12 stycznia 1944 roku głównodowodzący alianckimi wojskami na terenie Włoch (15. Grupa Armii) gen. Harold Alexander nakazał rozpoczęcie bitwy o Rzym. W ramach tej operacji amerykańska 5. Armia otrzymała zadanie zmuszenia jednostek niemieckich do wycofania się na północ od stolicy Włoch oraz zniszczenia jak największych sił nieprzyjaciela broniących się na południe od miasta. W tym samym czasie brytyjska 8 Armia miała związać jak największą liczbę jednostek niemieckich, uniemożliwiając przerzucenie ich na kierunek działań 5. Armii. Niemcy bronili się na silne ufortyfikowanej Linii Gustawa, a przez Monte Cassino prowadziła droga do Rzymu. Dlatego alianci musieli zdobyć ten masyw. Bitwa o Monte Cassino rozpoczęła się 17 stycznia 1944 roku. Do marca stoczono trzy batalie, które nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. O przełamanie Linii Gustawa walczyli żołnierze kilkunastu narodów. Przeciwnikiem alianckiej 15. Grupy Armii były niemieckie 10. Armia gen. Hansa Vietinghoffa i 14. Armia gen. Eberharda Mackensena, wchodzące w skład Grupy Armii C dowodzonej przez feldmarsz. Alberta Kesselringa.
Po nieudanych próbach otwarcia drogi do Rzymu, 21 marca 1944 roku, jeszcze w trakcie trwania trzeciej bitwy o Monte Cassino, gen. Alexander wezwał do swojej kwatery polowej dowódców amerykańskiej 5. Armii gen. Marka Clarka i brytyjskiej 8. Armii gen. Oliviera Leese. Gen. Alexander zdawał sobie sprawę, że batalia o wzgórze dobiega końca, niekorzystnego dla aliantów. W związku z tym zwrócił się do obecnych na spotkaniu dowódców obu armii o przedłożenie planów następnej, czwartej bitwy o Monte Cassino, która miała otworzyć aliantom drogę do Rzymu. Jednak aby tego dokonać, należało wprowadzić do walki nowe wypoczęte jednostki. Gen. Leese zaproponował wprowadzenie do walki pozostającego do tego czasu w odwodzie polskiego 2. Korpusu pod dowództwem gen. Władysława Andersa.
23 marca, w czasie narady w dowództwie 15. Grupy Armii w Casercie, zadecydowano, że czwarta bitwa o Cassino rozpocznie się 11 maja 1944 roku. W związku z przewidywanym użyciem w niej polskiego korpusu gen. Leese wezwał do swojego sztabu w Vinchiaturo dowódcę 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa. 24 marca o godz. 11 został on poinformowany o tym, że trzecia bitwa o Monte Cassino dobiega końca bez spodziewanego rezultatu, w związku z czym planuje się kolejną ofensywę. W rozmowie z dowódcą 2. Korpusu Polskiego gen. Leese powiedział, że podczas narady w Casercie postanowiono, iż natarcie na całej linii na froncie włoskim będzie miało na celu przełamanie linii Gustawa i Hitlera, które zagradzały aliantom drogę do Rzymu, oraz odwrócenie niemieckiej uwagi od przygotowań sprzymierzonych do operacji „Overlord” w Normandii. Dowódca 8. Armii zaznaczył, że w jego planach 2. Korpus Polski miałby za zadanie przełamanie niemieckich pozycji w rejonie masywu Monte Cassino – zdobycie klasztoru i miejscowości Piedimonte. O przebiegu rozmowy możemy dowiedzieć się z notatki sporządzonej przez szefa Sztabu 2. Korpusu płk. dypl. Kazimierza Wiśniowskiego: ,,nastąpiła chwila ciszy, po czym gen. Leese zwrócił się do gen. Andersa – chyba, że Pan Generał nie zechce podjąć się tego zadania, wówczas będę musiał szukać innego korpusu, który to trudne działanie wykona. Następnie dodał – daję Panu 10 minut czasu do namysłu po czym proszę o odpowiedź. Może Pan gen. zechce przejść do mego pokoju i zastanowić się ze swoim szefem sztabu. […] W czasie rozważania propozycji dowódcy 8 Armii – gen. Anders przeprowadził na głos rachunek sumienia [mówiąc]: Monte Cassino to twierdza, o którą walczyło wiele narodów, to twierdza znana na cały świat Jeśli odmówię to korpus będzie użyty w dolinie rzeki Liri, gdzie natarcie przyniesie również ciężkie straty, lecz rozrzucone na dłuższy okres czasu. […] Jeśli zdobędziemy Monte Cassino, a zdobyć je musimy wysuniemy sprawę polską – obecnie tak tłamszoną – na czoło zagadnień świata i damy rządowi polskiemu nowy atut w obronie naszych praw. Wydaje mi się, że w obecnych warunkach dla dobra przyszłości narodu i jego dalszych pokoleń zestawienie zysków i strat – przy wykonaniu tego zadania – daje nam saldo dodatnie i stąd też straty przypuszczalne 3500 żołnierzy musimy wziąć na swoje sumienie”.
Po krótkim namyśle dowódca 2. Korpusu zameldował gen. Leese, że wyraża zgodę na użycie polskich oddziałów na kierunku Monte Cassino (wzgórze klasztorne). Uczynił to, nie informując o sprawie polskiego naczelnego wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego.
O powziętej przez gen. Andersa decyzji wiedziało w tym czasie tylko kilku oficerów z jego najbliższego otoczenia. Im to przypadło zadanie opracowania wytycznych do przyszłego natarcia. Swoje prace oficerowie sztabu korpusu musieli oprzeć w pierwszej kolejności o doświadczenia poprzedników atakujących masyw Monte Cassino. W tym celu nawiązano kontakty ze sztabem brytyjskiego XIII Korpusu oraz brytyjskiej 78. Dywizji Piechoty obsadzającej w marcu 1944 roku odcinek przewidziany w przyszłych działaniach dla polskiego korpusu. Gen. Anders oraz szef sztabu polskiego korpusu płk Wiśniowski odbyli wiele spotkań z dowódcami jednostek walczących wcześniej o masyw Monte Cassino. Dla polskiego sztabu najbardziej interesujące okazały się doświadczenia indyjskiej 4. Dywizji Piechoty, nacierającej poprzednio na północ od wzgórza Monte Cassino, której dowództwo posiadało informacje o obronie niemieckiej w głębi masywu. Na podstawie uzyskanych danych oraz zdjęć lotniczych sztab korpusu przystąpił do uaktualnienia map otrzymanych z dowództwa 8. Armii. Nadal jednak brakowało dokładnych informacji o siłach niemieckich. Wiedziano tylko, jak wyglądało pokrycie terenu przyszłej bitwy siecią ognia artylerii, moździerzy oraz broni maszynowej nieprzyjaciela.
25 marca nastąpiła przerwa w działaniach na froncie włoskim. Pozwoliło to dowództwu niemieckiej Grupy Armii C Kesselringa na odtworzenie odwodów oraz reorganizację obrony na Linii Gustawa. Zakończenie trzeciej bitwy o Monte Cassino nie oznaczało, że całkowicie zaprzestano działań zaczepnych. W tym czasie do akcji wkroczyło lotnictwo i artyleria sprzymierzonych, które otrzymały zadanie niszczenia niemieckich stanowisk ogniowych na całej linii frontu. Ogromna przewaga aliantów w powietrzu miała znaczący wpływ na obniżenie morale niemieckiego żołnierza. Warto zaznaczyć, że w tym czasie zmianie uległ skład osobowy większości jednostek niemieckich. Stały się one mniej jednolite ze względu na przymusowe wcielenie do Wehrmachtu poborowych zamieszkujących tereny przyłączone do Rzeszy. Nadal jednak trzon niemieckich sił stanowiły zaprawione w licznych bojach doborowe jednostki spadochronowe, pancerne i górskie.
