W naszym krótkim – i do pewnego stopnia wynikłym spontanicznie – cyklu recenzji, lub też, jak kto woli – przelanych na papier refleksji nad literaturą, nazwijmy ją: łagierniczo-andersowką – chcemy Państwu zaproponować komentarz do memuarów Wacława Grubińskiego.
Jest w Innym świecie Herlinga-Grudzińskiego znamienny fragment, w którym autor opisał okoliczności, w jakich jeden z obozowych więźniów stał się nieprzyjacielem władzy ludowej. Jego jedyną winą, było to, że podczas suto zakrapianej imprezy wystrzelił z broni palnej do portretu Stalina. Wniosek: planował zamach na życie Genseka…
Autor wspomnień „Między Młotem a Sierpem” popełnił z kolei tę nieostrożność, że w roku 1921 napisał sztukę pt. „Lenin”, w której wódz rewolucji został odmalowany z jednej strony negatywnie, z drugiej – cokolwiek komicznie.
W związku z popełnieniem tej zbrodni Wacław Grubiński, który właśnie popełnił kolejną nieostrożność, przedostając się z okupowanej przez Niemców Warszawy do sowieckiej strefy okupacyjnej, a dokładnie do Lwowa, został aresztowany przez NKWD w styczniu 1940 roku. (Sowieckie tajne służby były na tyle dobrze poinformowane o jego ruchach, że wytropiły go nie pod zwyczajowym adresem, ale u znajomych).
Jak przypomniał niedawno Jacek Lizniewicz nie był to zresztą pierwszy raz, gdy Grubiński swym piórem naraził się władzy. Otóż w wydanej w 1907 roku noweli-opowiadaniu pt. „Uczta Baltazara” sportretował Mikołaja I w sposób zaiste nie licujący z majestatem, jakie, zdaniem Rosjan, każdy poddany winien Jewo Wielicziestwu.
Wówczas jednak przed grubszym konsekwencjami wybronił młodego pisarza adwokat Kułakowski, który, uznając prawdziwość maksymy, iż najlepszą metodą obrony jest atak, natarł na prokuratora, że w istocie to on jest skończonym łajdakiem, skoro mógł w rozpustniku Baltazarze doszukać się rysów Mikołaja…
To była jednak gratka, pieszczoty nieledwie. Po kilku rundach rozmów z oficerami śledczymi w owianym złą sławą więzieniu na Zamarstynowie, a później w zakładzie penitencjarnym w Horodni (również na Ukrainie) został Grubiński skazany na karę śmierci poprzez rozstrzelanie.
By chociaż przez chwilę zagęścić opary sowieckiego absurdu tak, jak na to zasługuje, przytoczmy we fragmentach dwie wymiany zdań między reprezentantem Innego Świata z przedstawicielem cywilizacji europejskiej:
– Jak się pan ustosunkował do zajęcia przez Czerwoną Armię zachodniej Ukrainy?
– Ucieszyłem się, że nie cała Polska wpadła w ręce niemieckie.
– Ach, w ten sposób!
– Jeżeli pan się interesował historią Polski, to pan wie, że odwiecznym i nieubłaganym wrogiem Polski są Niemcy. Od zarania naszych dziejów spotykaliśmy się z nielojalnością niemiecką. Niemcy nie dotrzymują umów, uważają je, jak panu wiadomo, za świstki papieru. Jest to naród z gruntu nieuczciwy, operujący bez skrupułu we współżyciu z innymi narodami kłamstwem, oszustwem, zbrodnią. Przecież obecny najazd Niemców na Polskę jest niedotrzymaniem paktu o wzajemnej nieagresji.
– No, tak, niedotrzymaniem! – Uśmiechnął się i dodał: – A w rezultacie Polski nie ma.
– Chwilowo, panie komisarzu.
– Jak to chwilowo? Nie ma i koniec. Na zawsze [niepokój NKWD-isty staje się tym opisie niemalże namacalny – T.]
– Wojna się jeszcze nie skończyła.
– Dla Polski się skończyła.
– Nie. Mamy wojsko i mamy aliantów.
Śledczy parsknął śmiechem i wykrzyknął drwiąco:
– Anglicy i generał Sikorski!
Słowa „komisarza” o ostatecznym końcu Polski można by oczywiście drobiazgowo rozbierać z punktu widzenia psychologicznego, czy też historyczno-imperialnego – wszak dwadzieścia lat wolności, które my Polacy pieścimy w naszej świadomości niczym skarb najdroższy – w obliczu blisko dwustu lat braku suwerenności, a potem niepodległości mogły się NKWD-iście – o ile w ogóle miał w tym jakieś rozeznanie – wydawać pyłkiem lub też wybrykiem historii.
