W kontekście dyskusji na temat Wołynia przypominamy artykuł naszego Kolegi Rafała Dzięciołowskiego, który ukazał się w „Gazecie Polskiej” 12 czerwca 2013 roku.
W wymiarze moralnym mamy obowiązek nazwania prawdy i oddanie czci ofiarom – tak, jak na to zasługują. To nie podlega dyskusji. Jednak w wymiarze politycznym musimy pamiętać, że rozgrywka o przyszłość Ukrainy wchodzi w kluczową fazę. I choć nie mamy mocnych kart w tej grze, powinniśmy bronić, w naszym narodowym interesie, prozachodniego kierunku i sił, które ten kierunek wspierają.
„Nie można ignorować 100 tys. ofiar”
Kiedy na wiosnę 1943 r. po raz pierwszy polskiej oddziały podziemne Okręgu AK Wołyń raportowały do Komendy Głównej o coraz częstych przypadkach mordów, jakich dokonuje UPA na Polakach z Wołynia, nikt nie zdawał sobie sprawy, że to dopiero początek zaplanowanej i przeprowadzonej z żelazną konsekwencją czystki etnicznej dokonywanej na ludności polskiej. Zaskoczenie było zupełne, na opór ze strony Polaków nie było szans.
Od lutego 1943 r., od zagłady kolonii Parośla w powiecie sarneńskim, poprzez apogeum ataków w lipcu 1943 r., kiedy to jednego dnia zniszczono 99 wsi, aż do 1944 r. zginęło na Wołyniu, według danych IPN, ponad 60 tys. Polaków, a potem dalsze 30-40 tys. w Galicji Wschodniej. Ginęli wszyscy, którzy nie zdołali uciec – mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy. Całe wielopokoleniowe rodziny, wioski i miasteczka uległy zagładzie. Nie pozostał po nich żaden ślad. Ani mogiły, ani krzyże nie znaczyły miejsc pochówku ofiar.
Okrucieństwo zbrodniarzy było porażające – nigdy wcześniej nie stosowano tak strasznych metod eksterminacji. Coraz większa liczba polskich historyków, i to tych, których w żadnym razie nie można posądzić o stronniczość, mówi wprost: to było ludobójstwo. Prezes IPN dr Łukasz Kamiński w wywiadzie dla ukazującego się we Lwowie pisma „Wysoki Zamek” 23 maja 2013 r. powiedział: „Zbrodnia wołyńska ma wszelkie oznaki określone w konwencji ONZ z 1948 r. Konwencja ta określa ludobójstwo jako świadome działania w celu wyniszczenia całkowicie lub częściowo pewnej grupy narodowościowej, etnicznej, rasowej czy religijnej. Jeśli ktoś chce uważać żołnierzy UPA za bohaterów, to musi wcześniej zmierzyć się z faktami. Nie można zignorować 100 tysięcy ofiar”.
Front ukraińskiej prawdy
Tymczasem ukraińscy historycy idą w zupełnie innym kierunku. Najnowsza praca Wołodymyra Wiatrowycza, profesora Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, już w tytule powiela stare tezy. „Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947” została napisana z ideologicznych pozycji i bez szacunku dla warsztatu badacza dziejów.
Tezy stawiane przez ukraińskiego historyka o rzekomej wojnie polsko-ukraińskiej, w której ludność ukraińska walczyła o wyzwolenie narodowe i społeczne, są niezgodne z faktami. Także teza, że główną siłą była ludność cywilna występująca spontanicznie, czego dowodzić ma rzekomy brak rozkazu do likwidacji Polaków, nie jest prawdziwa.
Zresztą, oddajmy głos prof. Grzegorzowi Motyce, który na łamach „Nowej Europy Wschodniej” tak napisał o książce Wiatrowycza: „Autora niezbyt interesuje, jak było naprawdę. Próbuje natomiast obronić UPA przed zarzutem prowadzenia zorganizowanych antypolskich czystek Wiatrowycz opowiada się też za tezą, jakoby konflikt rozpoczęli Polacy na Ziemi Chełmskiej. To twierdzenie oderwane od faktów. Ktoś niezorientowany w zawiłościach stosunków polsko-ukraińskich po przeczytaniu >>wołyńskich<< fragmentów książki może wręcz odnieść wrażenie, że w ogóle nie było żadnych zorganizowanych mordów na Polakach. Wszystkie retoryczne chwyty Wiatrowycza, jak również posługiwanie się przez niego terminem >>wojna<<, wynikają, jak się domyślam, z próby zanegowania zbrodniczości antypolskiej akcji UPA. Dlatego już we wstępnych rozdziałach odrzuca on termin ludobójstwo, przeciwstawiając mu właśnie wojnę. Wbrew jednak temu, co pisze, użycie określenia >>wojna<< nie wyklucza bynajmniej zastosowania pojęcia >>ludobójstwo<<„.