Cztery dni później na odprawie w dowództwie 8 Armii została ustalona w ogólnych zarysach szerokość odcinka, jaki miał przejąć 2. Korpus Polski przed rozpoczęciem głównego zadania. Zaproponowany odcinek był zbyt szeroki, aby Polacy samodzielnie mogli przeprowadzić działania zaczepne. W tej sytuacji gen. Anders przedstawił gen. Leese następującą propozycję: ,,Cały wysiłek oddziałów i sztabów polskiego korpusu będzie skierowany jedynie do przygotowania i przeprowadzenia natarcia i w związku z tym korpus polski przeprowadzi luzowania oddziałów brytyjskich tylko w pasie swego przyszłego natarcia. Wejście korpusu na odcinek nastąpi na kilka dni przed rozpoczęciem natarcia tak, by oddziały miały jak najwięcej czasu na przeprowadzenie ćwiczeń i przeszkolenia w działaniach w tak trudnym terenie górskim”. Dowódca 8. Armii zaaprobował ten plan.
Przed powzięciem ostatecznej decyzji gen. Anders dokonał rozpoznania terenu. 2 kwietnia sztab korpusu przedstawił mu analizę elementów do wstępnej decyzji. W dokumencie czytamy: ,,Korpus polski ma otworzyć drogę na Rzym. Już wstępna ocena terenu, ugrupowania obrony nieprzyjaciela oraz możliwości własnych, zwłaszcza artylerii i sąsiadów, wskazuje, że zadanie 2 Polskiego Korpusu składa się z dwóch części, które muszą następować po sobie rozdzielone: a/ zdobycie kompleksu Monte Cassino; b/ działania na Piedimonte. Wykonanie pierwszego zadania, to jest opanowanie kompleksu Monte Cassino, otwiera dla XIII Korpusu, który stanowi gros 8 Armii, możność głębszego wlania się w dolinę rzeki Liri, pomiędzy rzekę Liri i via Cassilina (droga nr 6) i wejścia w styczność z linią Hitlera, gdyż pozbawia nieprzyjaciela doskonałej i dalekiej obserwacji w głąb ugrupowania i komunikacji 8 Armii, a przez to pozwala jej na podsuniecie artylerii i przesuniecie wojsk”.
8 kwietnia odbyła się konferencja dowódcy 2. Korpusu z dowódcą 8. Armii w sprawie natarcia polskiego korpusu na Monte Cassino. Według gen. Andersa ,,korpus polski ma otworzyć drogę do Rzymu, aby to zrobić, musi zdobyć kompleks Monte Cassino, gdyż tylko w ten sposób siły główne będą miał możność wyjścia w dolinę rzeki Liri i nawiązania styczności z linią obrony «Hitlera»”.
Trzy dni później gen. Leese wydał dowódcom wszystkich swoich korpusów wytyczne do operacji „Honker”. Dowódca 8. Armii planował przełamanie niemieckiej obrony w dolinie Liri, eliminując ufortyfikowany masyw Monte Cassino przez dwustronne oskrzydlenie wzgórza klasztornego. W związku z tym brytyjski XIII Korpus przez frontalne natarcie z rejonu położonego na południe od miasta Cassino miał sforsować rzekę Rapido i nawiązać styczność z polskim 2. Korpusem, aby zamknąć pierścień wokół wzgórza klasztornego. Znajdujący się na południe od polskich oddziałów brytyjski X Korpus otrzymał zadanie osłony prawego skrzydła natarcia i wiązania sił przeciwnika na swoim odcinku. Pozostający w odwodzie kanadyjski I Korpus gen. Harry’ego Crerara miał zostać wykorzystany do przedłużenia natarcia wzdłuż drogi nr 6 w momencie przełamania niemieckiej obrony na Linii Gustawa i Linii Hitlera przez brytyjski XIII Korpus gen. Sidneya Kirkmana. W przypadku silnego oporu niemieckiego na Rapido Kanadyjczycy mieli wejść do akcji na lewym skrzydle XIII Korpusu.
W nocy z 23 na 24 kwietnia oddziały 2. Korpusu Polskiego rozpoczęły luzowanie brytyjskiej 78. Dywizji Piechoty, która miała przejść do odwodu brytyjskiego XIII Korpusu.
29 kwietnia gen. Leese poinformował gen. Andersa, że ostateczny termin ofensywy 15. Grupy Armii – Dzień D – został wyznaczony na 11 maja 1944 roku. Dowódcy wielkich jednostek zostali o tym powiadomieni 7 maja, ale mogli o tym powiedzieć jedynie tym oficerom, którzy musieli znać ten termin ze względu na osiągnięcie gotowości bojowej oddziałów.
6 maja dowódca 2. Korpusu wydał rozkaz operacyjny Nr 1. Zamiarem gen. Andersa było przełamanie niemieckiej obrony po osi Colle Maiola – Massa Albaneta w kompleksie górskim Monte Cassino. Dzięki opanowaniu jego południowo-zachodnich stoków miał zapewnić obserwację i ostrzał doliny Liri oraz izolację klasztoru Monte Cassino, a w następnej fazie natarcia uderzyć na klasztor z kierunku zachodniego. Działania te miały być ubezpieczone poprzez obronę grzbietu Monte Casstelone, neutralizowanie niemieckich stanowisk ogniowych w rejonie Passo Corno (zadania 5. KDP) oraz obezwładniania niemieckiej obrony klasztoru do chwili wyjścia na niego bezpośredniego natarcia 3. DSK. W ramach wykonania tego zadania 5. KDP otrzymała rozkaz opanowania wzgórz: San Angelo – 575 – 505 – 452 – 447, na których Polacy mieli zorganizować silną obronę zapewniającą własną obserwację i możność ostrzału drogi nr 6 w dolinie Liri. Dywizja miała osłaniać od północy i zachodu natarcie 3. DSK na klasztor. Ta natomiast miała w tym czasie zdobyć Massa Albanetta oraz opanować wzgórza 569 i 593 jako podstawy wyjściowe do natarcia na klasztor.
Czwarta bitwa o Monte Cassino (operacja „Diadem”) rozpoczęła się 11 maja 1944 roku o godz. 23 od przygotowania artyleryjskiego na całym froncie włoskim od Acquafondata do Morza Tyrreńskiego. Przez 40 min. ostrzał pro[1]wadziło ponad 2 tys. dział 5. i 8. Armii. Punktualnie o godz. 23.40 większość ognia artylerii została skierowana na pozycje niemieckie, które miały zostać zaatakowane przez jednostki brytyjskiego XIII Korpusu i polskiego 2. Korpusu. O godz. 23.45 Brytyjczycy rozpoczęli forsowanie rzek Rapido i Gari. Przygotowanie artyleryjskie na odcinku polskiego korpusu trwało do godz. 1 12 maja.
W pasie działania 5. Kresowej Dywizji Piechoty natarcie na wzgórze Widmo pierwsze rozpoczęły oddziały 5. Wileńskiej Brygady Piechoty pod dowództwem płk. Wincentego Kurka. O godz. 1 do walki wyruszył 15. batalion ppłk. Wiktora Stoczkowskiego, który miał opanować południową część Widma i nacierać dalej na wzgórze 575. 20 minut później do akcji wszedł 13. batalion ppłk. Władysława Kamińskiego, którego zadaniem było opanowanie północnej części Widma, a następnie wzgórza San Angelo. Po zajęciu Widma przez bataliony pierwszego rzutu, do natarcia miał wyruszyć 18. batalion z 6. Lwowskiej Brygady Piechoty.
