12 września Aleksander Łukaszenka w ramach przedwyborczej kampanii PR spotkał się z przedstawicielami mniejszości narodowych mieszkających na Białorusi.
Dialog z mniejszościami w przededniu tzw. „Dnia Jedności Narodowej” (święto ustanowione na Białorusi w 2021 roku w rocznicę napaści ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku) został pomyślany jako działanie propagandowe, jednak pojednawcza rozmowa o przyjaźni i jedności zakończyła się jak zwykle wyrzutami i oskarżeniami wobec Polaków ze strony białoruskiego dyktatora — zauważa białoruski politolog Walery Karbalewicz na portalu Radia Svaboda/Wolna Europa.
Polaków z Białorusi reprezentował Aleksander Songin, szef podporządkowanej białoruskiemu reżimowi organizacji „Związek Polaków na Białorusi”, który osobiście zwalczał polską oświatę na Białorusi.
Karbalewicz wskazuje, że Łukaszenka na początku spotkania dużo mówił o przyjaźni, jedności narodowej, pokoju, tym międzyetnicznym i międzyreligijnym.
A kiedy przeszli do tematu dialogu, odsunął przygotowany tekst i zaczął mówić od siebie. I oto okazało się, że jego prawdziwe myśli są zupełnie inne. Pojęcia „pokoju” i „przyjaźni” zupełnie nie odpowiadają charakterowi Łukaszenki. On jest naturalnie obciążony konfliktem.
Politolog zwraca uwagę, że z jego komentarzy jasno wynikało, że widzi wokół samych wrogów, z którymi trzeba ciągle walczyć.
Na przykład polscy sąsiedzi. Z jednej strony, zdaniem Łukaszenki, „99% Polaków rozumie naszą politykę i jestem pewien, że ją popiera”. A z drugiej strony przygotowują się do wojny i zajęcia terytorium Białorusi:
„Czego oni chcą od nas ci Polacy? No cóż, oczywiście znowu chcą zachodniej Białorusi, zachodniej Ukrainy” — cytuje wypowiedź Łukaszenki politolog i podkreśla, że to dlatego władze białoruskie przygotowują się do wojny z Polakami.
Łukaszenka powiedział też, że granica jest wzmacniana i w przypadku konfliktu Polska „umieści tam tysiące żołnierzy”.
Białoruski dyktator stwierdził też, że Mińsk jest gotowy wydać Polsce więzionego od 3,5 roku dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta, ale to rzekomo Warszawa nie chce go przyjąć.
Poczobut, Poczobut, Poczobut! Słuchajcie, weźcie go sobie. Ale on (przedstawiciel Polski – przyp. red.) mówi: „Ja tam (na Białoruś – przyp. red.) po niego nie pojadę, nie potrzebne mi to”,
– bredził dyktator, cytowany przez propagandystów z rządowej agencji Biełta.
Walery Karbalewicz zwraca uwagę, że Łukaszenka świadomie myli pojęcia „deportacja” i „uwolnienie”. Z jego słów wynika, że władze białoruskie są gotowe deportować Poczobuta do Polski. Andrzej jest jednak urodzonym w Grodnie obywatelem Białorusi, tam ma rodzinę, rodziców, nie chce wyjeżdżać z kraju swoich przodków. A istniejący reżim po prostu z jakiegoś powodu nie chce go uwolnić.
ba za svaboda.org
3 komentarzy
Krzysztof
16 września 2024 o 14:55półkownikowi łukaszence pieprzy się w głowie
validator
16 września 2024 o 15:34Łukaszenka to zwykły buc. Cwany, ale buc.
Iwona
16 września 2024 o 18:38Co do Zachodniej Białorusi to jeszcze cwelu będziesz prosił Nas…