Takich publikacji jest niestety dużo więcej. Stają się one manifestem poczucia tożsamości narodowej na zachodniej Ukrainie, a recenzenci z poczytnych portali zajmujących się historią najnowszą, jak na przykład „Istoryczna Prawda” reklamują je jako pionierskie i przełamujące polskie stereotypy. Taki stan rzeczy należy ocenić jako wyraźny regres w stosunku do nadziei, jakie towarzyszyły pierwszym spotkaniom seminarium „Polska-Ukraina. Trudne pytania”, gdy wydawało się, że dialog otwiera drogę do prawdy, a ta zaś do pojednania. Dziś na Ukrainie poszukuje się raczej ukraińskiej prawdy ze szkodą dla uczciwości badawczej i szans na porozumienie.
Różne pamięci
Jeszcze 10, 15 lat temu na zachodniej Ukrainie mało kto chciał rozmawiać o Wołyniu. Z reguły odpowiadano, że o żadnych zbrodniach nikt nie słyszał. Abo: „Tak, były zbrodnie – niemieckie. Niemcy tu strasznie wszystkich męczyli. I Ukraińców, i Żydów, i Polaków też, chociaż tu właściwie Polaków nie było” – mówili napotkani w 1996 r. w Młynowie koło Beresteczka w oficynie dworu Chodkiewiczów studenci ze Lwowa.
A w Podkamieniu, gdzie w marcu 1944 r. zaraz po mordzie w sąsiedniej Hucie Pieniackiej zabito około 500 Polaków, w tym tych, którzy schronili się w klasztorze dominikańskim, miejscowi przekonywali mnie, że Polaków nigdy tu nie było. Dopiero starsza kobieta, Polka, która cudem uniknęła śmierci, pokazała mi zarośnięte chwastami miejsce na cmentarzu ze starym krzyżem i pogiętą blaszaną tabliczką z napisem: „Tut pochoroneni Ti, szczo zahynuły w kosteli” („Tu pochowani Ci, co zginęli w kościele”). Zbiorowa amnezja powodowana strachem przed odpowiedzialnością, chęć zapomnienia za wszelką cenę.
I zimna odmowa rozmowy, gdy we Lwowie pokazywaliśmy skądinąd przyjaźnie nastawionym Ukraińcom pierwsze przywiezione do Lwowa tomy monumentalnego dzieła Ewa i Zbigniewa Siemaszków.
To zaczyna się powoli zmieniać. Oczywiście nie jest tak, jak byśmy chcieli, ale jednak. Powstał pomnik-cmentarz w Porycku, odbyły się tam pierwsze symboliczne obchody z udziałem tyleż zdeterminowanych, co wyalienowanych prezydentów Kuczmy i Kwaśniewskiego, powstały miejsca pamięci w Hucie Pieniackiej i Ostrówku, a ostatnio na cmentarzu we wspomnianym Podkamieniu stanął pomnik polskich ofiar zamordowanych przez UPA. W paru innych miejscach postawiono pomniki, a także oznaczono miejsca zbrodni krzyżami. Jednak wciąż regułą jest brak jakiegokolwiek upamiętnienia.
Co gorsza, często rodziny pragnące uczczenia ofiar, natykają na nieprzychylne stanowisko władz lokalnych. Trzeba powiedzieć wyraźnie, że nie da się mówić o pojednaniu, gdy większość ofiar nie ma ani grobów, ani krzyży na mogiłach. Ale to i tak pewien postęp w stosunku do sytuacji sprzed kilku lat.
Gorzej jest z nauczaniem o Wołyniu w ukraińskich szkołach. Jak podaje Andrij Portnow w artykule „Ukraińska (nie)pamięć o Wołyniu 1943”, w nowym ukraińskim podręczniku szkolnym do historii, wydanym w 2011 r., o wydarzeniach na Wołyniu nie wspomina się ani słowem.
