Bomby naprowadzane, tzw. szybujące, których Rosja używa do niszczenia ukraińskich miast, spadają także na jej własne terytorium. Pisze o tym dziennik „Washington Post”, powołując się na wewnętrzny rosyjski dokument.
„Według dokumentu uzyskanego przez „The Washington Post” co najmniej 38 takich bomb (…) spadło w obwodzie biełgorodzkim na granicy z Ukrainą w okresie od kwietnia 2023 r. do kwietnia 2024 r., choć większość z nich nie wybuchła” – czytamy w publikacji.
Większość bomb, które utraciło rosyjskie lotnictwo wojskowe, została odkryta przez cywilów – leśników, rolników oraz mieszkańców wsi w obwodzie biełgorodzkim. W większości przypadków rosyjskie ministerstwo obrony nie wiedziało, kiedy odpalono bomby, co sugeruje, że niektóre mogły znajdować się tam od kilku dni.
„Według dokumentu co najmniej cztery bomby spadły na samo miasto Biełgorod. Siedem kolejnych znaleziono na jego przedmieściach. Ponadto 11 spadło w przygranicznym rejonie szarworońskim, gdzie części z nich nie udało się wykryć ze względu na „trudną sytuację operacyjną” – czytamy w artykule.
Jednak wiele wydarzeń opisanych w dokumencie pokrywa się z danymi otrzymanymi od władz lokalnych i doniesieniami w lokalnych mediach. Osoby wymienione w charakterze świadków potwierdziły, że są mieszkańcami miasta.
Po okresie omawianym w dokumencie wyszło na jaw kilka kolejnych przypadków niekontrolowanego upadku bomb lotniczych. 4 maja br. bomba upadła w Biełgorodzie, raniąc siedem osób i uszkadzając ponad 30 domów. 12 maja kolejna eksplozja zniszczyła kilka pięter budynku mieszkalnego w Biełgorodzie, zabijając 17 osób. 15 czerwca w miejscowości Szebekino koło Biełgorodu doszło do eksplozji, w wyniku której zawaliła się część pięciopiętrowego budynku, w wyniku czego zginęło co najmniej pięć osób, co najprawdopodobniej było kolejnym błędem w użyciu bomby szybującej.
Władze lokalne jednak zazwyczaj milczą na temat incydentów, zgłaszając jedynie „wypadki”, zrzucając winę na ukraiński ostrzał lub po prostu nie zgłaszając różnych eksplozji, które miały miejsce w regionie.
Według ustaleń rosyjskiego kanału TG Astra w Telegramie, Rosja przypadkowo zrzuciła na swoje terytorium i okupowane obszary we wschodniej Ukrainie ponad sto bomb w ciągu ostatnich czterech miesięcy, tj. w okresie, w którym nastąpił znaczny wzrost użycia bomb szybujących.
„Pewien procent rosyjskich bomb jest wadliwy. Problem ten istnieje od chwili, gdy zaczęto używać zestawów UMPK i nie ma na niego zasadniczego rozwiązania. Uważamy, że te przypadkowe utraty [bomb – red.] są spowodowane zawodnością tych zestawów, co nie wydaje się przeszkadzać siłom powietrznym [rosyjskim – red.]” – powiedział Rusłan Łewijew, ekspert wojskowy w Conflict Intelligence Group.
Rosyjskie siły okupacyjne codziennie terroryzują ukraińskie miasta i pozycje wojsk ukraińskich na linii frontu za pomocą bomb lotniczych. Do takich ataków dochodzi głównie w obwodach chersońskim i charkowskim.
27 czerwca Rosjanie po raz pierwszy użyli ciężkiej bomby kierowanej FAB-500 do ataku na Charków.
Opr. TB, washingtonpost.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!