
Ilustracja: AI
Rosyjski dyktator może odetchnąć z ulgą i zaatakować jeszcze bardziej brutalnie.
Senat USA odłożył co najmniej do lipca, a zapewne na później, prace nad wprowadzeniem tak zwanych “piekielnych sankcji” wobec Rosji i jej partnerów handlowych uzasadniając to wojną na Bliskim Wschodzie i koniecznością wcześniejszego rozpatrzenia zgłoszonej przez Donalda Trumpa ustawy podatkowej.
Poinformował o tym lider republikańskiej większości w Senacie, John Thune. “Teraz cała uwaga jest skupiona na Izraelu i Iranie” – uzasadnił inny republikanin, Tommy Tuberville, choć zapewnił, że “absolutnie popiera nałożenie sankcji na Rosję”.
Z kolei główni autorzy projektu “piekielnych sankcji” – senatorzy Lindsey Graham i Richard Blumenthal – zamierzają jeszcze go przerobić, żeby nie obejmował tych państw kupujących rosyjskie surowce energetyczne, które jednocześnie pomagają Ukrainie.
Wcześniej planowano, że każdy, kto kupuje od Rosji ropę, gaz, czy uran zostanie przez USA obłożony 500-procentowym cłem. Mogłoby się jednak okazać, że w wyniku tego załamie się amerykański handel z co najmniej kilkoma krajami w Europie. “Teraz jest sprawa Iranu, ale nie myślcie, że zapomniałem o Rosji i Ukrainie. Absolutnie nie” – zapewnił Graham.
Również Donald Trump prosił na początku czerwca Senat, by wstrzymał się z uchwalaniem kolejnych sankcji, gdyż liczył na pomyśle rozmowy z Putinem w sprawie zawarcia rozejmu na Ukrainie. Nie ukrywał też, że po zakończeniu wojny chce wznowić współpracę gospodarczą z Rosją, a sankcje by mu w tym przeszkadzały.
Podobne stanowisko zajął zresztą na zakończonym właśnie szczycie państw grupy G7 w Kanadzie, na którym Trump faktycznie zignorował Wołodymyra Zełenskiego, a jednocześnie wyraził żal, że Rosja została z tej grupy wykluczona po aneksji Krymu, “chociaż przecież nie była naszym wrogiem”.
Jeśli dodamy do tego niedawny pomysł Trumpa, żeby Putin wystąpił w roli “pokojowego pośrednika” w wojnie Izraela z Iranem to – mimo niewątpliwie dobrych chęci senatora Grahama – o “piekielnych sankcjach” możemy raczej zapomnieć.
Jak bowiem można uderzać restrykcjami w kogoś, kogo zamierzamy prosić o pomoc i traktować jak partnera w działaniach pokojowych? Trzeba jednak przyznać, że po fali krytyki w mediach, ze strony zachodnich sojuszników i we własnym obozie, obecnie Trump wycofał się już z tego pomysłu i twierdzi, że odrzucił “mediacyjną ofertę” Putina w sprawie Bliskiego Wschodu.
Rosną jednak obawy, że amerykańskiego prezydenta interesuje obecnie tylko Iran, zaś w sprawie Ukrainy, a może w ogóle Europy Wschodniej, dał faktycznie “mojemu przyjacielowi Władimirowi” wolną rękę. Co do tego, że zbrodniarz z Kremla skwapliwie to wykorzysta nie ma raczej żadnych wątpliwości.
Zobacz także: Przestało być słodko! Ostry deficyt żywności w Rosji.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!