Przedwczoraj minęła rocznica śmierci księcia Józefa Poniatowskiego. Ważną rolę w jego życiu odegrały miejsca położone na rozległym obszarze Kresów wschodnich Rzeczpospolitej. Różne związki łączyły go z ziemiami litewsko-białoruskimi, ale przede wszystkim z Ukrainą.
Są postacie historyczne, które tak silnie i jednoznacznie kojarzą się z jakimś miejscem na Ziemi, że wystarczy pomyśleć jedno, by natychmiast przyszło do głowy i drugie. Idealnym przykładem może być tutaj Immanuel Kant, który całe swoje długie 80-letnie życie spędził w Królewcu, nigdy z niego wyjeżdżając.
Inaczej rzecz ma się z księciem Józefem: urodzony w Wiedniu, do czasów Sejmu Wielkiego mieszkał głównie w imperium Habsburgów, później walczył na Ukrainie, w latach 1792-1794 przebywał w Brukseli i ponownie w Wiedniu, za czasów napoleońskich bił się na ziemiach litewsko-białoruskich, zmarł w Lipsku – kolejne miejsce! – pochowany zaś jest w Krakowie. Oczywiście, dużą część życia spędził w Warszawie lub w pobliskiej Jabłonnie, najsłynniejszą swoją bitwę stoczył pod Raszynem, czyli na przedpolach stolicy, tu też pełnił służbę jako minister wojny. Wszystko to prawda. A jednak nawet bez zagłębiania się w skomplikowane itinerarium księcia widać, że był on nie tylko człowiekiem w ciągłym ruchu, ale, że kolejne miejsca, z którymi się stykał, silnie na niego oddziaływały.
A jak to jest z obecnością Kresów w jego życiu?
Litwa
Zacząć wypada nam od terenu dzisiejszej Litwy, ponieważ związki łączące Poniatowskiego z tą krainą mają najbardziej homogeniczny charakter.
Przyzwyczajony do życia na wysokim poziomie, książę Józef potrzebował dużych pieniędzy. Dopóki żyli jego stryjowie, Stanisław August oraz Michał, mogli oni wspierać synowca zastrzykami gotówki. Jednak obaj zabrali się z tego świata jeszcze przed końcem stulecia, Pepi natomiast po upadku Polski nie pełnił żadnej funkcji, która zapewniałaby mu stały dochód. Owszem, car Paweł I (1796-1801) złożył mu propozycję wstąpienia na służbę rosyjską, ale nasz bohater wymówił się chorobą, czym dał delikatnie do zrozumienia, że nie zależy mu na protekcji Petersburga. Miał swoją godność.
Z czegoś jednak musiał żyć. I tu właśnie wychodzi na światło dzienne szereg miejscowości położnych na Litwie. Większość z nich jest tak małych, że potrzeba naprawdę dobrej mapy, żeby je odnaleźć. Uszpole (Uszpol), Bejsagoła, Żyżmory – są to nazwy dla polskiego ucha kompletnie nieznane. Trochę lepiej jest z Wieloną – miasteczkiem z racji znajdującego się tu pałacu Zaleskich polecanym przez polskie przewodniki.
Wszystkie wyżej wymienione miejscowości stanowiły w jakimś momencie życia Poniatowskiego źródło jego dochodów. Najdłużej – od lat 70. XVIII stulecia pobierał on z zyski ze starostwa wielońskiego, będącego schedą po zmarłym ojcu Andrzeju oraz dwóch kolejnych starostw: żyżmorskiego i uszpolskiego.
Pech jednak chciał, że podczas rozbiorów wszystkie te dobra przypadły w udziale Rosji, niechętne zaś księciu otoczenie Katarzyny zadbało, żeby zostały one obłożone sekwestrem, czyli podległy konfiskacie.
Jak już wspominaliśmy, Paweł I starał się wykonywać gesty pod adresem księcia Józefa. Nie inaczej było w tym wypadku – w roku 1796 car zatwierdził Poniatowskiego jako dożywotniego dziedzica wszystkich posiadanych przez niego dóbr na Litwie. Pewien problem stanowił niejasny status własnościowy Uszpola, niebawem jednak Poniatowski otrzymał w zamian Bejszagołę.
Już wkrótce zresztą sprzedał wszystkie swe litewskie posiadłości i choć stracił na tym finansowo, to przecież zyskiwał niezależność od Petersburga. Odtąd posiadał już dobra jedynie w zaborze pruskim, co sprawiało, że w sprawach finansowych był już tylko petentem Berlina.