Na Widmie pozycje obronne zajmował niemiecki II batalion 100. Pułku Górskiego, który w trakcie przygotowania artyleryjskiego był luzowany przez I batalion z 1. Dywizji Spadochronowej. Nacierających żołnierzy z 5. WBP przywitał ogień artylerii niemieckiej. Był na tyle silny, że oddziały poniosły już znaczne straty wkrótce po wyruszeniu z podstaw wyjściowych. Atakują[1]cy żołnierze 13. i 15. batalionu mieli poważne trudności w poruszaniu się po kamienistym i gęsto porośniętym krzakami terenie, po którym ciężko było przemieszczać się w dzień, a cóż dopiero w nocy.
Atak na Widmo tak opisał kpt. Marcelian Czachowski z 13. batalionu: ,,O godz. 1.45 zdecydowałem się ruszyć. Ludzie runęli na taśmę bez wahania. W ogniu tym w pierwszej chwili prysła łączność techniczna moja z baonem […] Rury [bengalore] prawie w całości wybuchły razem z pociskami, powodując duże starty w oddziale. Miotacz płomieni wraz z obsługą zniszczony. Pluton ckm sprzęt i amunicja – zniszczone, w ludziach duże straty”.
O godz. 2.30 gen. Anders otrzymał wiadomość o osiągnięciu Widma przez czołowe pododdziały 13. i 15. batalionu. Była to jednak błędna informacja.
Walki były bardzo zacięte. Ppor. Ryszard Alwingier z 13. batalionu wspominał: ,,wzgórze Widmo osiągnąłem o godz. 4.00. Tam doszło do walki wręcz. Oddawanie ognia z lkm i Tompsonów odbywało się na odległościach nie dalszych niż 10 metrów. Walka trwała do godz. 4.30. O tej godzinie wyruszyło przeciwuderzenie niemieckie. Oddział mój zatrzymuje je ogniem broni maszynowej i ręcznymi granatami. Niemcy wycofują się i zajmują wolne schrony”. Każdy bunkier niemiecki był zdobywany po ciężkiej walce. „Przy wejściu do niemieckiego schronu krzyknąłem Hande hoch – wspominał kpt Alfred Kolator z 13. batalionu. – Nie było odpowiedzi. Chwyciłem następny granat. […] Po wybuchu granatu dobyłem rewolweru i, strzelając, skierowałem się do wejścia. W pewnym momencie usłyszałem wybuch i poczułem ból pod kolanem i w lewej pięcie. Zrozumiałem, że nastąpiłem na pułapkę. Cofnąłem się kilka kroków, upadłem i zemdlałem”.
„Oddziały topniały niewiarygodnie szybko – pisał ppłk Kamiński. – Por. Bolesław Domański usiłował poderwać oddziały do przodu, lecz to mu się nie udało. Został ranny, był już sam, gdyż ppor. Ryszard Kopyść był […] zabity, a inni oficerowie 3 i 4 kompanii ranni za wyjątkiem ppor. Marka Bieniasza”.
Jako pierwsi na szczycie Widma znaleźli się por. Wilhelm Sommer i ppor. Adam Czop z 15. batalionu. Kpt. Henryk Bartosik wydał rozkaz: ,,zdobyć domek na lewo”. Sierż. Antoni Kmietowicz tak wspominał ten epizod: ,,Idę pierwszy i pociągam za sobą kilku żołnierzy. [Podczołgujemy] się pod ruiny domku […]. Daję serię z tomigana w okienko założone blachą do połowy. […] Następnie rzucamy granaty za przeciwległą ścianę i szybko biegniemy do okien strzelając. […] Gdy znalazłem się na oknie, zobaczyłem pod ścianą tuż pod nogami schron, na którym leżał twarzą w dół zabity Niemiec […], a w schronie szmery. Jedna i druga seria w otwór schronu, a po tym dwa granaty […]. W parę sekund ze schronu wydobywa się dym, kurz i duszące charczenie konających tam Niemców”.
„Niszczenie schronów na wzg. Widmo nie było rzeczą łatwą, ponieważ było brak ładunków wybuchowych – pisał ppor. Jan Miszkiel. – dlatego też dowódcy poszczególnych grup szturmowych ze swoimi ludźmi, podczołgawszy się pod nie posługiwali się jedynie granatami, thomsonami i lkm waląc w otwory schronów, zmuszając w ten sposób do wyparcia załogi na zewnątrz lub wybijając je”. W tym czasie płk Kurek wprowadził do walki 18. batalion ppłk. Ludwika Domonia.
Po wejściu polskich oddziałów na Widmo niemiecka artyleria obłożyła pozycje 13., 15. i 18. batalionu zmasowanym ogniem. Od świtu 12 maja Niemcy coraz częściej kontratakowali. Ostrzał artylerii nieprzyjaciela zadawał coraz dotkliwsze straty obsadzającym Widmo polskim oddziałom. W tej sytuacji, widząc coraz bardziej topniejące stany w swoich kompaniach, dowódca 18 batalionu, nie mając łączności ani z płk. Kurkiem, ani z sąsiednimi batalionami, nakazał wycofanie na podstawy wyjściowe. W związku z kryzysem, jaki powstał na odcinku natarcia 5. dywizji na Widmo, gen. Sulik wysłał w celu zbadania sytuacji swego zastępcę płk dypl. Klemensa Rudnickiego, który nakazał wycofanie ze wzgórza 13. i 15. batalionu.
Równocześnie z natarciem 5. KDP do akcji weszły bataliony 1. Brygady Strzelców Karpackich pod dowództwem płk. Walentego Peszka z 3. Dywizji Strzelców Karpackich. Na lewym skrzydle atakował 2. batalion ppłk. Tytusa Brzósko, który miał za zadanie opanować wzgórza 593 i 569, a na prawym 1. Batalion ppłk. Bolesława Raczkowskiego z zadaniem zdobycia Gardzieli.
W początkowej fazie natarcia 2. batalion opanował wyznaczone wzgórza. 12 maja niemieccy żołnierze z I batalionu 3 Pułku Spadochronowego kilkukrotnie atakowali polskie pozycje. Sytuacja stawała się coraz poważniejsza. Mjr Ludwik Rawicz-Rojek meldował: „jest bardzo ciężko, Niemcy atakują, biją na nas moździerze”. W innym meldunku czytamy: „Nie damy rady! Nacierają na nas z trzech stron…”. Przed południem Niemcy odbili zajęte przez Polaków wzgórza 593 i 569; ostatnimi obrońcami 593 było dziesięciu żołnierzy z por. Tadeuszem Radwańskim, którzy opuścili wzgórze o godz. 19.30.
Nie powiodło się także natarcie 1. batalionu, który nie zdołał opanować Gardzieli, mimo wsparcia akcji przez czołgi 4. Pułku Pancernego. W zaciętych walkach batalion poniósł znaczne straty. Niemcy wielokrotnie używali miotaczy płomieni, od ognia zginęło wielu żołnierzy. Do historii przeszedł goniec strzel. Stanisław Nosarzewski, który wśród niemieckiego ognia przemierzał z meldunkami trasę pomiędzy dowództwem batalionu a kompaniami, aż w końcu zemdlał ze zmęczenia. Korespondent wojenny Władysław Choma napisał: „mnie przyszła na myśl postać gońca z «Warszawianki». Tamten to wyidealizowany symbol – ten to żywy prawdziwy żołnierz”.
Gen. Anders planował wznowić natarcie w masywie Monte Cassino o godz. 15. W pasach działania obu dywizji do walki miały zostać wprowadzone nowe bataliony. Dowódca 2. Korpusu zakładał, że oprócz wsparcia własnej artylerii, uzyska wsparcie ogniowe artylerii ciężkiej brytyjskiego XIII Korpusu. Z pla[1]nem nowego natarcia 2. Korpusu udał się do dowództwa 8. Armii brytyjski 4 oficer łącznikowy, brygadier E.H.C. Frith. Po powrocie oznajmił on gen. Andersowi, że gen. Leese uważa, iż w obecnej sytuacji najważniejszą rzeczą było utrzymanie zdobytego już terenu. Równocześnie wyraził on zgodę na proponowany przez Andersa plan wznowienia natarcia, obiecując wsparcie działania 2. Korpusu Polskiego ogniem artylerii XIII Korpusu.
