Koniec ery Isłama Karimowa w Uzbekistanie (niektóre źródła podają, że nie żyje) wywołał temat wymiany władzy w krajach autorytarnych byłego ZSRR. Białoruś jest jednym z nich, gdzie od 1994 roku rządzi autokratyczny przywódca. Tyran nie jest może tak okrutny jak uzbecki, ale mechanizm rotacji władzy drogą wyborów de facto został zablokowany, konkurencja polityczna – zredukowana do zera, a klasa polityczna tak naprawdę jeszcze się nie uformowała – pisze Aleksandr Kłaskowskij naportalu naviny.by.
Trudno sobie wyobrazić, aby białoruska nomenklatura wypuściła z rąk raz zdobytą władzę. Eksperci prognozują, że gdy zabraknie Łukaszenki, może rozpętać się bratobójcza wojna – wszyscy przeciwko wszystkim. A i Rosja nie zasypie gruszek w popiele…
Aleksander Łukaszenko, który 30 sierpnia obchodził swoje 62 urodziny, wygląda żwawo, uprawia sporty, a na polityczną emeryturę najwyraźniej się nie wybiera. Ale nikt nie jest wieczny. Nawet obecny prezydent zastanawia się pewnie czasem, kto i w jakich okolicznościach zasiądzie w jego fotelu. Ale z opinią publiczną nie skłonny jest dzielić się tymi przemyśleniami.
Po tym, jak w 2005 roku na swojego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego powołał najstarszego syna Wiktora, zaczęto spekulować, że to on zastąpi ojca. Ale Łukaszenka – ojciec w kilku wywiadach odrzucił wariant azerski , czyli możliwość dziedziczenia tronu.
Jaka zatem jaka opcja czeka Białoruś?
Psychologia charyzmatycznego autokraty jest taka, że świadomie lub podświadomie stara się eliminować w swoim otoczeniu silne osobowości. W takich systemach błyszczeć charyzmą może tylko ten jeden. W efekcie widzimy nędzny rząd, taki sam parlament – ręcznie sterowany i kiepskich urzędników. Opozycja, jeśli nie starta jeszcze w pył, tak jak w Uzbekistanie, to co najmniej wykrwawiona, zmarginalizowana. Naród zdepolityzowany, przyzwyczajony, że wszystkie sprawy w państwie i tak załatwią bez niego gdzieś tam na górze.
Tymczasem, ciężar odpowiedzialności za kraj z niewielkim doświadczeniem niepodległości, raczej słabą tożsamością narodową, kryzysem gospodarczym, a na dodatek geopolitycznie wciśnięty pomiędzy potężnych graczy z dwóch stron, to ciężar monstrualny. Komu przypadnie w udziale dźwignąć ten ciężar? Czy będzie w stanie ten człowiek utrzymać niezależność, zapewnić ład społeczny i rozwijać kraj?
W przypadku Białorusi, pytania te rodzą duży niepokój. Przede wszystkim dlatego, że jest ona uzależniona od Rosji, której elity rządzące tradycyjnie uważają Białoruś za strefę swoich strategicznych interesów, korytarza tranzytowego i bazy wojskowej. Próżnia władzy w Mińsku, to magiczny moment, aby umocnić tam swój przyczółek.
Zgodnie z konstytucją, „w przypadku wakatu na stanowisku prezydenta lub niemożności wykonywania przez niego obowiązków” jego uprawnienia przekazywane są premierowi, do czasu zaprzysiężenia nowo wybranego prezydenta.
„Najprawdopodobniej tak też się stanie na Białorusi, – zasugerował w komentarzu dla naviny.by politolog Andriej Porotnikow. – Następnie odbędą się wybory, w których ze stuprocentowym prawdopodobieństwem zwycięży wysoki rangą przedstawiciel nomenklatury”. Może zostać wybrany tenże premier lub szef prezydenckiej Administracji”, – uważa analityk.
Inna rzecz, – podkreśla, że na zachowanie systemu w jego obecnej formie nie ma środków, więc „powoli zaczną odkręcać śrubę”.
Przechwyciwszy już władzę (oczywiście przy pomocy sił bezpieczeństwa) nomenklatura może potrzebować nawet jakichś opozycjonistów, uważa Porotnikow. Według niego, białoruscy urzędnicy nie przywykli do pracy w środowisku konkurencyjnym, a opozycja ma jakieś doświadczenia w tym zakresie, znajomość technologii politycznych, wreszcie – kontakty międzynarodowe.
„Kolejne wybory będą bardziej wolne i przejrzyste” – prognozuje politolog.