W poprzednim, z roku 2006, często krytykowanym za nazbyt „patriotyczne” przedstawianie przeszłości, o zorganizowanym przez UPA masowym mordzie na polskich mieszkańcach Wołynia pisano następująco: „W sposób tragiczny ułożyły się relacje pomiędzy UPA a polskimi uzbrojonymi oddziałami reprezentującymi różne siły polityczne, które działały na terenach zachodniej Ukrainy. UPA deklarowała potrzebę zamknięcia drugorzędnych frontów, z wyjątkiem bolszewickiego i nazistowskiego. Nie udało się jednak dojść w tej kwestii do porozumienia z polskimi siłami narodowymi. Ukraińcy oskarżali o to Polaków, którzy pragnęli odtworzyć Polskę w jej przedwojennych granicach. Polacy z kolei twierdzili, że przyczyną braku porozumienia było nieugięte stanowisko Ukraińców. Ofiarą tego politycznego antagonizmu stała się przede wszystkim ludność cywilna”.
Nasuwa się zasadnicze pytanie: jak możemy oczekiwać od młodzieży ukraińskiej zrozumienia sprawy Wołynia, skoro w zakresie elementarnych faktów nie ma ona żadnej wiedzy?
Polityczne turbulencje
Uchwała Sejmu RP najprawdopodobniej odwoła się do oczywistej konstatacji, co do której zgodni są w większości polscy historycy – że zbrodnie wołyńskie były ludobójstwem. To będzie symboliczne zadośćuczynienie dla rodzin ofiar i wszystkich, których dotknęła tragedia wołyńska. Ale będzie to też wyzwanie dla polskiej polityki wobec Ukrainy, i to w gorącym momencie – przed podpisaniem układu stowarzyszeniowego z UE.
Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby polityka ta była dalej nacechowana przyjazną współpracą na rzecz uczestnictwa Ukrainy w procesie integracji z Europą. Polska powinna, pomimo trudności w sprawach historycznych, realizować kurs porozumienia, szczególnie że już teraz w Kijowie nie brak głosów, które chętnie widziałyby Ukrainę w rosyjskiej strefie wpływów. Siły te traktują problem wołyński instrumentalnie – jako narzędzie do rozgrywania wewnętrznej walki politycznej.
Kuriozalnym tego przykładem jest list szefa administracji Charkowa Michaiła Dobkina z Partii Regionów, w którym wzywa on Polskę, by w ślad za uchwałą wołyńską wydała zakaz wjazdu do strefy Schengen działaczy Partii Swoboda jako propagatorów faszyzmu. Takie stanowisko nie jest przejawem empatii i współczucia – jak chcieliby to widzieć niektórzy naiwni Polacy – lecz cynizmu, który wykorzystuje tysiące polskich ofiar z Wołynia do wzmocnienia prorosyjskiej narracji historycznej partii Janukowycza.
Przypomnijmy – narracji, w której nie było ani wielkiego głodu na Ukrainie, ani operacji polskiej NKWD w 1937 r., w której zabito ponad 111 tys. Polaków, ani agresji 17 września 1939 r. A według niej żołnierze Armii Krajowej to hitlerowscy kolaboranci!
Być może uchwała polskiego sejmu będzie wstrząsem dla Ukraińców z zachodniej Ukrainy, być może da impuls do podjęcia uczciwego dialogu w sprawie, która niszczy wzajemne relacje. Aby tak się jednak stało wiele zależy od postawy polskich polityków i ich determinacji we wsparciu prozachodnich sił na Ukrainie.
Rafał Dzięciołowski
19 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
22 października 2016 o 18:54Wydarzenia na Chełmszczyźnie…
Były wcześniejsze od rzezi wołyńskich – to fakt. Jednak i ja uważam, że wątpliwe jest, aby były dominującą przyczyną rzezi wołyńskich. Konflikt polsko-ukraiński wchodził w krwawą fazę jakby z dwóch końców. Końce te były bardzo odległe od siebie. Potem każda strona szukała „wygodnego dla siebie początku” – wygodnego w walce propagandowej.
Szachrajew
22 października 2016 o 20:33100/100
wnuk rezuna
22 października 2016 o 22:13Jaki sens mają takie teksty ….????
Polacy NIGDY , a przynajmniej od pierwszych Jagiellonów , nie mieli planów FIZYCZNEJ EKSTERMINACJI żadnej mniejszości narodowej , zamieszkującej terytorium Państwa Polskiego !!!!
Ani przed II WS , ani TYM BARDZIEJ w czasie wojny !!!
Ten jak piszesz z typowo ukraińskim uporem „Konflikt polsko-ukraiński”
..był NARZUCONY Polakom , z przyczyn które są zawarte w ideologii ukraińskiego ludobójczego banderyzmu , wspomaganego przez grekokatolicki kler , również zagrożony polonizacją , zwłaszcza elit ukraińskich .