O godz. 11.15 Niemcy przystąpili do przeciwnatarcia na pozycje 5. KDP na Widmie. Stanowiska polskie, a w szczególności pozycję wyjściową do natarcia obsadzoną przez 14. batalion, zaczęła ostrzeliwać niemiecka ciężka artyleria. Pięć minut po godz. 12 łączność 5. WBP z oddziałami na Widmie została zerwana. Sytuacja na odcinku brygady stawała się coraz poważniejsza. O godz. 13.15 do sztabu 5. KDP nadeszły pierwsze, niepotwierdzone jeszcze informacje o odbiciu przez Niemców Widma. Godzinę później do sztabu 2. korpusu dotarł meldunek: ,,grzbiet Widma odbity przez Niemców. Straty własne duże”. Bataliony pierwszego rzutu rozpoczęły odwrót na podstawy wyjściowe. W tych warunkach gen. Sulik wysłał do 5. WBP swego zastępcę płk. Rudnickiego, który miał objąć dowództwo na całością odcinka. Po przyjeździe nakazał on przegrupowanie oddziałów, co uspokoiło sytuację.
Po południu okazało się, że brytyjski XIII Korpus posuwał się w dolinie Liri bardzo powoli, wobec czego nie był w stanie w najbliższym czasie odciążyć działań 2. Korpusu Polskiego w masywie Monte Cassino. W związku z tym o godz. 14 gen. Anders zadecydował się przesunąć terminu rozpoczęcia natarcia. Na jego decyzję wpływ miała nie tylko sytuacja XIII Korpusu, ale również to, że Niemcy nadal mogli skupić cały swój wysiłek na odparciu natarcia polskiego. Z ustaleń polskiego wywiadu wynikało, że w rejonie Villa S. Lucia i Piedimonte nieprzyjaciel dysponował niewykorzystanymi jeszcze odwodami, które mogły zostać użyte do odparcia kolejnego natarcia Polaków.
O godz. 14 w sztabie 2. Korpusu odbyła się odprawa, w której uczestniczył gen. Anders oraz dowódcy artylerii 8. Armii i XIII Korpusu. Po jej zakończeniu polski dowódca wydał przez telefon rozkaz generałom Duchowi i Sulikowi: „13, 15 i 18 Baon wobec wielkich strat wycofać do odwodu, zreorganizować i zameldować o ich stanie. 14 i 16 Baonami trzymać bezwarunkowo podstawy wyjściowe 5 KDP. 3 DSK nie kłaść nacisku na trzymanie wzg. 593. Cofnąć się na podstawy wyjściowe i tam zreorganizować się. 2 BSK w pogotowiu, przygotowana do ewentualnego działania na korzyść 5 WBP. Dowódca 2 BSK porozumie się w związku z tym z płk Rudnickim. 17 Baon z odwodu korpusu zostanie w nocy przesunięty do dyspozycji dowódcy 5 KDP. Artyleria: 8 Armia proszona o ogień […] na rej. Belmonte–Atina, ogień na rej S. Angelo, pkt. 575 i grzbiet Widmo. Artyleria własna obłożyć pkt. jak wyżej oraz rejon przed odcinkiem 2 Polskiego Korpusu”. W wyniku tej narady zmieniony został termin drugiego natarcia – miało się rozpocząć 13 maja o świcie.
O godz. 16 do dowództwa 2. Korpusu przybył gen. Leese, który „wyraził zadowolenie z postępów bitwy. Powiedział również, że Polski Korpus dokonał znacznego wkładu przez zadanie ciężkich strat Dywizji Spadochronowej przez uniemożliwienie działania jej oddziałów na innych odcinkach bitwy”. W dalszej części rozmowy dowódca 8. Armii oświadczył, że nie prze[1]widywał wznowienia natarcia 2. korpusu przed nocą z 14 na 15 maja. Gen. Anders, mając na uwadze straty poniesione w trakcie pierwszego nocnego natarcia, chciał, aby drugie natarcie rozpoczęło się od godzinnego przygotowania artyleryjskiego. Miałoby się ono rozpocząć o godz. 5. Dzięki temu cele natarcia byłyby widoczne dla artylerii i nacierającej piechoty. Gen. Lesse wyraził zgodę.
Dowódca 8. Armii uważał, że przed ponownym wejściem do akcji 2. Korpusu brytyjski XIII Korpus powinien wejść jak najdalej w głąb doliny Liri. „Dopóki XIII Korpus nie posunie się naprzód, byłoby rzeczą zbyt kosztowną i bezcelową nacierać Polskim Korpusem”. Gen. Leese chciał, aby do tego czasu oddziały polskie prowadziły wzmożoną akcję patrolową.
O godz. 18 gen. Anders wydał rozkaz szczególny, nakazujący jednostkom 2. Korpusu związać walką niemiecką 1. Dywizję Spadochronową i zadać jej jak największe straty. Wszystkie oddziały będące w pierwszej linii miały bezwzględnie utrzymać zajmowane podstawy wyjściowe. Dowódca 3. DSK miał zatrzymać w odwodzie 2. Brygadę Strzelców Karpackich bez batalionu, która miała być zdolna do wykonania natarcia „i ewentualnie [do] odparcia większego uderzenia przed wyruszeniem do natarcia”. Gen. Anders żądał wprowadzenia czołgów w rejon podstawy wyjściowej 3. Dywizji w celu usztywnienia obrony. W ten sposób przekazywał ponownie 17. batalion pod rozkazy dowódcy 5. KDP (był dotychczas w odwodzie dowódcy 2 Korpusu). Celem ataku było zajęcie przez 5. Dywizję Widma, zaś 3. DSK Gardzieli i ewentualnie Massa Albaneta.
Według dowódcy natarcie 2. Korpusu powinno wyruszyć po południu 13 maja. W celu reorganizacji bataliony biorące udział w dotychczasowych walkach miały zostać skierowane do odwodu. W okresie poprzedzającym natarcie główna rola przypadła polskiej artylerii, która miała zwalczać stanowiska niemieckiej artylerii oraz piechoty. Według ustaleń z gen. Lesse’em, działania polskiej artylerii miała wspierać również ciężka artyleria XIII Korpusu. Natomiast alianckie lotnictwo otrzymało zadanie unieszkodliwienia nieprzyjacielskiej ciężkiej artylerii w rejonie Atina–Belmonte.
Wobec bardzo poważnej sytuacji gen. Anders zarządził na 13 maja na godz. 9 odprawę dowódców obu dywizji, artylerii dywizyjnej i kwatermistrzów. Ze względu na zbyt powolne tempo natarcia XIII Korpusu dowódca 8. Armii ponownie przełożył termin rozpoczęcia drugiego natarcia 2. Korpusu.
W sprawozdaniu z bitwy o Monte Cassino gen. Anders dał następującą ocenę pierwszego natarcia: ,,a) Natarcie 2 Polskiego Korpusu w dniu 12 maja nie odniosło one spodziewanego sukcesu taktycznego, poza zużyciem oddziałów nieprzyjaciela, natomiast sukces operacyjny należy ocenić jako poważny, albowiem dzięki zaangażowaniu gros ognia na masyw Monte Cassino, nieprzyjaciel skierował na XIII Korpus znacznie mniejszą cześć swoich środków i nie zdołał przeszkodzić XIII Korpusowi w uzyskaniu przyczółka. Gros sił piechoty przeciwnika była w tym czasie zaangażowana na kierunku natarcia Korpusu Polskiego.
