Częściowa mobilizacja, jak deklarował główny „sojusznik” Białorusi napotkała problemy organizacyjne, dlatego Ministerstwo Obrony Łukaszenki uznało, że lepiej uczyć się na cudzych błędach. Białoruskie media informują, że Białorusini są znów powoływani na ćwiczenia wojskowe. Wśród nich są oficerowie rezerwy. Do czego przygotowuje się armia Łukaszenki?
Portal Charter97.org rozmawiał z oficerem rezerwy. Zgodził się na rozmowę pod warunkiem zachowania anonimowości:
— Teraz poważny nacisk kładzie się na przeciwdziałania akcji wywrotowych. Widzimy, że wypowiedzi białoruskich ochotników (walczących na Ukrainie – przyp. red.) zdenerwowały władze.
Teraz chłopaki są wysyłani do biegania po lesie, dużo wycieczek terenowych. Ćwiczą ” zabezpieczenie terenów zamieszkałych przed sabotażystami”. Bawią się drutem kolczastym, ogradzają budynki. Ale wszystkie te „wycieczki w teren” kończą się grillem i wódką. Czytałem w mediach, że trwają poważne przygotowania, ale to wszystko, delikatnie mówiąc, wywołuje uśmiech.
Trwa intensywne pranie mózgów, pokazano jakiś film o białoruskich ochotnikach, nakręcony przez szaloną RenTV.
— Co mówią oficerowie rezerwy o białoruskich ochotnikach?
— Nastawienie jest neutralne i pozytywne. Zdecydowana większość ma to gdzieś. Ci, którzy brali udział w protestach (antyłukaszenkowskich po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku – przyp. red.) mówią, że mają pozytywne nastawienie. Oficerowie rezerwy na pewno nie będą do nich strzelać. Panuje powszechna opinia, że „my, Białorusini, jakoś się z Białorusinami dogadamy”.
Oczywiście nie dotyczy to matołów z różnych oddziałów sił specjalnych, „spadochroniarzy”, czy jakiegoś KGB. Bo jeśli być realistą, to są tam też „bohaterowie”, którzy tylko kobiety i dzieci okładali na wiecach.
Jeśli białoruscy ochotnicy wszystko ładnie rozegrają, opór będzie minimalny.
— Poprzednie ćwiczenia odbywały się w atmosferze strachu z powodu możliwego wysłania białoruskiego wojska na Ukrainę. Czy coś się zmieniło?
— Wydaje mi się, że temat jest zamknięty. Teraz jest inny przekaz, że „ktoś napadnie” – Polacy, Litwini, Amerykanie, SZU. Jest też silny nacisk propagandowy. Kładzie się nacisk na to, że „będzie wojna domowa”, „jacyś bandyci wjadą do kraju i będą rabować i zabijać”.
— Czy ktoś w to wierzy?
— Zdecydowana większość się śmieje. Nie mogę mówić o innych kategoriach tych, którzy dostają się na obozy szkoleniowe, ale oficerowie rezerwy to w większości ludzie z wydziału wojskowego na uniwersytecie. Przynajmniej trochę krytycznego myślenia przychodzi wraz z wyższym wykształceniem.
Wieczorem ludzie dyskutują o tym, jak się rozproszą i kto ukryje się w której wiosce.
— Czy oficerowie kontraktowi są tego samego zdania?
— Są absolutnie amorficzną masą. Oceńcie sami, przez lata rządów Łukaszenki nasi funkcjonariusze zamienili się w małych biurokratów. Czysta robota, wcześniejsze emerytury, jakieś dorywcze prace na boku. Nie jest tajemnicą, że wcześniej poborowych można było „wynająć” do jakiejś lokalnej fabryki albo do budowy daczy generała.
Nie ma wątpliwości, że ci ludzie myślą o tym, jak w spokoju dotrwać do emerytury – wojna czy rewolucja nie leżą w ich interesie. Ale z ich strony nie będzie aktywnego sprzeciwu. Jeśli zrozumieją, że sytuacja się zmienia, nasi oficerowie przysięgną wierność zarówno Paźniakowi, jak i Joe Bidenowi.
— Co mówią o możliwym przyjeździe „Wagnerowców” na Białoruś?
— Są podejrzliwi. Przed wojną na Ukrainie, kiedy na Białorusi były dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy, było wiele konfliktów. Dochodziło do bójek.
Mogą tu przyjeżdżać przestępcy i zbrodniarze wojenni. Ta kultura jest wyraźnie obca naszemu wojsku. Jeśli, jak mówią, będą instruktorami, to metody szkolenia „ayesh”, delikatnie mówiąc, mogą nie odpowiadać naszym wojskowym. Tacy „instruktorzy” mogą się też mścić.
— Obserwowaliśmy bunt wojskowy w Rosji. Czy coś takiego jest możliwe na Białorusi?
— W takiej formie, jaką obserwowaliśmy w Federacji Rosyjskiej, nie mogę sobie tego wyobrazić. Być może kilku czołowych siłowików może aresztować lub zlikwidować Łukaszenkę. Ale i ten scenariusz uważam za mało prawdopodobny.
Możliwe, że jakiś ambitny oficer poprze marsz Kalinowców (Białorusinów walczących na Ukrainie) na Mińsk. Jednak nawet w tym przypadku wątpię, ponieważ negatywna selekcja dała o sobie znać. W naszym przypadku dobre jest to, że ci ludzie nie są gotowi do poważnych działań. Spójrzmy, co działo się w Rosji. Jeśli tam stróże prawa, delikatnie mówiąc, pos**** się w gacie po zdecydowanych działaniach Prigożyna, to nasi na pewno będą się gdzieś chować i przedzierać samochodami w kierunku rosyjskiej granicy.
oprac. ba za charter97.org
1 komentarz
PI Grembowicz
7 lipca 2023 o 12:43Biała Ruś plus Biali Rusini – czyli Rosjanie bis to schizofrenia, paranoja, depresja.
Kierunek: psychiatryk.
Leki: antydepresanty.
Izolacja.
Dekomunizacja.
Polaryzacja?!