Polacy byli na to bestialstwo zupełnie NIEPRZYGOTOWANI …podobnie jak niemieckie markety na polska „jumę” …stąd tak wielkie ofiary po polskiej stronie .
Bo niby o co Polacy mieli by walczyć z własnymi obywatelami wyznania grekokatolickiego , na terenach Państwa Polskiego , okupowanego przez hitlerowskie Niemcy ??????
Największymi zbrodniarzami są Ci , którzy szczują narody przeciwko sobie , a nie durne narzędzia mordujące własnoręcznie …
Odpowiedzialność przywódców UPA-OUN , za zbrodnie które inspirowali ii wykonali , jest taka sama jak Hitlera czy Stalina …
tomek
22 października 2016 o 23:13Znowu bełkot banderowycza. Armia polskich dzieci, kobiet i starców napadła na ukraińców uzbrojonych w poświęcone siekiery. Jak widać po ofiarach symetryczny konflikt.
Jarema
23 października 2016 o 12:04Panie Bohdanowycz pan ciągle szuka „wygodnego dla siebie początku”, co to usprawiedliwi, zamaże, zniekształci i zdeformuje prawdziwy obraz straszliwe ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich faszyzujących nacjonalistów z UPA ze zbrodniarzami Banderą, Szuchewyczem na czele.
Lublinianka
23 października 2016 o 14:14Insynuowane przez tego osobnika wydarzenia na Chełmszczyźnie to rojenia robactwa w jego chorym mózgu w stadium ostatecznego rozkładu.
Szczery
22 października 2016 o 20:52ukraincy to nie narod to zlepek przestempcow oni nigdy nie bendom przyjazni Polsce. Powinni przeprosic jak niemcy i rosjanie ale tego nie zrobiom bo sa falszywi . Polskie rzady wchodzom im w tylek . Nie powinni im pomagac tylko patrzec na polske jestem slazakiem kocham polske i bede oniom walczyl kto ja zaatakuje .
gegroza
22 października 2016 o 20:58To wszystko było zaplanowane przez prowidników UPA. Doszukiwanie się kto pierwszy a kto drugi nie ma najmniejszego sensu i kieruje dyskusje na manowce
oko "RA"
22 października 2016 o 21:58Co to się porobiło! Jeden banderowiec, popiera drugiego banderowca na polskim portalu! Administracja oczywiście nie widzi problemu bo wypowiedzieć się może każdy.
Tedy oświadczam że takie indywidua banderowskie jak bohdanovycz i szachrajew to istoty godne co najwyżej pogardy. Splunięcie im w twarz, było by dla nich zbyt wielkim zaszczytem.
fanjan
22 października 2016 o 23:40Proszę przeczytać książkę pana Krzesimira Dębskiego którą napisał jego ojciec świadek tragedii Kisielewa fakty mówią za siebie trudno czytac bo jest tam opisane bestialstwo Ukraińców sąsiadów i przyjaciół którzy tam razem żyli Co nie którzy fascynaci ukrainy powini to przeczytać może wtedy przejrzeli na oczy
Giernold
23 października 2016 o 00:07Metody mordowania używane przez banderowców ,były identyczne, jak te , które stosowali na porządku dziennym mieszkańcy U-krainy , czyli kresów Rzeczypospolitej. Już wtedy, byli nazywani przez Polaków – rzeźnikami.
Żeby zrozumieć konflikt między Polakami,Litwinami,Rosjanami i Ukraińcami ,trzeba cofnąć się 1000lat wstecz.
Polecam świetną książkę , która to przybliża :
Krwawiące sąsiedztwo. Polacy, Moskale i Kozacy – Jerzego Besali.
Oczywiście, dla tego co się stało na Wołyniu i Podolu, nie ma wytłumaczenia . Szerzenie kultu upa na Ukrainie , nie wróży niczego dobrego.