- b) Skutki zwalczania artylerii npla [nieprzyjaciela] były ograniczone w czasie. Z upływem godzin artyleria npla odzyskiwała coraz bardziej swoją zdolność działania i w godzinach porannych 12 maja działała prawie z niezmniejszoną sprawnością. Można przypuszczać, że skuteczność własnego zwalczania artylerii polegała głównie na dezorganizacji łączności artyleryjskiej npla. Najwięcej strat zadała artyleria z kierunku Atina–Belmonte, która strzelała w plecy nacierającym oddziałom. Mimo częstej interwencji lotnictwa dla zwalczania tej artylerii, nie udało się osiągnąć poważniejszych rezultatów z powodu du[1]żego jej rozproszenia. Dawała się ona we znaki przez cały czas walki;
- c) Udział lotnictwa własnego na polu walki, szczególnie dla zwalczania artylerii i moździerzy npla, okazał się bardzo skuteczny, ale tylko w czasie znajdowania się samolotów nad celem. Jednak te chwile przerwy działalności artylerii względem moździerzy npla, były dużą ulgą dla piechoty, która znaj[1]dowała się w ogniu;
- d) Nieprzyjaciel: Na kierunku natarcia 3 DSK stwierdzono oddziały 3 Pułku Spadochronowego 1 Dywizji Spadochronowej, a na kierunku natarcia 5 KDP – 2 Baon 100 Pułku Górskiego. Baon ten był w trakcie luzowania przez 1 Pułk Spadochronowy w nocy dnia 1l/12 maja, które to luzowanie miało być dokonane właśnie o godz. 23.00. Na skutek tego oddziały Polskiego Korpusu napotkały na podwójną obsadę obrony npla i walczyły z 9 baonami. Z drugiej jednak strony na skutek zagęszczenia npl poniósł większe straty 1 Baon 1 Pułku Spadochronowego, który podchodził do luzowania przez dolinę S. Lucia, został prawie całkowicie zniszczony ogniem naszej artylerii i moździerzy. Fakt przeprowadzania luzowania świadczy o pełnym zaskoczeniu npla terminem natarcia.
Demonstracja patroli na kierunku Castellone–Passo Corno odniosła skutek, gdyż artyleria npla wykonała ognie zaporowe przed odcinkiem obronnym Castellone.
Ogień artylerii własnej nie zniszczył w dostatecznym stopniu stanowisk npla na przeciwstokach. Stanowiska te były typu składaków z kamieni, wykorzystane były również wszystkie szczeliny skalne i wyżłobione wnęki i jaskinie. Siła stanowisk składanych z kamieni nie tyle polegała na ich solidności, ile na umieszczeniu w miejscach nieosiągalnych dla artylerii.
Z powodu zerwania łączności z nacierającymi baonami, meldunki o sytuacji dochodziły drogami okrężnymi nieraz przypadkowo i były niedokładne i spóźnione. Nie było warunków ich sprawdzania. Powodowało to zaciemnienie sytuacji w toku samej bitwy.
Obsada npla znajdowała się na Mass Albaneta, 593, 569, na grzbiecie Widmo, na grzbiecie S. Angelo, na wzg. 575, 505, 433 i 447, tworząc rodzaj obręczy na tych wzgórzach i grzbietach. Dolina znajdująca się w środku nie miała obsady. Taki przebieg obrony dawał nieprzyjacielowi możność skupienia ogni ze wszystkich punktów na tym obwodzie, na dowolny odcinek obrony. Dawało mu to równocześnie możliwość wielostronnego flankowania nacierających na wypadek ich włamania się na wąskim odcinku. Dopiero zdobycie połowy tego obwodu, co najmniej 593, Widma i S. Angelo zapobiegało ogniom flankowym i pozwalało na utrzymanie zdobytych przedmiotów, stwarzając tym samym realne podstawy do dalszego natarcia.
Przeciwnik wykazał niezwykłą zaciętość i raczej ginął na miejscu, niż ustępował terenu. Tym też się tłumaczy niewielka ilość jeńców.
Straty npla: 1 Baon 1 Pułku Spadochronowego zniszczony. Według zeznań jeńców pozostało tylko kilkudziesięciu ludzi. Części tego baonu stwierdzono dopiero w walkach o Piedimonte. Kompanie, które broniły przedmiotów natarcia miały po walce po kilkunastu ludzi, pomimo że niedawno otrzymały uzupełnienie do pełnych stanów”.
Czas pomiędzy pierwszym a drugim natarciem poświęcono na reorganizację oddziałów biorących udział w pierwszym szturmie oraz uzupełnienie zapasów żywności i amunicji. Wznowienie działań przez 2. Korpus było uzależnione od powodzenia natarcia XIII Korpusu, który na skutek wyczerpania jednostek biorących udział w pierwszej fazie walk musiał wprowadzić do akcji znajdującą się w drugim rzucie brytyjską 78. Dywizję Piechoty. Gen Leese uważał, że polski korpus może wejść do akcji dopiero, gdy jednostki XIII Korpusu rozpoczną natarcie z linii Pytchley w kierunku drogi nr 6.
15 maja do 2. Korpusu Polskiego nadszedł rozkaz nakazujący rozpoczęcie akcji 17 maja o godz. 7. Przygotowując plan drugiego natarcia, gen. Anders postanowił przełamać niemiecką obronę w kompleksie Monte Cassino i po opanowaniu wzgórz San Angelo i 575 nawiązać łączność z brytyjskim XIII Korpusem. W związku z tym 5. KDP wzmocniona dodatkowymi oddziałami miała opanować wzgórza San Angelo i 575, a następnie zorganizować tam obronę. W trakcie natarcia oddziały dywizji miały, po opanowaniu Widma, skierować część swoich sił na Massa Albaneta, natomiast 3. DSK otrzymała zadanie zdobycia wzgórz 593, 569, 476 i stworzenia tam silnej obrony przed ostatecznym atakiem na klasztor.
Dowódcą natarcia 5. KDP został płk Rudnicki, któremu podporządkowane zostały: 13., 15., 16., 17., 18. batalion, grupa mjr. Władysława Smrokowskiego (kompania komandosów i plutony szturmowe 15. Pułku Ułanów) oraz szwadron 4. Pułku Pancernego.
Na odcinku 5. KDP walka o Widmo rozpoczęła się jeszcze przed rozpoczęciem drugiego natarcia, kiedy dowódca dywizji nakazał wypad jednej kompanii 16. batalionu na północny grzbiet Widma. Żołnierze 4. kompanii kpt. Adama Łempickiego pokonali pas szerokości 60–70 m, porośnięty krzakami. Na polu minowym został ciężko ranny najmłodszy żołnierz oddziału strz. Witold Sokołowski, który po wybuchu miny krzyczał do kolegów: „tędy – już jej nie ma”. Po wyjściu z krzaków plutony I i III dostały się pod silny ogień niemieckiej broni maszynowej z Widma. Nie zatrzymało to polskich żołnierzy, którzy w kilkanaście sekund pokonali dzielące od bunkrów 70–80 m odkrytego terenu. ,,Nie spodziewałem się – pisał kpt. Łempicki – że mimo tak silnego ognia plutony z taką energią pójdą na «bunkry» […]. Dowódcy plutonów ppor. Piotrowski i pchor. Januszkiewicz wykazali [się] niezwykłą odwagą i energią […], że tak szybko przeniknęli aż pod schrony, gdzie teren skalisty umożliwiał ukrycie się, spowodowało to, że kompania poniosła stosunkowo niewielkie straty”.
Powodzenie tej akcji zachęciło płk. Rudnickiego do wprowadzenia do walki pozostałej części batalionu. 16 maja o godz. 23 północna część Widma została zajęta przez 16. batalion mjr. Andrzeja Stańczyka.
