Tak się złożyło, że tę książkę Pawła Sekuły można czytać jako suplement do serialu HBO „Czarnobyl”, który wstrząsnął widzami na całym świecie. Jest to bardzo rzetelna i równie wstrząsająca monografia mniej znanego „wątku łotewskiego” dotyczącego katastrofy czarnobylskiej.
W książkach, artykułach czy filmach mówi się w związku z katastrofą w elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1986 roku głównie o wysiłku i cierpieniach narodów ukraińskiego, białoruskiego i rosyjskiego. Sam Sekuła jedną ze swoich poprzednich monografii poświęcił właśnie temu, jak tragedia ta wpłynęła na Ukrainę. Ale przecież ZSRS składała się z wielu innych zniewolonych narodów. W całym Związku Sowieckim mobilizowano zwykłych ludzi do jednego z najbardziej koszmarnych zadań, jakie można było sobie wyobrazić – likwidacji skutków katastrofy, co wiązało się przecież z dużym prawdopodobieństwem straszliwej śmiertelnej choroby, i w istocie często do tego prowadziło. Stosunkowo wielu ludzi wcielano do oddziałów wojska czy obrony cywilnej na Łotwie, Estonii i Litwie. Autor książki skupia się szczególnie na wątku łotewskim.
Jego łotewscy rozmówcy nie mają wątpliwości, że był to ostatni rozdział cierpień ich narodu, jakich zaznał ze strony sowieckiego okupanta. Ostatni akt wyzyskiwania i przemocy ze strony Moskwy. Przeżycia, opowieści i tragedie, które były udziałem mimowolnych łotewskich bohaterów ostatniej wielkiej akcji państwa sowieckiego wpłynęły na narastanie nastrojów niepodległościowych przyspieszając rozpad ZSRS. Tak było zresztą i w innych republikach sowieckich. Wszak nie przez przypadek pierwsze otwarte wystąpienia przeciwko Kremlowi zaczęły się od ruchów ekologicznych.
Wartością tej książki jest też całe tło historyczne. W Polsce w zasadzie wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jakiej inżynierii społecznej poddane były narody bałtyckie, które stanęły na skraju unicestwienia. Nie w sensie ludobójstwa, ale w sensie sowietyzacji krajów bałtyckich. Gdyby ZSRS potrwał jeszcze parę dekad, prawdopodobnie nie byłoby już praktycznie narodów bałtyckich. A szczególnie trudna była już w latach 80. sytuacja właśnie Łotyszy, którzy stawiali się mniejszością we własnym kraju.
Sednem tej książki są po prostu świadectwa tych, którzy opowieści o tych, którzy nie przeżyli. Podobnie jak w serialu „Czarnobyl” czy książkach Swiatłany Aleksijewicz mamy chwytające za gardło i przerażające historie „biorobotów” (bo tak nazwano „przymusowych ochotników” rzuconych do usuwaniu bezpośrednich skutków katastrofy i dekontaminacji tzw. strefy wykluczenia wokół Czarnobyla), nie wyposażonych ani w pełną informację o wszystkich zagrożeniach, ani w komplet odpowiedniego sprzętu, ani nawet wiedzę o stanie swojego zdrowia (ich własne wyniki badań przed nimi utajniano!). Panował bałagan i instrumentalne traktowanie, uwijało się też KGB. Mimo to, dochodziło do protestów, a nawet punktowych buntów.
Ta książka to kolejny hołd złożony tym ludziom, „likwidatorom Czarnobyla”, tutaj akurat pochodzącym z Łotwy (nie tylko etnicznym Łotyszom, ale też pochodzącym z Łotwy Rosjanom, Polakom, Ukraińcom, Białorusinom itd.). Gdyby nie ich ofiara i poświęcenie, skutki katastrofy czarnobylskiej byłyby dużo straszniejsze dla regionu i dla całej Europy. Jednocześnie, gdyby ZSRS nie był państwem totalitarnym i tak zakłamanym, prawdopodobnie ofiar wśród tych mimowolnych bohaterów byłoby dużo mniej. Natomiast, gdyby nie ta katastrofa i to, jak władze sowieckie do niej podeszły, ZSRS nie upadłby tak szybko.
Marcin Herman
Paweł Sekuła, Likwidatorzy Czarnobyla. Nieznane historie, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2019
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!