Od 3 listopada przemyt towarów objętych sankcjami Putina przez białoruską granicę do Rosji będzie utrudniony. Walką z tym nielegalnym, acz powszechnym procederem wypowiedziała nowa struktura powołana w ramach Komitetu Celnego – Operacyjny Urząd Celny.
Trudno przypuszczać, że nowy organ zostały powołana z inicjatywy Łukaszenki. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że jego najbliższe otoczenie czerpie krocie z przemytu do Rosji „białoruskiego” parmezanu czy łososia.
Na czele nowej struktury w organach celnych stanie Andrej Kowalczuk, były szef Urzędu Kontroli Celnej.
– Operacyjny Urząd Celny powstał, żeby wzmocnić walkę z przemytem transgranicznym i innymi przestępstwami celnymi – informuje służba prasowa Państwowego Komitetu Celnego.
Nowy urząd będzie prowadzić działalność operacyjną, by wykrywać korupcję wśród celników, ma też dokonywać niezapowiedzianych kontroli celnych zarówno na przejściach granicznych jak i w punktach kontrolnych wewnątrz kraju. Ma kontrolować efektywność pracy mobilnych zespołów szybkiego reagowania w przypadku nagłych sytuacji na przejściach granicznych.
PKC poinformował też, że nowa struktura będzie ściśle współpracować z rosyjskimi organami ścigania.
Oficjalne statystyki Urzędu Celnego Białorusi informują, że funkcjonariusze stwierdzili w tym roku 650 przypadków przestępstw polegających na próbie przemytu przez białoruską granicę towarów objętych sankcjami Rosji.
Andriej Suzdalcew prodziekan w rosyjskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej dowodzi, że już w 2014 roku, po tym jak Rosja w odpowiedzi na sankcje Zachodu wprowadziła embargo na zachodnie produkty rolne i spożywcze, w ciągu kilku dni powstało na Białorusi około 20 firm należących do zaufanych ludzi Łukaszenki – białoruskich oligarchów.
Według Suzdalcewa, do specjalnych ośrodków na Białorusi przyjeżdżają ciężarówki z Europy z towarami, na które nałożone są sankcje; np. ryby, wołowina, mleko, sery, owoce i warzywa. Tam po ich przepakowaniu, naklejeniu etykiet białoruskich, jadą one dalej do Rosji.
Suzdalcew przekonuje, że opisany przez niego proceder to efekt działania całej branży specjalizującej się w kontrabandzie, z której dochody nie trafiają do budżetu państwa białoruskiego, ale do kieszeni rządzącej elity.
Kresy24.pl/sb.by
2 komentarzy
ltp
5 listopada 2015 o 18:18Nie rozumiem, dlaczego białoruscy celnicy mają pilnować , żeby do moskowi nie wwożono towarów, obrót którymi w normalnych państwach nie podlega s a nkcjom. Ja rozumiem, broń, narkotyki, kradzione dzieła sztuki. Ok. Ale żywność? Porypany kraj
bolo
7 listopada 2015 o 15:58podzielą się zyskami a Rosjanie zapłacą więcej w sklepach