Po tym sukcesie do akcji wprowadzono 15. batalion, który miał nacierać na środkową część Widma. 17 maja o godz. 7.15 Polacy opanowali część południową wzgórza. Żołnierze 15. batalionu, którzy wdarli się na Widmo, utrzymali zdobyte stanowiska do świtu 18 maja. Wówczas przez ich pozycje przeszły następne bataliony 5. Dywizji, kierując się na wzgórza S. Angelo i 575. „Skrwawiony i wymęczony baon Wilków odszedł znów do rejonu wyczekiwania B”.
Dowódca 5. KDP obawiał się, że po opanowaniu Widma biorące tam udział w walkach bataliony nie będą już zdolne do wysiłku i postanowił skierować na San Angelo 17., a następnie 13. batalion oraz grupę mjr. Smrokowskiego. Po kilku godzinach walk 17. batalion zdobył Małe San Angelo, natomiast zajęcie wzgórza San Angelo nie powiodło się. O godz. 10 Niemcy przypuścili silny kontratak na pozycje polskiego batalionu. Nastąpił kryzys boju. Wówczas kpt. Jan Leśkiewicz zaintonował: „Jeszcze Polska nie zginęła”, żołnierze podchwycili słowa hymnu i walka rozgorzała na powrót. Ale po kilku godzinach zaczęło brakować amunicji. Dowódca 17. batalionu mjr Mieczysław Baczkowski wspominał: „w dniu 17 maja krwawiliśmy się pod szczytem [San Angelo] od świtu do nocy, nie mogąc go zdobyć. Leżeliśmy naprzeciw siebie, wybijając się nawzajem”.
Idący za nim 13. batalion także dotarł na Małe San Angelo i również jego ataki na San Angelo nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Do natarcia żołnierzy prowadził dowódca oddziału ppłk. Kamiński. Niemcy byli bardzo dobrze wstrzelani w ścieżki, po których poruszali się Polacy. Jedna z serii ckm dosięgła ppłk. Kamińskiego, który zginął na miejscu.
Ponieważ natarcie 13. batalionu nie osiągnęło wyznaczonych pozycji, do oddziału przybył dowódca 5. WBP płk Kurek, który nakazał kontynuowanie ataku. W czasie powrotu płk Kurek zginął od pocisku moździerzowego. Na nowego dowódcę natarcia płk Rudnicki wyznaczył ppłk. Feliksa Machnowskiego.
Dowództwo 13. batalionu objął mjr. Jan Zychoń, jeden z najwybitniejszych oficerów polskiego wywiadu w okresie międzywojennym. I on wkrótce zginął. Moment jego śmierci zapamiętał Stanisław Żurakowski: „Pada jeden, drugi pocisk, mjr Stańczyk przyklęka, bo nigdy nie padał, ja klękam choć wolałbym upaść, ale fason mi nie pozwala, a mjr Zychoń opiera mi się na ramieniu, żeby uklęknąć i jęknął. Poderwałem się i przez moje ręce zwalił się na ziemię. Ułożyłem go na wznak, podniosłem mu głowę, a on mówi: «za Polskę i dla Polski» i to był zdaje się koniec”.
Niemieckie kontrataki nie przeszkodziły w zdobyciu Małego San Angelo, które udało się całkowicie opanować do godz. 17. Jednak mimo ataków wszystkich biorących udział w natarciu oddziałów 5. Dywizji opanowano tylko północne stoki wzgórza San Angelo.
Wprowadzony do walki w godzinach popołudniowych 18. batalion rozpoczął natarcie od likwidacji niezdobytych jeszcze na Widmie bunkrów.
Na odcinku natarcia 3. Dywizji 17 maja do walki została wprowadzona 2 Brygada Strzelców Karpackich płk. dypl. Romana Szymańskiego. Jej zadaniem było przełamanie niemieckiej obrony i zajęcie wzgórz 593 i 569 oraz przy pomocy czołgów 4. Pułku Pancernego związanie i obezwładnienie niemieckich oddziałów na Massa Albaneta.
Jako pierwszy do walki wyruszył 4. batalion ppłk. Karola Fanslaua, który po ciężkich walkach wszedł na wzgórze 593 i rozpoczął likwidację niemieckich bunkrów. Kpr. pchor. Feliks Redlarski wspominał: „por. Władysław Baran [dowódca 1. kompanii] zbiera resztki pierwszego i drugiego plutonu – wszyscy za mną naprzód. Ani kroku do tyłu! Podchodzi pod same bunkry. […] Żołnierze podrywają się. Lecą na Niemców granaty. Wtem – Jezus Maria! Ostatni krzyk i dowódca kompanii zwalił się na skałę jak podcięty pień”. Mimo zaciętej walki nie udało się opanować wyznaczonych punktów. Około południa w atakujących kompaniach zginęła lub została ranna większość oficerów. Wówczas do walki płk Szymański wprowadził 5. batalion ppłk. Karola Piłata. Po przybyciu posiłków walka rozgorzała na nowo.
W trakcie opanowywania wzgórza zginął skoszony serią niemieckiego karabinu maszynowego dowódca 4. batalionu ppłk. Fanslau. Na krótko dowództwo objął towarzyszący w walce obserwator artyleryjski mjr Józef Stojewski- -Rybczyński. Pchor. Tadeusz Czerkawski pisał: „Poszedł na górę z-ca d-cy [3] Pułku [Artylerii Lekkiej] mjr Stojewski-Rybczyński – maleńki, na ułańskich nogach. O kolana obijał mu się potężny pistolet. A kiedy padł po południu ppłk Fanslau, prowadząc 4 Batalion SK do natarcia na 593, nasz popularnie zwany «Jóźko» – poderwał się i nawoływał piechotę do ataku, ale został skoszony volltreferem. Tak zginał mjr Stojewski-Rybczyński, chłop dusza, żołnierz wierny Rzeczypospolitej”. Ostatecznie dowództwo batalionu objął mjr Melik Somchjanc, a dowództwo nad wszystkimi polskimi oddziałami w rejonie wzg. 593 ppłk Piłat. Wzgórze 593 karpatczycy opanowali po krótkiej walce nad ranem 18 maja, natomiast wzg. 569 udało się zająć bez walki.
W tym samym czasie 6. batalion mjr. Kazimierza Różyckiego przy wsparciu czołgów 4. Pułku Pancernego walczył w Gardzieli i dążył do opanowania Massa Albaneta oraz wspierał natarcie 4. batalionu na wzgórzu 593. O godz. 10 mjr Różycki odprawił do natarcia 2. kompanię por. Mieczysława Brzozowskiego. Kiedy minęła ona tzw. domek doktora, dowódca 6. batalionu meldował do Sztabu 2. Brygady: „2 kompania przechodzi na stok zachodni 593 – Massa Albaneta, zawiadomić czołgi”. O godz. 11.15 por. Brzozowski nadał meldunek: „jestem na stoku 593 przed Massa Albaneta. Proszę o ześrodkowanie ognia moździerzy na folwark. Wyruszam do szturmu”.
Ppor. Mieczysław Białkiewicz z 4. Pułku Pancernego pisał: „po opadnięciu pierwszych dymów otwieramy krótki ogień na ruiny Albaneta i zbocze 593. Obserwujemy sporadyczne skoki karpatczyków, przytłumiane natychmiast seriami Spandauów. Staramy się koniecznie wypatrzeć ich doskonale zamaskowane bunkry. Wreszcie mamy jednego – zdradził go błysk wystrzału. Po dwa przeciwpancerne i granaty opóźniające z działa rozbijają doszczętnie schron ze Spandauem. Teraz zaczyna okładać nas artyleria. «Pięść» [nazwa czołgu] dostaje w wieżę pocisk ze 105-tki. Wybuch ogłusza nas chwilowo, ale nie wyrządza szkody. […] Jesteśmy zupełnie zrozpaczeni, że nie możemy osiągnąć Albaneta i skutecznie pomóc karpackim kolegom”. Nad ranem 18 maja 6. batalionowi przy wsparciu czołgów udało się opanować Massa Albaneta.
