Przez własną głupotę i brak wiedzy białoruski dyktator naraził się w czasie wizyty w Mongolii na poważny gniew Moskwy. Putin może mu daruje, na zasadzie, że „co tu od głąba wymagać”, ale nacjonalistyczna rosyjska propaganda – z pewnością nie.
Jednym z punktów wizyty było odwiedzenie w asyście mongolskich oficjeli Muzeum Czyngis-chana w Ułan-Bator. Trudno powiedzieć, czy ktoś z organizatorów celowo zaplanował taką prowokację, czy po prostu – nie pomyślał. Dość, że Łukaszenka wpadł jak śliwka w kompot.
W czasie zwiedzania pokazano mu interaktywną mapę, na której zobrazowano jak w XIII wieku Imperium Mongolskie stopniowo podbijało tereny ówczesnej Rusi, w tym oczywiście przede wszystkim obecnej Rosji. Ktoś zapytał Łukaszenkę, czy podoba mu się to, co widzi. „Ekspozycja budzi zachwyt!” – wypalił białoruski dyktator. Gratulujemy dyplomatycznego refleksu.
Wkrótce potem Łukaszenka, który sam siebie nazywa „historykiem”, pogrążył się ostatecznie. W wygłoszonym „wykładzie”, ku zdumieniu wszystkich obecnych oświadczył, że „Czyngis-chan doszedł do granic Białorusi, ale dalej nie, bo udało się z nim porozumieć”. Przy okazji dyktator dorzucił standardowy zestaw oszczerstw pod adresem USA.
Prezydent i pozostali przedstawiciele władz Mongolii, dla których mimo socjalistycznej formy rządów w tym kraju, USA są ważnym partnerem, słuchali tego z kamiennymi twarzami. Można powiedzieć, że tym wystąpieniem Łukaszenka zrobił wspaniały prezent pro-demokratycznej opozycji w Mongolii przed czerwcowymi wyborami parlamentarnymi, który ta nie omieszka wykorzystać w kampanii.
Opozycja powitała zresztą Łukaszenkę protestami w centrum Ułan-Bator, doszło do zatrzymań. Jeszcze przed wizytą stojący na jej czele były prezydent Cachiagijn Elbegdordż wezwał do aresztowania dyktatora i wysłania go do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze za zbrodnie przeciw ludzkości na Białorusi i wspieranie zbrodni wojennych na Ukrainie (Mongolia jest stroną Rzymskiego Statutu MTK).
W tej sytuacji duża część mediów, zamiast relacjonować wizytę, skupiła się na debacie, „czy Łukaszenkę trzeba aresztować, czy nie”. W końcu dyktatorowi puściły nerwy i wbrew regułom dyplomacji zaatakował dziennikarzy kraju, w którym gościł, oskarżając ich, że „są zaangażowani po jednej stronie, nie wiedzą co się dzieje i wrzucają to co piszą społeczeństwu”.
Tym samym spełnił wszystkie cechy przypisywane zwykle słoniowi w składzie porcelany. Zaszkodził władzom, które go zaprosiły, stawiając je w bardzo niezręcznej sytuacji, pomógł opozycji, wszystkich poobrażał, sam wyszedł na durnia i nieuka i kolejny raz podpadł rosyjskim nacjonalistom. Jak na kilkudniową wizytę, to naprawdę imponujący wynik.
KAS
2 komentarzy
Jagoda
3 czerwca 2024 o 16:18„Głupcy ględzą, tchórze milczą, a mądrzy słuchają”
Pytajniczek
3 czerwca 2024 o 18:22Po co kupować bilet do cyrku jak mamy kacapstan i białoruś? W zaistniałej sytuacji wróżę ciężkie czasy dla branży cyrkowo-rozrywkowej.