Przyszedł na świat w Kurlandii. W międzywojniu grywał role w teatrach całej Polski, od Wilna, poprzez Warszawę, aż po Lwów. Po drugiej wojnie światowej trafił na ekrany filmowe, grając niejednokrotnie także w produkcjach przesyconych komunistyczną propagandą. Jednakowoż Stanisławowi Jaśkiewiczowi, o którym mowa, zdarzyły się dwie, skrajnie przeciwne role, które z pewnością zostaną zapamiętane i są dość swoistą przestrogą.
Urodzony w 1907 roku, a zmarły w 1980 aktor, nie dożył wprawdzie ery Internetu, nie stał się czołowym celebrytą, a jednak gra w spektaklach telewizyjnych i w filmach zapewniła mu w oczach współczesnej widowni należne miejsce. Karierę filmową rozpoczął w 1937 roku udziałem w filmie fabularnym „Płomienne serca”. Ta znamienna produkcja, dziś powiedzielibyśmy „propagandowa” miała pokazać potęgę polskiej armii międzywojennej.
Co istotne Jaśkiewicz, zagrał w niej jednego z czterech głównych bohaterów, nierozłącznych przyjaciół, którzy w odpowiedzi na apel naczelnego wodza zgłaszają się przed studiami do wojska. Ta polska „sanacyjna” armia, której jednego z żołnierzy zagrał aktor broniła się w niekorzystnych geostrategicznie warunkach przez miesiąc. Biła się z przeważającymi siłami wroga, zarówno przed Niemcami, jak i sowietami. Szkoda, że świetny aktor w 1953 roku wziął udział w propagandowej PRL -owskiej produkcji pt. „Domek z kart”. Film ten drwił sobie z siły wojska międzywojennej Polski. Zagrał tam nie byle kogo, bo premiera RP, gen. Felicjana Sławoja Składkowskiego.
Wziął udział w zasadzie w dwóch bardzo ważnych, zarówno dla II RP, jak i PRL – kontrujących siebie produkcjach. Druga z nich rozpoczęła utrwalanie wizji słabego Wojska Polskiego, która powielana jest do dzisiaj przez większość Polaków. Po tym też można ocenić jej skuteczność. Tymczasem, gwoli prawdy należy dla porównania wspomnieć o Francji, która uchodziła przed wojną za jedno z głównych mocarstw. Armia francuska bijąc się tylko z Niemcami, a mając siły nieomal im dorównujące oraz skierowany przeciwko sobie atak z jednej tylko strony broniła się niewiele dłużej niż Polska. Dodajmy jeszcze, że Francuzi dysponowali przy granicy linią Maginote’a, osłaniało ich łatwe do obrony górskie pasmo Arden oraz mieli brytyjską i polską pomoc wojskową. Analogicznej pomocy daremnie oczekiwała Polska we wrześniu 1939, która podarowała Francuzom coś istotnego – cenny i zmarnowany czas.
To wszystko przemilcza film z 1953 roku. W ten sposób talent aktorski łotewskiego Polaka został wykorzystany w dwóch skrajnie przeciwnych kierunkach. Dziś można tylko rozważać czy udział Jaśkiewicza, który zasłynął dzięki pierwszej produkcji – był przypadkowy w drugiej. Kurlandzki aktor ze szczególnymi zdolnościami wcielał się w rolę we wszelkiego rodzaju fi lmach historycznych i wojennych. Co ciekawe w dwóch superprodukcjach bloków wschodnich, pod wodzą Mosfi lmu „Wyzwolenie” i „Żołnierze Wolności” – zagrał dwukrotnie amerykańskiego prezydenta Franklina D. Roosvelta.
Grywał role nobliwe, ludzi ułożonych i na stanowiskach. Można się bez kłopotu domyślić, że ze swojego rodzinnego polskiego domu wyniósł ogładę i ujmujący, charakterystyczny sposób bycia. Świadczy to o dwóch rzeczach. Pierwsza to jak wysoką i wspaniałą kulturę mają w swoim dziedzictwie łotewscy Polacy. Druga zaś: jak do przeciwstawnych, skrajnie różnych – dobrych i złych celów można wykorzystać utalentowanego człowieka, gdy się znajdzie w odpowiednim lub nieodpowiednim otoczeniu.
Aleksander Szycht
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!