Kaja Kallas, premier Estonii, to jedna z twarzy pomocy Zachodu dla walczącej z rosyjska agresją Ukrainy. Estonia nie tylko w przeliczeniu na liczbę mieszkańców jest jednym z największych dostawców broni i pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Kallas na spotkaniach ze światowymi przywódcami i zachodnimi mediami mobilizuje do dalszej pomocy Ukrainie i do stanowczości wobec Rosji świat zachodni. Jest też bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Jednak w ostatnich dniach jej polityczna przyszłość na tym stanowisku stanęła pod znakiem zapytania.
„3 czerwca premier Kaja Kallas (Estońska Partia Reform) zdymisjonowała siedmiu ministrów nominowanych przez Estońską Partię Centrum. Rozpad koalicji nie doprowadził do upadku rządu – gabinet Kallas ma charakter mniejszościowy, a teki zwolnione przez centrystów przejściowo przydzielono ministrom pozostającym u władzy. W parlamencie trwają prace nad zbudowaniem nowej większości” – czytamy w analizie warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich.
„Reformiści zaproponowali rozmowy koalicyjne Partii Socjaldemokratycznej i prawicowej Ojczyźnie, natomiast centryści rozpoczęli starania o stworzenie większości z Ojczyzną i nacjonalistyczną Estońską Konserwatywną Partią Ludową (EKRE)” – pisze autor analizy Bartosz Chmielewski.
Podkreśla, że kryzys w koealicji rządowej w Estonii trwa już od stycznia, a bezpośrednio dotyczy kwestii socjalnych – zasiłków rodzinnych.
„Centryści od dłuższego czasu byli niezadowoleni ze swojej pozycji w rządzie i wszystko wskazuje na to, że zależało im na rozegraniu sporu w taki sposób, żeby to partia premier Kallas zadecydowała o rozpadzie koalicji. Część z nich uważała, że ich rola – mimo równego podziału ministerstw – jest marginalizowana. W partii już od nawiązania współpracy z reformistami w styczniu 2021 r. funkcjonowała frakcja sprzeciwiająca się jej. Ważnym czynnikiem są też osobiste ambicje przewodniczącego Jüriego Ratasa (premier w latach 2016–2021, obecnie przewodniczący parlamentu), który chciałby ponownie objąć ster rządu” – czytamy w analizie.
„Jeżeli reformistom nie uda się zbudować większości, to zapewne będą skłonni oddać władzę, aby odzyskać ją za rok w wyborach parlamentarnych, dyskontując spore obecnie poparcie społeczne (wyniki w sondażach na poziomie 32–34%). Liderzy głównych partii mają też świadomość, że w sytuacji wojny na Ukrainie, 20-procentowej inflacji i kryzysu energetycznego rząd bez poparcia większości parlamentarnej to ryzyko dla kraju – szczególnie w obliczu insynuacji, że aktualny kryzys polityczny był inspirowany przez Rosję” – podkreśla Bartosz Chmielewski. Cała analiza tutaj.
Oprac. MaH, osw.waw.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!