Ja chciałbym jednakowoż pomówić przez chwilę o aspekcie socjologicznym zaistniałej sytuacji (zakładając, że Grubiński nie wymyślił sobie tego wszystkiego od początku do końca).
Pokolenie obecnych trzydziestoparolatków, które załapało się na naukę w tzw. „wolnej Polsce”, ale nie zdążyło ulec dewastacyjnej sile AWS-owskiej reformy edukacji, w wyniku której szkoła przestała uczyć czegokolwiek, może poza przysłowiowym „kolorowaniem drwala”, mogło zapamiętać z lekcji historii, że po zakończonej agresji ZSRS na Polskę ludowy komisarz spraw zagranicznych, Wiaczesław Mołotow powiedział w przypływie szczerości: „z Polski nic nie pozostało”.
W każdym reżimie politycznym urzędnik papla to, co przed nim powiedziała władza, ale nie w każdym robi to z równą dokładnością. Dzieje się tak między innymi w obawie o to, że źle stawiając akcent w zadaniu, skończy się na Kołymie. A bo to nie działy się podobne rzeczy w nieodległych przecież latach 1937-38?
Przekaz Mołotowa w osobie NKWD-isty – mnożonego razy ileś set tysięcy gardeł – zyskuje tym samym pudło rezonansowe, dzięki któremu władza może włożyć ludziom do głowy, co zechce.
Druga rozmowa, której fragment koniecznie chciałbym Państwu przytoczyć dotyczy przedmiotu całego zajścia – sprężyny wydarzeń – która jakkolwiek niewidoczna, stała się powodem maltretowania Wacława Grubińskiego – od teatralnej komedii:
Priwin przestał pisać, zamknął teczkę, wziął arkusz papieru, położył przed sobą i od niechcenia zapytał:
– Więc … zaraz… pańska sztuka pod tytułem „Lenin”… Pan, zdaje się, mówił, że Lenin jest w pańskim utworze postacią dodatnią?
– Tak.
– I komunizmu pan w swojej sztuce nie atakuje?
– Nie.
Odchylił się w tył, szybko wysunął środkową szufladę, sięgnął do jej wnętrza i wyrzucił na biurko książkę dużego formatu w ciemnej oprawie.
– Czy to pańska książka?! – wykrzyknął.
Otworzyłem książkę na tytułowej stronie i udając rozradowanie, zawołałem:
– Mój „Lenin”!
Śledczy porwał się z miejsca i krzyknął tak głośno, że aż mi się to wydało sztuczne:
– Pan nie zwalcza komunizmu?!
– Nie.
– Nieprawda! To jest plugawa książka […] Pan w niej obraża największego geniusza ludzkości, partię komunistyczną i ZSRR!
Wyczekałem chwilę, po czym patrząc prosto w oczy Priwinowi, powiedziałem spokojnie:
– U nas nie mówi się „nieprawda”, bo to jest niegrzeczne. A poza tym ja mówiłem prawdę.
Mongolsko-sowieckie metody przesłuchania wszystkich czasów! Nie wystarczy człowieka dopaść i przedstawić mu prawdziwe, bądź kłamliwe zarzuty (nie ma to koniec końców większego znaczenia, w końcu „paragraf i tak zawsze się znajdzie). NKWD-ista jest w tej scenie panem życia i śmierci biednego literata. Ale to wciąż mało. Trzeba jeszcze – i to w Sowieciarzach niepokoiło mnie już w zasugerowanych wyżej czasach licealnych – by podsądny przyznał się do zarzucanych mu czynów. Jeśli nie chce, to znaczy, że trzeba go do tego nakłonić. Władza totalna potrzebuje totalnego zwycięstwa nie tylko nad ludzkim życiem, ale i nad ludzkim sumieniem.
***
Wacław Grubiński został, jak wiemy, skazany na rozstrzelanie. Blisko trzy miesiące siedział w celi śmierci, gotowy na to, że każdy następny dzień będzie jego ostatnim. Wyrok został wykonany w tym sensie, że oskarżony zdążył pożegnać się z życiem.
Nie pożegnał się jednak z Imponderabiliami, nie zrezygnował z samego siebie – pozostawiając nam we wspomnieniach porażający, utrzymany częściowo w atmosferze purnonsensu, obraz sowieckiego aparatu terroru.
Wiedząc, że jako literat najlepiej odnajdywał się w dramacie, postanowiliśmy oddać głos jego dialogom, które nie uchybiając historycznej prawdzie – nie mamy co do tego wątpliwości – są również wspaniale ułożone.
Cześć Twojej pamięci – „deprawatorze młodzieży”, jak nazywały Cię przed wojną starsze panie.
Telesfor
„Między młotem a sierpem”
Wacław Grubiński
Wyd. Czytelnik (1990)
1 komentarz
Jarema
12 grudnia 2017 o 08:48Dobry tekst. Książka pewnie także.