Trwające na Białorusi ćwiczenia wojskowe „Sojusznicza Stanowczość – 2022” z pewnością przejdą do białoruskiej historii, jeśli nie liczbą biorących w nich udział żołnierzy, to z pewnością „pychą” ich uczestników z Rosji, pisze „Białoruska Prauda”.
Jak pisze Jurij Baraniewicz na łamach „BP”, pierwsze, co rzuca się w oczy, to sytuacja z pandemią COVID-19, która według oficjalnych statystyk bije wszelkie smutne rekordy, a „Omicron” rozpoczął swój „zwycięski marsz” przez kraj.
Pandemia szaleje. Chorują rosyjscy i białoruscy oficerowie i żołnierze, a wślad za nimi ludność miejscowa. Sytuacja jest szczególnie niepokojąca w obwodzie homelskim (największa koncentracja rosyjskich wojsk). Część z nich trafiła do szpitali, niektórzy z nich są leczeni w obozach polowych, zwłaszcza jeśli choroba nie przebiega łagodnie.
Oprócz starchu przez chorobą, wśród miejscowych panuje strach, nawet nie przed wojną, ale przede wszystkim przed okupacją, bo choć mówi się, że wojska rosyjskie opuszczą kraj po zakończeniu ćwiczeń, to i tak istnieją co do tego wątpliwości.
Po drugie, obrazek w telewizji o powszechnej miłości Białorusinów do manewrów to jedno, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.
„Białoruskaja Prauda” zauważa, że szok mieszkańców spowodowany niebywałą dotąd liczebnością wojsk, do tego mocno uzbrojonych, dopełnia fakt, że często bywją „nadpobudliwi”.
Ludność, która i tak jest już przerażona możliwością wybuchu wojny, z coraz większym niepokojem patrzy na tłumy rosyjskich żołnierzy, często o azjatyckich rysach, pijanych, źle karmionych, rzucających ponure spojrzenia.
Miejscowi boją się puszczać licealistki do szkoły, bo hordy rosyjskich żołnierzy, od miesięcy wyrwanych ze swoich domów, patrzą na wszystko i wszystkich błyszczącymi oczami, szczególnie ci zamroczeni alkoholem.
Portal „BP” wskazuje na samo zachowanie rosyjskich służb również, które budzi wątpliwości. Stacjonujące w lasach wojsko wycina drzewa na opał, rosyjski sprzęt pancerny dewastuje drogi, które i tak były w fatalnym stanie.
Jest wiele doniesień o pijaństwie wśród personelu wojskowego. Tajemnicą poliszynela jest, że dość szybko zorganizowano zaopatrzenie w alkohol – od bimbru po coś „elitarnego”. Okoliczni mieszkańcy, którzy nie mogli oprzeć się pokusie zarabiania pieniędzy teraz żałują, ponieważ żołnierze pieniędzy nie mają zbyt wiele, a pije się tam non-stop, dlatego z ich podwórek zaczęły znikać rzeczy.
Nikt nie zgłasza tego na miilicję ze strachu, a w większości małych miejscowości po zmroku obowiązuje „dobrowolna godzina policyjna” – na wszelki wypadek wszyscy starają się pozostać w domach.
Żywienie w rosyjskiej armii też nie jest jej mocną stroną, w Internecie można znaleźć liczne filmiki, w których żołnierze narzekają na jakość jedzenia, zdarza się, że żołnierze proszą miejscową ludność o „coś do jedzenia”, albo biorą nie prosząc.
W obozach wojskowych biznes kwitnie. Można kupić broń, nawet karabin szturmowy Kałasznikowa można zdobyć, tylko trzeba wiedzieć jak i do kogo się zwrócić. A to, że sprzedają racje żywnościowe, olej napędowy, mundury – to już nie dziwi nikogo. Zresztą, przy takiej ilości wojska, sprzętu i wyposażenia, jakie jest na Białorusi, nikt nawet nie zauważy, że brakuje pistoletu czy karabinu, kilkuset skrzynek racji żywnościowych i kilku ton oleju napędowego. „Logistycy” doskonale wiedzą jak spisać to na straty.
Ogólnie rzecz biorąc, nastrój na Białorusi jest teraz mniej więcej taki: wszyscy czekają na koniec tych ćwiczeń, które bardziej przypominają inwazję tatarsko-mongolską.
oprac. ba na podst. belprauda.com
1 komentarz
Kocur
16 lutego 2022 o 08:01Czyli nic się nie zmieniło od czasów wojny, bandytyzm, szaber i wszystko co najgorsze. I mamy obraz armii putina – zbieranina marginesu społecznego najgorszego autoramentu.