– O to, przede wszystkim apelować będą zagraniczni aktorzy międzynarodowej sceny politycznej. Inwazji z zewnątrz w czasie przejmowania władzy na Białorusi jest według eksperta portalu naviny.by mało prawdopodobna.
Ale „przekupstwa faworytów”, aby wpływać na dalszy kurs, jaki obierze Białoruś, będą próbować różne siły zewnętrzne, z całą pewnością – uważa Porotnikow.
„Podstawowym problemem jest to, że na Białorusi nie ma jasnych mechanizmów ciągłości władzy, podkreślił w komentarzu do naviny.by dyrektor Instytutu Studiów Politycznych „Sfera Polityczna” Andriej Kazakiewicz. -Układ na wyższych szczeblach władzy – według niego, jest „niejasny i niestabilny”.
Kwestia nowego lidera zostanie podjęta w wąskim kręgu wpływowych osób, prognozuje rozmówca portalu. – Wysokie jest też prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji, w której nikt nie ufa nikomu i zacznie się „wojna wszystkich przeciwko wszystkim”.
W takim przypadku, Rosja może próbować „zostać gwarantem, mediatorem”. W każdym razie, Moskwa będzie próbowała podsunąć swoich ludzi, którymi w przyszłości łatwo będzie jej manipulować (na przykład poprzez kompromitację) sugeruje Kozakiewicz.
Innym zagrożeniem, jego zdaniem, jest to, że uprawnienia prezydenckie są ogromne, a zwycięzca może z nich korzystać, aby wyrównać rachunki z wrogami.
Pułapka autorytaryzmu
Problem zmiany na szczytach władzy może się zaostrzyć, nawet w takich krajach demokratycznych, jak Stany Zjednoczone, gdzie wielu paraliżuje myśl o prawdopodobnym zwycięstwie Donalda Trumpa. Ale Amerykanie przynajmniej wiedzą, między kim toczy się walka o prezydenturę, w taki czy inny sposób mogą wpływać na jej przebieg.
Białoruś musi się rozwijać, europeizować system polityczny, rozwinąć przestrzeń wolności dla obywateli i struktur politycznych.To najprostsza i najlepsza recepta na zmniejszenia ryzyka w przypadku tranzytu władzy. Ale recepta – niestety nie jest zbieżna z logiką autorytarnego personalistycznego reżimu, który boi się o pół obrotu odkręcić śrubę.
Jest mało prawdopodobne, aby epoka Łukaszenki została zwieńczona reformami. A to oznacza, że przyszłość Białorusi jest mglista i zatrważająca.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy
Kresy24.pl
6 komentarzy
józef III
31 sierpnia 2016 o 22:46Trzeba „europeizować” samego Łukaszenkę wtedy będą lekkie ustępstwa polityczne. Lud nie jest zainteresowany i cywilizacyjnie zainfekowany na system jeśli nie autorytarny to na pewno na model autorytetu. Przez 22 lata Łukaszenka utrwalił suwerenność Białorusi i przekonanie Białorusinów o trwałości ich państwowości. To, samo w sobie jest pozytywem. Gwałtowna zmiana ustroju lub przywodcy skończy się dla Białorusi horerendalną „smutą”.
lola
1 września 2016 o 11:12Trzeba uczłowieczać Europę i leczyć od ksenofobii, rusofobii! Europejska demokracja jest „zainfekowana”(cytat), więc po co Białorusi infekcje?
józef III
1 września 2016 o 22:16to taka przenośnia ilustracyjna wobec dominującego syndromu
Wielkopolanin
2 września 2016 o 10:25Spokojnie .W drugim ,trzecim szeregu obozu Łukaszenki na swoją szansę czekają miejscowi Kwaśniewscy,Balcerowicze,J.Lewandowscy,J.KBieleccy,Kulczyki,Cioski i kiszczaki.Nerwowo przytupują nogami w oczekiwaniu na moment słabości Moskwy spowodowanej zmianą gospodarza Kremla.Ten wariant Polska też musi brać pod uwagę.Mieć przygotowany scenariusz jego wykorzystania.
Adam Szczaus
2 września 2016 o 19:12A wy barany ,martwicie się kto zastąpi Prezydenta Łukaszenki.Was nie będzie a Prezydent Łukaszenko będzie jeszcze długo rządził Białorusią. Zobaczcie jak tam wyglądają i żyją ludzie – mają pracę i chleb.Martwicie się że Białoruś łączą przyjazne stosunki z Rosja a nas z kim co łączy Europa i co mamy to że polak sam nie może podejmować decyzji o swoim kraju,
Dymitr
3 września 2016 o 11:54Skąd pan Adam ma takie informację? Mieszkam na Białorusi i mogę powiedzieć, że obiecnie tutaj życie nie est takie słoniecznie.