(Relacja rozmowy z p. Marią Chilicką z dnia 14.12.2009)
Sowieci weszli do Nalibok w niedzielę 17 września 1939 r. Prywatni właściciele sklepów ukryli swoje towary. Można było u nich kupować, ale tylko „ za złoto”- carskie monety, lub na wymianę za artykuły spożywcze (masło, śmietanę, jaja itd.) Np. u p. Bieszańskiego: „dasz masła to on ci coś da” np. zapałki. Do zapalania ognia ludzie używali krzesiwa.W miasteczku nie było już restauracji, właściciel p. Sklut mieszkał w swoim domu – tam gdzie była restauracja. Nasza ciocia także nie prowadziła restauracji. Trudno było cokolwiek kupić.
Sowieci utworzyli „jeden sklep na całe miasteczko” – tzw. „Kooperatiwkę”, która znajdowała się w budynku Policji Państwowej. Żeby kupić sól, trzeba było stać godzinami. Niektórzy ludzie jeździli po sól nawet do Nowogródka. Czasami udało się kupić o,5 kg cukru, przeważnie słodzono syropem z buraków cukrowych. „Za Polski” cukier był drogi – 1 kg kosztował 1 złoty, a na eksport do Anglii wysyłali po 20 groszy. Kaszę tata robił ze zboża w młynie.
W szkole na rocznicę rewolucji październikowej dzieci otrzymały po cukierku owocowym – „po kanfietce”. „Za Polski” z okazji imienin Marszałka Piłsudskiego dzieci otrzymały po 3 – 4 cukierki czekoladowe. Mydło do mycia robili z jajek i sody kaustycznej, a do prania z tłuszczów zwierzęcych i sody kaustycznej. O sposobie wyrabiania mydła dowiadywaliśmy się z polskiej książki, którą posiadał p. Łukaszewicz. Buty drewniaki robili sami, podobnie jak walonki, które robili z czarnej owczej wełny.
Czasami w „Kooperatiwce” można było kupić jakąś szmacianą walizkę lub pończochy. Kiedyś ktoś powiedział, że do sklepu przywieźli czułki, a ja myślałam, że buty i zapytałam na jakim obcasie, na wysokim czy na niskim ? Jeden Rosjanin dał mojej siostrze białe płótno i poprosił aby uszyła rubaszkę. Siostra uszyła dwie koszule z kołnierzykami, a jemu chodziło o rubaszkę – bluzę ubieraną przez głowę, opuszczaną na spodnie. Zeszyty i przybory do pisania, dzieci otrzymywały w szkole. Kiedy przywozili do sklepu jakiś towar, ludzie „się dusili” aby kupić. Kiedyś „Pagniec” śpiewał złośliwie: „ szyroka maja starana, gdzie wolna dyszyć czeławiek”.
Urzędnicy sowieccy „jedli w żydowskim domu, tam gdzie była poczta”. Aresztowania urzędników i policjantów były zaraz w pierwszych dniach „zainstalowania się sowieckiej władzy”, np. p. Ekierta, czy mojego wujka z Urzędu Gminy.
W czerwcu 1941 r., jak „Ruskie” uciekali, w Nalibokach zachodzili prawie do każdego gospodarza. Prosili o chleb, o kartofle, o cokolwiek do jedzenia. Jak przyszli Niemcy, i „ wybili ludność żydowską” , to ich domy były puste. Wprowadzili się do nich sowieccy żołnierze, ci którzy nie zdążyli uciec. Pamiętam Rosjanina, który mieszkał w jednym z domów z żoną, która aby się utrzymać „ malowała karty”, które sprzedawała. W jednym z domów zrobili restaurację, a gotowały im kucharki z Terebejna. „Za Niemców” w Nalibokach nie było sklepów.
Stanisław Karlik
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!