z formowaniem tych jednostek został utworzony w Berlinie sztab, którym kierował Oberst der Schutzpolizei Richard Stahn.
Pierwszy został sformowany faktyczny sprawca masakry pieniackiej – Galizisches SS Freiwilligen Regiment 4., co miało miejsce 5 lipca 1943 r. Oddział składał się z trzech batalionów. Ważna jest cyfra „4.” w nazwie, gdyż dywizje grenadierów SS liczyły tylko trzy pułki – jak klasyczna każda niemiecka jednostka. Batalionami pułku dowodzili niemieccy oficerowie, zaś jego dowódcą został Oberstleutnant der Schutzpolizei Siegfried Binz. Jeden jego batalion został przeniesiony w lutym 1944 r. do Holandii. Po trzech miesiącach reszta pułku została zniszczona pod Brodami, a ocaleli policjanci z tego pułku trafili do szeregów przemianowanej 14. Galizische SS-Freiwilligen-Division. Jednak należy podkreślić, że gdy przeprowadzali zbrodnię byli policjantami – żołnierzami Waffen-SS stali się ponad pół roku po wymordowaniu mieszkańców Huty Pieniackiej.
Galicyjskie pułki policyjne SS stanowiły poważne wzmocnienie sił przeciwpartyzanckich po obu stronach Buga (4. i 5. pułki), zwalczających polską i sowiecką partyzantkę w ramach coraz brutalniejszego w 1944 r. „Bandenbekämpfung” dystryktach krakowskim, lubelskim i galicyjskim GG. Oba galicyjskie pułki policyjne były podporządkowane Wyższemu Dowódcy SS i Policji w GG, który odesłał je do rozformowania dopiero w czerwcu 1944 r., po wcześniejszych ponagleniach. Równocześnie Ukraińcy służyli we Francji (6. i 7. pułki) oraz w holenderskim Maastricht (8. pułk). Pozostałe oddziały policyjne, istniejące do połowy 1944 r., również posłużyły jesienią tego roku do odtworzenia ukraińskiej dywizji SS do ponownie przemianowanej na 14. Waffen-Grenadier-Division der SS (ukrainische Nr. 1).
Skomplikowane współzależności struktur narodowosocjalistycznej SS i niemieckiej policji nie ułatwia zrozumienia problematyki mordu i poprawnego wskazania morderców winnych zagłady Huty Pieniackiej. Dopóki nie zostaną przeprowadzone badania rzezi wołyńsko-galicyjskiej-lubelskiej w oparciu o niemieckie dokumenty nie poznamy faktycznego zaangażowania Niemców w ówczesne rozwiązania i wyjaśnienie przyczyn zagłady tej polskiej wsi, która została zniszczona na podstawie doniesień o wspieraniu komunistycznej partyzantki w ramach typowej pacyfikacji wioski czyli „Bandenbekämpfung”. Oczywiście są potrzebne dalsze badania historyczne, tak aby pseudo-twórczość Edwarda Prusa wreszcie przestała oddziaływać i zatruwać umysły – albowiem „jedynie prawda jest ciekawa”.
Upamiętnione miejsce mordu w Hucie Pieniackiej powinno stać chwalebnym początkiem rozpoczęcia procesu powstawanie podobnych miejsc pamięci na Wołyniu i Galicji. I to właśnie powinna być inicjatywa miejscowa, aby stawiać krzyże i stelle z nazwiskami, podobne do tych w Hucie Pieniackiej. Do tego muszą kiedyś dojrzeć potomkowie mordujących swych sąsiadów.
Feliks Koperski
Foto: NAC
2 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
28 lutego 2019 o 11:18Powoli zbliżamy się do prawdy. Niestety, politycy nie pomagają. Równie szkodliwi są „dziennikarze ogólnego przeznaczenia”, którzy nie znając się na niczym, piszą o wszystkim. Tutaj przykład:
https://www.tvp.info/41457575/w-hucie-pieniackiej-zamordowano-ponad-850-polakow-75-rocznica-tragedii
WIEMY KTO
28 lutego 2019 o 18:24Moja rodzina zamieszkiwała tereny Wołynia od kilku pokoleń do lipca 1942, kiedy to pewnego dnia zaprzyjaźniona Ukrainka ostrzegła dziadka aby tej nocy uciekał i ostrzegł innych, wiedziała dokładnie której nocy przyjdą pijani sąsiady, banderowcy.
Ukraińcy piekli chleb w którym przekazywali kartkę między tyko Ukraińcami .Dziadek zostawił cały dobytek i wraz z babcią moją ciocią i mamą która wówczas miała 8 lat uciekł, wcześniej ostrzegł między innymi swego kolegę który był żonaty z Ukrainką mieli siedmioro dzieci niestety nie posłuchał schował się u rodziny żony .W 1992 roku odwiedziłem z mamą jej rodziną wieś znaleźliśmy dziadka kolegę i jego rodzinę ,również ukraińską u której się ukryli tej nocy ,wszyscy byli zakopani na podwórku razem z rodziną u której się schronili ,a w tym miejscu stała buda psa. Ukrainka dzięki której przeżyła moja rodzina też została zamordowana ,NIECH ODPOCZYWAJĄ W POKOJU.