Białoruś
Związki Poniatowskiego z dzisiejszymi ziemiami białoruskimi należy określić jako najsłabsze. Wzywał księcia Józefa do Grodna ex-król Stanisław August, ale adresat tych próśb nie bardzo kwapił się, by odwiedzać stryja, na którym ciążyło odium Targowicy.
Później, już w roku 1812, Poniatowski operował wraz z podległym mu V korpusem Wielkiej Armii w czasie marszu na Moskwę i podczas jej tragicznego odwrotu. Wtedy akurat zawitał do Grodna – ponieważ tak wypadała mu trasa przemarszu. Niezależnie od tego zbiegu okoliczności było to ważna dla niego chwila. Doskonale pamiętał, że to właśnie tu odbył się niechlubny sejm, który dopełnił dzieła II rozbioru i to tu podpisał akt abdykacji nieszczęsny stryj. I jakby dla zatarcia przykrych wrażeń, jakie pozostawił Stanisław August, Pepi podpisuje w Grodnie akt przystąpienia wojska polskiego do Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego – najwyższej władzy odrodzonej w 1812 Rzeczpospolitej.
Następuje dalszy marsz przez ziemie białoruskie: Nieśwież, Słuck, Mohylew to kolejne przystanki w morderczym pościgu za uciekającym w głąb Rosji Bagrationem, pościgu zakończonym bitwą pod Smoleńskiem, do której przyjdzie nam wrócić w kontekście ukraińskim.
W czasie odwrotu Wielkiej Armii, książę Józef podróżował przez Białoruś w pozycji leżącej, doznawszy uprzednio groźnej kontuzji nogi. Kareta z rannym dowódcą V korpusu została skierowana w stronę Wilna, gdzie dotarła z początkiem grudnia, by następnie przekroczyć granicę Księstwa.
Poniatowski miał już nigdy nie ujrzeć Kresów.
Ukraina
Jako się rzekło, ze wszystkich ziem wschodnich dawnej Rzeczpospolitej największą rolę w życiu Pepiego odegrała Ukraina. Przede wszystkim dlatego, że to właśnie tu narodziła się jego wojenna sława. Mianowany dowódcą dywizji bracławskiej w 1790 roku, w czasie wojny w obronie Konstytucji 3 maja był już głównodowodzącym armii koronnej.
18 czerwca 1792 Poniatowski wydał bitwę rosyjskiemu generałowi Kachowskiemu. Siły obu stron były bardzo nierówne: 14 tys. wojsk koronnych musiało stawić czoła co najmniej 60 tysiącom Moskali. Jak pisze Szymon Askenazy: „Tutaj to, ze skutkiem nadspodziewanie pomyślnym odparłszy nieprzyjaciela [książę Józef] utrzymał pole. Zaskoczony był poniekąd samym starciem i wygraną”.
W charakterze wotum dziękczynnego za odniesione zwycięstwo, król Stanisław August ustanowił order Virtuti Militari. A zatem najstarsze spośród dotychczas przyznawanych polskich odznaczeń wojennych bierze swój początek w walkach toczonych na Ukrainie.
Ale Ukraina dla księcia Józefa stanowi przede wszystkim rdzeń bardzo ważnego projektu politycznego. Już w czasach zwycięskiej kampanii galicyjskiej w roku 1809 podległe mu oddziały zajęły przejściowo Lwów i chociaż można powiedzieć, że miasto to akurat było po drodze, sądzimy, że ukraińskie plany księcia Józefa odegrały w tamtych wydarzeniach rolę niepoślednią.
Jednak karty wyłoży na stół dopiero w roku 1811, podczas paryskiej rozmowy z Napoleonem. To wtedy zasugeruje mu uderzenie na Ruś i wywołanie tam polskiego powstania, które wznieciłoby jeden z owych lokalnych pożarów, od których pada imperium.
Napoleon początkowo przychylał się do tej koncepcji, następnie jednak, bojąc się zbytniego wzrostu znaczenia księcia, zmienił zdanie. Poniatowski – podobno na klęczkach – błagał Cesarza o rewizję tej decyzji po bitwie smoleńskiej. Smoleńsk, jak pokazuje historia, jest jednak miejscem pechowym.
Ukraiński plan pozostał w sferze marzeń.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!