Gen. Anders bardzo interesował się działaniami 5. KDP. O godz. 19.40 zadzwonił do dowódcy dywizji, aby ten przedstawił sytuację swoim na odcinku. Gen. Sulik odpowiedział: „Na S. Angelo sytuacja opanowana. Kilka bunkrów w nocy będzie na pewno zlikwidowane”. Gen. Anders poinformował go wówczas o działaniach 3 DSK. Kilkanaście minut później powiedział płk. Rudnickiemu, „że nie jest jego intencją, by oddziały dalej się krwawiły. Niemcy pewnie w nocy uciekną. Trzymać łączność z Anglikami i Kiedaczem. Bunkrów nie likwidować”.
O godz. 20.35 płk dypl. Rudnicki zawiadomił gen. Andersa o zdobyciu szczytu San Angelo. O godz. 23.30 mjr Leon Gnatowski zameldował, że po walkach na stokach tego wzgórza z jego grupy pozostało 112 ludzi: z oddziałów mjr. Smrokowskiego, mjr. Baczkowskiego, kpt. Tadeusza Pawulskiego i rtm. Różyckiego. Wzgórze 575 zostało opanowane dopiero 19 maja rano przez żołnierzy 15. batalionu.
Z meldunków przekazanych 18 maja do sztabu 3. DSK wynikało, że niemiecki opór był bardzo słaby. W związku z tym gen. Duch wydał rozkaz dowódcy 12. Pułku Ułanów Podolskich mjr. Leonowi Bittnerowi wysłania na wzgórze klasztorne grupy szturmowej. O godz. 9.30 do opuszczonych przez Niemców ruin klasztoru na Monte Cassino wkroczył patrol pułku pod dowództwem por. Kazimierza Gurbiela, który zawiesił na ruinach klasztoru proporczyk pułkowy.
Ppor. Witold Domański z referatu kultury 3. DSK tak zapamiętał pierwsze chwile po zdobyciu klasztoru: „Klasztor milczy jak zaklęty. Patrząc przez lornetkę dostrzegamy niewielką grupę żołnierzy, wspinających się po zboczu. […] Ta ziemia, po której stąpamy była dotychczas terenem nieprzyjaciel[1]skim. Cóż za dzikie zniszczenie. Z lasku rosnącego na stokach 445 pozostały tylko poobgryzane kikuty pni i konarów. Na ziemi lej koło leja. Teren jest suto okraszony minami, ale w podnieceniu nie zwracamy na to uwagi. […] Ułani weszli już na wierzchołek góry i widać ich jak myszkują po dziedzińcu. W kilka minut żołnierze wyprowadzają z jakiegoś zakamarka kilkunastu Niemców. Schodzą z góry i mijamy ich po drodze. Patrzę na zegarek – godzina 10.30”.
Wśród ruin znaleziono 16 żołnierzy niemieckich, przeważnie rannych, z podchorążym na czele. „Widać było – pisał ppor. Gurbiel – że żołnierz nieprzyjaciela był pierwszej klasy, karny i dyscyplinowany. Rozmawialiśmy z jeńcami po niemiecku. Podchorąży poprosił, żeby mu dać 15 minut czasu na oporządzenie się. Oczywiście zgodziłem się. Zebrałem jeńców, którzy mogli iść, za wyjątkiem trzech, czy czterech ciężko rannych, i odesłałem ich do szwadronu”.
O godz. 10.45 gen. Duch wydał rozkaz zatknięcia na murach klasztoru flagi państwowej. Rozkaz ten wykonał mieszany patrol z 4. i 5. batalionu. Wkrótce z rozkazu gen. Andersa obok polskiej flagi zawisła flaga brytyjska.
18 maja o godz. 18 londyńskie radio BBC nadało komunikat kwatery głównej wojsk sojuszniczych we Włoszech: „Cassino i klasztor zostały zdobyte. Końcowe natarcie na miasto wykonały wojska brytyjskie, podczas gdy wojska polskie zajęły klasztor. Nieprzyjaciel został całkowicie wymanewrowany przez armie alianckie we Włoszech w wyniku pierwotnego przełamania linii Gustawa przez 5 Armię”.
Mimo opuszczenia klasztoru nieprzyjaciel nadal bronił się zaciekle w pasie natarcia 5. KDP. Atakujące Winnicę oddziały znalazły się pod silnym ogniem niemieckiej broni maszynowej ze wzgórz 575 i Pizzo Corno oraz z bunkrów na południowym stoku San Angelo. Na odcinku 5. KDP trwały walki o całkowite opanowanie San Angelo i wzgórza 575. Ostatecznie 18 maja o godz. 19.30 pierwsze wzgórze zajęli komandosi mjr. Smrokowskiego, natomiast drugie zostało opanowane dopiero rano 19 maja przez żołnierzy 15. batalionu.
Rankiem 19 maja cały masyw Monte Cassino był w rękach polskich. Sukces 2. Korpusu polegał na umożliwieniu brytyjskiemu XIII Korpusowi wejścia w dolinę Liri bez obawy, że jego północne skrzydło mogło zostać zaatakowane przez nieprzyjaciela z rejonu masywu Monte Cassino.
25 maja pole bitwy wizytował gen. Anders, który w swoich wspomnieniach napisał: „jakże straszliwy widok przedstawia pobojowisko. Naprzód zwały nie wystrzelonej amunicji wszelkiego kalibru i każdej broni. Wzdłuż ścieżki górskiej – bunkry, schrony, wysunięte punkty opatrunkowe. Białe taśmy wytyczają rozminowaną drogę. Gdzieniegdzie stos min. Trupy żołnierzy polskich i niemieckich splecione w ostatnim śmiertelnym zwarciu. Powietrze przesycone wyziewami rozkładających się zwłok”.
Po zajęciu masywu Monte Cassino przez polski 2. Korpus i przełamaniu niemieckiej obrony na Rapido przez brytyjski XIII Korpus oraz działania kanadyjskiego I Korpusu, który doszedł do Linii Hitlera, feldmarsz. Kesselring obawiał się, że najłatwiejszy dostęp do Rzymu będzie stanowiła droga nr 6. Opinia dowódcy niemieckiej Grupy Armii C uległa zmianie na skutek działania amerykańskiej 5. Armii, szczególnie Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego (FKE) gen. Alfonsa Juina w Górach Auruncyjskich. FKE dzięki waleczności marokańskich i algierskich dywizji zdołał między 11 a 18 maja wbić się głęboko w niemiecką obronę. To właśnie na jego odcinku 13 maja został przełamana niemiecka Linia Gustawa.
W dalszej fazie walk FKE miał działać na prawym skrzydle amerykańskiej 5. Armii na styku z brytyjską 8. Armią. Zadanie to wymagało prowadzenia operacji cały czas w terenie górskim – w Górach Ausońskich i Lepińskich. To właśnie na styku FKE i 8. Armii doszło do najcięższych walk. Gdy 18 maja Francuzi opanowali San Oliva, niemieckiej Linii Hitlera groziło przeskrzydlenie. W związku z tym feldmarsz. Kesselring całą swoją uwagę i wysiłek poświęcił na zatrzymanie oddziałów francuskich. Do akcji weszła niedawno podciągnięta niemiecka 26. Dywizja Pancerna. Niemiecki kontratak zwolnił na chwilę szybkość natarcia FKE. Do ciężkich walk doszło o Pico. Gen. Juin śmiałym manewrem wzdłuż korytarza pomiędzy Liri a górami 20 maja wieczorem zdołał przekroczyć drogę Pico–Pontecorvo. Dzięki temu następnego dnia opanował Monte Morrone i Monte Leucio. To doprowadziło do przełamania Linii Hitlera na odcinku Pico–Pontecorvo.