pinokio
23 października 2016 o 09:37bandyta nigdy ni przyznaje sie do zbrodni wszelkimi sposobami próbuje się wymigać od tego co zrobił
Lublinianka
23 października 2016 o 14:06Po pierwsze, ofiar było więcej, niż 100 tysięcy, bo 60 tysięcy to bezpośrednie ofiary mordów eksterminacyjnych na Wołyniu. A to nie koniec, bo niektórzy Polacy, którym udało się uciec z Wołynia do Małopolski Wschodniej czy na Lubelszczyznę zostali zamordowani później, razem z Polakami, którzy udzielili im schronienia. Natomiast ci, którzy schronili się w miastach, pomarli często z ran i chorób wywołanych niedożywieniem (banderowcy blokowali dostawy żywności do miast w tym właśnie celu), zwłaszcza dzieci. Do ofiar banderyzmu trzeba doliczyć tych, którzy w desperacji wsiadali w podstawiane przez Niemców wagony, by dać się wywieźć do Niemiec na roboty. Wielu z nich zginęło potem w dywanowych nalotach aliantów na fabryki, w których zostali umieszczeni. Od września 1939 roku nacjonaliści, a także bandycka ludność (ci ostatni partycypowali z ogromną ochotą w ludobójstwie – dla rabunku, z żądzy bezkarnego mordowania, torturowania i gwałcenia, a nie w celu utworzenia jakiejś ukrainy, którą do tej pory ich potomkowie mają głęboko w d…) mordowali małe grupki Polaków oraz pojedyncze osoby, żołnierzy września, uciekinierów, a potem w czasach okupacji sowieckiej i aż do wydania rozkazu o ludobójstwie Polaków przez kierownictwo UPA, głównie mężczyzn porywanych z domów, osoby podróżujące lub idące po drzewo do lasu. W sumie mamy dane o tym, że te „akcje” obejmowały po kilka, kilkanaście osób dziennie. Propagandowo tłumaczono te mordy rozpowszechnianymi przez OUN w celu uspokojenia Polaków pogłoskami o prywatnych porachunkach. (Ukraińcom zależało, by ofiary nie wyjeżdżały – nie można byłoby ich wymordować, co oznaczałoby, że w sprzyjających okolicznościach, np. po zakończeniu wojny, na pewno wracaliby do domów. Bała się tego zarówno łajdacka czerń, jak i „ideowi” ounowcy) Należy też dodać do tego rachunku ukraińskie ofiary banderyzmu, wtedy liczba ofiar wzrasta do 200 tysięcy Polaków i około 30 tysięcy Rusinów. Poza tym, w mordach masowo współpracowała tzw ludność cywilna ukraińska, ludzie młodzi, dzieci i kobiety, którzy pomagali w dobijaniu i torturowaniu rannych, a także zajmowali się rabunkiem dobytku ofiar. Nie wolno o tym zapominać. Gdyby nie „sąsiedzi”, tych zbrodni nie udałoby się przeprowadzić OUN-UPA na taką skalę. Nie ma się co dziwić „niepamięci” tychże. Ukraińcy to rzeczywiście w większości strasznie prymitywna dzicz, nie znają pojęcia skruchy i brakuje im poczucia zwykłej ludzkiej przyzwoitości. W sytuacji braku skruchy i żalu za popełnione zbrodnie tylko osoby niespełna rozumu będą się przyznawały rodakom ofiar, że brały osobiście udział w mordach, albo będą wskazywać na swoich, często jeszcze żyjących rodziców i innych krewnych. Z tychże względów nie zgłoszą się po ordery żyjący „sprawiedliwi Ukraińcy” ani ich potomkowie, bo będą bali się represji neobanderowców. Na ile założenia autora tej elkubracji (o tym, że sprawy się z czasem unormują zgodnie z normami cywilizowanego świata) się spełniły w rzeczywistości, wiemy już. Czy, jak p. Kwieciński, uderzy się w pierś i przyzna, że był pożytecznym idiotą, czy będzie szedł w zaparte i w ten sposób udowodni tezę, że jest związany z banderowską agenturą? Patrząc na to, co robi PIS czekam na wojnę z tą banderowską dziczą, będziemy mieli, niestety, powtórkę z historii, ale Jarosław Kaczyński i jego koty raczej nie ucierpią.
:(
23 października 2016 o 15:57Ukraińskie komentarze odnośnie filmu „Wołyń”
https://www.youtube.com/watch?v=u6LrdDjpPb8
Mysz
23 października 2016 o 17:04pawel bohdanowicz,
ty jestes (red.), nie bylo konfliktu polsko-ukrainskiego,bylo ludobujstwo.kiedy to dotrze do waszych banderowskich czaszek.
Mysz
23 października 2016 o 18:571 ogarniety koles i odzyskalibysmy swoje ziemie na wschodzie w jeden dzien.
pinokio
23 października 2016 o 21:11napaść wojska na ludność cywilna to według ukraincow to wojna a nie zbrodnia
oko "RA"
23 października 2016 o 22:42Jakiego wojska! co ty gadasz? To zwykłe zdegenerowane bandziory!
Tedy
24 października 2016 o 14:29oni nawet nie mają swojego języka.mówią troche po polsku troche po rosyjsku.ich mowa to kwik,bo wiadomo kim są