
Aleksy Dzikawicki. Fot: facebook.com/aleksy.dzikawicki
Ofiarą antyimigranckiej retoryki padają nie tylko Ukraińcy i Białorusini, którzy uciekli do Polski przed wojną Putina bądź prześladowaniami reżimu Łukaszenki, ale też Polacy stamtąd — wystarczy, że mówią ze wschodnim akcentem!
„Białoruska Diaspora w Polsce” – stowarzyszenie założone przez byłego wiceszefa telewizji Biełsat, Aleksego Dzikawickiego – opublikowało list otwarty do mediów i społeczeństwa i polityków, z apelem o zakończenie antyimigranckiej retoryki. Autorzy listu proszą, by nie mylić cudzoziemców łamiących prawo z większością przyjezdnych, którzy wspierają polską gospodarkę.
„Nie ma już chyba tygodnia czy nawet dnia, żeby w przestrzeni nie pojawiła się informacja o tym, że ktoś z tak zwanym wschodnim akcentem nie usłyszał/usłyszała gdzieś w miejscu publicznym „Won do siebie (często z dodatkiem „na Ukrainę”)” – czytamy w liście podpisanym przez Dzikawickiego.
Zaznacza on, że dla tysięcy Białorusinów, którzy znaleźli schronienie w Polsce, „do siebie” oznacza „na Białoruś” – kraj, do którego nie mogą wrócić, „bo byli zmuszeni uciekać przed represjami reżimu, przed więzieniem, porzucając dobytek całego życia”.
Dzikawicki podkreśla, że trudno mu przyjąć do wiadomości, że to się naprawdę dzieje, bo przecież Polska, niezależne od tego, kto w kraju rządził, wielokrotnie w sposób szlachetny pomagała i nadal na różne sposoby pomaga narodowi białoruskiemu. Zapewnia, że to nigdy nie zostanie zapomniane!
„Wiem, że w społeczeństwie istnieją i nasilają się obawy przed niekontrolowanym napływem imigrantów, to jest zrozumiałe – obrazki z niektórych krajów Europy Zachodniej nie napawają optymizmem. Ale przecież faktem jest, że mimo pewnych niepowodzeń (na przykład programów repatriacyjnych), Polsce przecież udaje się wypełniać luki demograficzne czy niedobory na rynku pracy bez ściągania dużych ilości ludzi z krajów, odległych geograficznie i kulturowo, tylko z tych ościennych. W rezultacie nie mamy na przykład niekontrolowanych przez władze imigranckich gett, czy wysokich wskaźników ciężkich przestępstw, dokonywanych przez cudzoziemców. Dlaczego tym się nie chwalić? Dlaczego z mównic i studiów telewizyjnych nie słyszymy od Was, polityków i polityczek, słów o sukcesie polityk migracyjnych kolejnych polskich rządów, tylko coś, co nieraz staje się paliwem do nakręcania nastrojów antyimigranckich?
Apelujemy więc o chociaż odrobinę pozytywnego przekazu, o zwrócenie uwagi na tysiące lojalnych nowych mieszkanek i mieszkańców Polski, wdzięcznych temu krajowi i codziennie pracujących na rzecz jego rozwoju!” – pisze Dzikawicki.
Przypomina też, że jeszcze w 2011 roku w Polsce mieszkało zaledwie 100 tys. cudzoziemców, a w 2024 już 2,5 mln, czyli w ciągu 13 lat nastąpił skokowy wzrost, aż o 2500%. Eksperci uważają, że społeczeństwo po prostu nie było i nadal nie jest na coś takiego przygotowane. Białorusin przytacza prognozy ekonomistów, które wskazują, że aby utrzymać wzrost gospodarczy, Polska będzie potrzebowała rocznie około 270 tys. dodatkowych pracowników rocznie, a wśród 2,5 mln imigrantów poziom zatrudnienia sięga 85 procent.
Jak pisze Dzikawicki, w prywatnych rozmowach polscy politycy przyznają, że nagłe przybycie do kraju setek tysięcy wykształconych i pracowitych Białorusinów w wieku produkcyjnym to „rodzaj prezentu od losu”: „wypełniają luki na rynku pracy, są narodem historycznie i kulturowo bardzo bliskim, nie stwarzającym praktycznie żadnych problemów, a przynoszącym wiele korzyści”.
„Mieszkam i pracuję w Polsce od niemal ćwierćwiecza, kocham ten kraj (stąd pochodzą moi przodkowie po linii ojca) i osobiście niczego obraźliwego na swój temat nigdy tu nie usłyszałem. Wierzę, że nie usłyszę, że sytuacja zmieni się ku lepszemu, a populistyczna antyimigrancka retoryka, w której wszystko jest pomieszane ze wszystkim, nie znajdzie zbyt wielu odbiorców” – napisał Dzikawicki.
ba za facebook.com/aleksy.dzikawicki
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!