W tym samym czasie amerykański II Korpus opanował Gaetę i w następnych dniach nacierał w kierunku Rzymu wzdłuż wybrzeża.
Jednak dowództwo niemieckie, mimo sukcesów alianckich na południowym odcinku frontu, nie zamierzało opuścić linii Hitlera na odcinku Pontecorvo–Aquino–Piedimonte–Cairo. Dowództwo niemieckiej 10. Armii przerzuciło część sił na swoje południowe skrzydło nad Liri dzięki dobrze ufortyfikowanej linii na odcinku Piedimonte–Cairo na północy. Gen. Alexander, obawiając się znacznych strat podczas walk w terenie górskim, nie zdecydował się na manewr oskrzydlający doliny Liri wykonany przez brytyjski XIII Korpus i kanadyjski I Korpus. W związku z tym droga nr 6 nadal była zablokowana.
23 maja rozpoczęło się natarcie brytyjskiej 8. Armii na Linię Hitlera. W działaniach wziął udział kanadyjski I Korpus i dywizja z brytyjskiego XIII Korpusu. Dwa dni później Linia Hitlera została przełamana. W walkach o Piedimonte wzięła udział wydzielona z polskiego 2. Korpusu Grupa „Bob”, a Monte Cairo opanowali ułani z 15. Pułku Ułanów Poznańskich.
Równocześnie z natarciem brytyjskiej 8. Armii w dolinie Liri amerykańska 5. Armia rozpoczęła natarcie amerykańskiego VI Korpusu gen. Luciana Truscotta z przyczółka pod Anzio i FKE, który miał wyprowadzić natarcie od strony północnych wylotów Gór Auruncyjskich na tyły niemieckie.
25 maja sytuacja niemieckiej 10. Armii stała się krytyczna. Niemcy nie mieli już żadnych odwodów. Jedynie odwrót mógł uratować resztki ich oddziałów. Na to jednak nie godził się Berlin. Gdy wiadomość o planowanym odwrocie dotarła do Hitlera, ten, pełen złości, zabronił tego manewru. Wobec tego dowódca niemieckiej 10. Armii przeprowadził rozmowę z szefem sztabu LI Korpusu gen. Valentinem Feuerteinem, której przebieg był następujący: „Vietinghoff: Chciałbym podkreślić, że stosownie do rozkazu Führera linia Melfy musi być trzymana przez pewien czas. Obecnie wycofanie się z niej jest wykluczone. Elementy przeciwnika, które przekroczyły rzekę, muszą być wyparte z powrotem.
Feuertein: Czuję się w obowiązku zameldować, że nie uratujemy wielu ludzi, jeżeli będziemy musieli utrzymać się za wszelką cenę…
Vietinghoff: Musimy podjąć to ryzyko. Grupa Armii wydała specjalny rozkaz utrzymania pozycji przez dłuższy czas.
Feuerteinem: Melduję, że nieprzyjaciel już przekroczył Melfę w dwóch miejscach i nie mam dyspozycyjnych sił, aby restytuować położenie…”.
W związku z sukcesami FKE oddziały niemieckie znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Sukcesy jednostek amerykańskich 5. Armii zmusiły Hitlera do zmiany poprzedniego rozkazu, nakazującego bezwzględne bronie linii rzeki Melfa i wycofanie jednostek niemieckich na Linię Cezara.
W nocy z 25 na 26 maja amerykański VI Korpus prowadzący operacje z przyczółka pod Anzio wbił się w ugrupowanie obronne niemieckiej 14. Armii gen. Eberharda Mackensena w rejonie miejscowości Cisterna. Dzięki temu oddziały amerykańskie mogły ruszyć w kierunku drogi nr 6. W tym samym czasie amerykański II Korpus parł drogą nr 7 w kierunku Anzio. Dzięki temu doszło do połączenia sił obu amerykańskich korpusów, a to wpłynęło na zmianę decyzji gen. Marka Clarka co do kierunku dalszego uderzenia. Dowódca amerykańskiej 5. Armii był przekonany, że ponieważ dotychczasowe walki przebiegały pomyślnie, jest szansa uderzenia na Rzym z dwóch kierunków: głównymi siłami armii wzdłuż drogi nr 7 wprost na Rzym przez Velletri oraz częścią sił na Valmontone położone przy drodze nr 6. Oprócz czynnika militarnego na decyzję gen. Clarka miał wpływ również czynnik ambicjonalny – Amerykanin chciał bowiem, aby jego wojska wkroczyły do Wiecznego Miasta przed Brytyjczykami.
W rzeczywistości zdobycie Rzymu miało jedyne znaczenie propagandowe. Głównym celem 15. Grupy Armii było okrążenie i zniszczenie jak największej liczby niemieckich jednostek wchodzących w skład 10. i 14. Armii. Dlatego też w planach gen. Alexandra głównym zadaniem amerykańskiej 5. Armii było okrążenie niemieckiej 10. Armii i jej zniszczenie, a nie jak najszybsze dotarcie do Rzymu. W związku z tym premier Churchill dwukrotnie zwracał się do dowódcy 15. Grupy Armii, aby ten zmusił gen. Clarka do okrążenia niemieckiej 10. Armii. Brytyjski premier pisał: „schwytanie przeciwnika w pułapkę znaczy więcej niż zajęcie Rzymu, który i tak zdobędziemy. Ta pułapka jest jedyną rzeczą, która naprawdę się liczy”. W następnym liście Churchill ponownie zwrócił się do gen. Alexandra, aby ten ponownie wpłynął na dowódcę 5. Armii, pisząc: „Ubliżyłbym naszej przyjaźni, jeśli nie powiedziałbym panu, że gloria tego zwycięstwa, już i tak ogromnego, nie będzie mierzona ani zdobyciem Rzymu, ani dotarciem do przyczółka, ale liczbą odciętych niemieckich dywizji”.
Mimo tych interwencji gen. Clark nie zmienił swoich planów. Dzięki temu feldmarsz. Kesselring zdołał wyprowadzić z pułapki na nową linię obrony większość jednostek niemieckiej 10. Armii. Równocześnie niemiecki dowódca ogłosił Rzym miastem otwartym.
4 czerwca 1944 roku jako pierwsza do Wiecznego Miasta weszła amerykańska 88. Dywizja Piechoty. Tym samym zakończyła się czwarta bitwa o Rzym. Straty obu stron były bardzo wysokie – zginęło, zostało rannych lub dostało się do niewoli ok. 100 tys. żołnierzy. W sumie w trwającej pół roku bitwie o Rzym straty obu stron wyniosły ponad 200 tys. żołnierzy. Straty 2. Korpusu Polskiego w bitwie o Monte Cassino wyniosły 923 poległych, 2931 rannych i 345 zaginionych, z których 251 powróciło do oddziałów po zakończeniu walk.
„Przechodniu, powiedz Polsce… Wciąż ta sama prośba ten nakaz… Ale do kogo mówią polegli na Monte Cassino? Słowa polskie mogą być skierowane tylko do Polaków, lecz kto z Polaków może znaleźć się na szczycie góry Cassino, jako przygodny przechodzień, spieszący dalej i tylko przypadkowo mijający poetyczny cmentarz? Polak będzie na Monte Cassino pielgrzymem, turystą, wycieczkowiczem – może iść tu pełen głębokich myśli i wielkich wzruszeń, – może szukać tylko wrażeń estetycznych, – może trafić tu jakby z obowiązku, aby móc kiedyś komuś powiedzieć: byłem” – pisał w 1946 roku żołnierz 2. Korpusu Walerian Charkiewicz.
Zbigniew Wawer, „Szlak bojowy armii generała Andersa” Oficyna Wydawnicza „Mówią Wieki”, Warszawa 2022
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!